niedziela, 3 marca 2019

Pablos gracz: Ach, ta Yakuza! I ci Japończycy! Jak oni potrafią robić gry!

Yakuza oraz jej remaster, Yakuza Kiwami, pokazują historię Kiryu Kazumy, który w latach 90. trafia do więzienia i wychodzi na początku lat 2000. W tym miejscu na dobre zaczyna się historia bohatera, kontynuowana przez jak na razie pięć kolejnych części. Brzmi to dość skomplikowanie, jak tu grać w taką szóstkę, gdy nie znamy całej historii bohatera? Obejrzenie streszczenia poprzednich jego przygód to nie to samo, co wzięcie w nich udziału…

Ponieważ cykl zyskał drugą młodość i w ostatnim czasie stał się dość popularny, SEGA przygotowała remaster pierwszej części, pracuje nad remasterem drugiej, ponadto ostatnio dowiedzieliśmy się, że powstaną także remastery części 3 i 4, wydanych uprzednio na PlayStation 3. A żeby zrobić jeszcze większy hype, SEGA wypuściła Yakuzę 0, czyli opowieść o czasach, gdy Kazuma Kiryu dopiero stawiał pierwsze kroki w Kamurocho, poznając smak przynależenia do rodziny. I ta odsłona stanowi rewelacyjny start, początek przygody, zachętę do sięgnięcia po kolejne części.

Co ciekawe, w epizodzie o podtytule 0 Kiryu nie jest jedynym grywalnym bohaterem. Kto zdążył ograć już Yakuzę Kiwami, ten z całą pewnością usycha z ciekawości kim jest niejaki Goro Majima, i co powoduje, że zachowuje się jak… szaleniec. I w prequelu do serii poznamy zarówno początki Kiryu, jak i Majimy, krok po kroku odkrywając motywy, które skierowały ich na wybraną drogę życia.



Niezależnie od tego, czy lubimy takie brawlery czy nie, jedno pozostaje niezmienne: umiejętność budowania doskonałych historii. To, co obejrzymy w grze Yakuza 0 to dramat pierwszej klasy, scenariusz na najwyższym poziomie, historia gracza wciąga totalnie a emocje są ogromne. I to jest główna siła prequela – scenariusz.

Drugim elementem, który jest wielkim plusem rozgrywki są dodatkowe, poboczne zadania. Słowo daję, nawet ci, którzy grają w japońskie gry nałogowo nie będą w stanie przewidzieć tego, co zostało przygotowane. Z ciekawszych rzeczy wspomnę tylko o uczeniu dominy jej fachu, uczeniu chuliganów jak być anarchistą, wysyłanie pocztówek do radia z opisami najdziwniejszych zdarzeń w celu zdobycia nagrody, czy wreszcie rozbicie szajki nastolatek handlujących własną używaną bielizną.

Trzecim powodem, dla którego warto po Yakuzę 0 sięgnąć, ale ten powód dotyczy w sumie wszystkich części gry, to mini gierki. Tak, jak Kiwami na długie godziny wciągało budowanie samochodów pędzących po torach, tak tu ogromną przyjemność daje UFO Catcher (znany i u nas z bud jeżdżących po miastach w latach 90.) oraz salon gier, w którym można pograć w takie klasyki jak Outrun. O bardziej skomplikowanych rozrywkach, jak prowadzenie lokalu z hostessami czy hazardzie przy walkach skąpo odzianych kobiet nawet już nie wspominam…



A na to wszystko został nałożony klasyczny brawler, czyli, jak to mawialiśmy za bajtla: bijatyka chodzona. Każda z postaci posiada trzy style walki, każdy znajdzie coś dla siebie, plus w różnych sytuacjach przydają się różne style. Sama bijatyka natomiast jest dość toporna, ale nie pozbawiona uroku. Budowanie kombosów, napełniania paska “heat”, ataki specjalne czy możliwość unikania ciosów powodują, że mimo toporności i mocnego usytuowania silnika w zeszłej dekadzie zabawa po pewnym czasie nabiera rumieńców i faktycznie może się podobać.

Jednak przede wszystkim Yakuza 0 to historia. Dzięki tej odsłonie dowiemy się nie tylko jak Kiryu ostatecznie wszedł na drogę bycia gangsterem, ale nawet co powoduje Goro Majimą, a nawet jak stracił oko. Genialna rzecz, zdecydowanie trzeba zagrać, plus SEGA życzy sobie za grę zaledwie połowę wartości nowej produkcji, co jest wisienką na torcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz