Po lekturze książki jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że Roman Kostrzewski doskonale wie, co robi. I ten śmiech co poniektórych słuchaczy był zdaje się zamierzony. Poezje tego człowieka chyba mają jakąś specjalną umiejętność trafiania nawet do najbardziej opornych – a ja, uwierzcie mi, w kwestii szeroko rozumianej poezji jestem bardzo oporny. Najoporny wręcz.
Głos z ciemności to lektura na jedno popołudnie. Nie sposób jest się oderwać od specyficznego sposobu z jakim pan Kostrzewski opowiada o swoim życiu. Facet bez fałszywej skromności, ale i bez poczucia własnej mocy opowiada jak było i jak jest. Niejedną nierozwiązaną sprawę związaną z muzyką, karierą, Katem i różnego rodzaju konfliktami z gitarzystą Piotrem Luczykiem tu przedstawia, a robi to raczej obiektywnie, jakby nie uczestniczył w wydarzeniach, a oglądał je z boku. A gdy zaczyna opowiadać o inspiracjach i pozwala sobie na analizę własnej tekstowej twórczości to już całkiem można wsiąknąć.
Jednak nie tylko o muzyce i Kacie jest ta książka. Przede wszystkim jest o Kostrzewskim, jego dorastaniu w domu dziecka, rodzinie, szkole a także przynależności do Solidarności i efektach tejże – sporo było plotek na ten temat, słyszanych tu i ówdzie, teraz dowiedzieliśmy się jak było naprawdę.
No i wiadomo – jest także o satanizmie, rozumianym na sposób filozoficzny. Jest więc i o kościele, jako instytucji, o władzy, o pragnieniach, o życiu, rodzinie, potomkach, radościach, smutkach. Ale nie nachalnie – to punkt widzenia pewnego człowieka, i można się z nim nie zgadzać, a i tak nieźle się bawić przy lekturze, tak mi się wydaje. Dobra rzecz, dla fana raczej zakup obowiązkowy a dla reszty niezła ciekawostka.
Sine Qua Non 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz