Skoro akcja dzieje się w Castle Rock, czytelnik spodziewa się grozy. Skoro Stephen King – spodziewa się raczej grubej książki. W obu przypadkach niestety czeka nas rozczarowanie.
To niewielka książeczka, dłuższe opowiadanie, nie powieść, które z trzema podobnymi mu długością nieźle wyglądałoby w jakimś zbiorku. Całość można bez nadwyrężenia kalendarza zaliczyć przy jednym posiedzeniu.
Bohaterem jest człowiek, który choć nie chudnie, to staje się coraz lżejszy. Jego przypadłość w przedziwny sposób wpływa też na przedmioty z najbliższego otoczenia. Coś, co mogłoby być początkiem horroru jednak okazuje się powodem do przedstawienia zupełnie innych klimatów. “Uniesienie” to miniatura pokazująca człowieka, który musi pogodzić się z odejściem. Rozważa w związku z tym wartość życia, przydatność swojej osoby innym, to, co po nim zostanie.
Przyjemna rzecz, z nóg niestety nie zwala. I wygląda jakoś tak samotnie, jestem zdania, że tak krótkie formy lepiej jest drukować w większej paczce. No, ale jeśli ktoś liczy namiętnie książki przeczytane w tygodniu/miesiącu/roku, łatwo sobie “Uniesieniem” podniesie statystykę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz