niedziela, 3 marca 2019

Pablos gracz: Strzelmy sobie w łeb, czyli dziwna Japonia w Personie 3

Persona 3 teraz, gdy ograłem zarówno czwartą, jak i piątą część, niestety nie robi już takiego wrażenia, jakie z pewnością wywoływała u graczy w momencie premiery. Jednak wciąż oferuje zabawę na dobrym poziomie, którą warto polecić fanom japońskich gier RPG. Jeśli jednak nie grałeś jeszcze w nowsze odsłony, zaklinam Cię na wszystkie świętości, graj chronologicznie! Będziesz mieć lepszą zabawę.

Bowiem o ile historie za każdym razem przedstawiają innych bohaterów (głównych, tło pozostaje podobne), tak rozwój systemu serii jest ciągiem zmian na lepsze, i po prostu wiedząc jak sprawy zostały rozwiązane w czwórce i piątce widać niedostatki trójki.

Uczniem być…


Jak zwykle – wcielamy się w ucznia szkoły średniej. Oczywiście bezimiennego, czyli grałem już trzecim Losem Pablosem w historii cyklu. Przybywamy do miasta i udajemy się do dormitorium, w którym nasz bohater spędzi kolejny rok. I już pierwszej nocy coś się dzieje. Okazuje się, że o północy występuje coś na kształt przerwy w czasie – Dark Hour. Nie wszyscy to dostrzegają, ale wybrani owszem. I podczas tej dziwnej godziny dzieje się to, czego fani serii oczekują – na powierzchnię wychodzą Cienie, znane z serii Shadows.

Japonia jest przedziwny krajem, co jest truizmem, ale w przypadku Persony 3 widać to już od pierwszych chwil. Otóż wyobraźcie sobie, że nasi bohaterowie w celu wywołania swojej persony, czyli istoty odpowiedzialnej za posługiwanie się magicznymi mocami… strzelają sobie w łeb.

Normalnie szok, tak zwany evoker wygląda jak broń palna, nawet mam wrażenie, że różni się wyglądem u poszczególnych postaci; jedni mają pistolet automatyczny, inni jakby rewolwer. I ilekroć podczas walki korzystamy z sił persony, tylekroć strzelają sobie w głowę.

Pozostała część rozgrywki mocno przypomina to, co znamy. Nasz bohater musi chodzić do szkoły, a w niej nie tylko się uczyć, ale i – a może nawet przede wszystkim – dbać o relacje z kolegami i koleżankami, które przekładają się na możliwości kreacji i wykorzystania person. Sprawia to pewną przyjemność, i wyobrażam sobie, że w momencie premiery gry dawało sporo radości. Dziś niestety, po ograniu nowszych odsłon widać, jak Social Links są skąpe i jeszcze niedopracowane. Tak jak i samo poruszanie się po mieście – czasem w Personie 3 nie ma co robić! To zadziwiające na tle najnowszej odsłony, w której do roboty jest tyle, że czasu brakuje na rozwój wszystkiego, co gracz rozwinąć by pragnął.

Fabuła po japońsku

Samej historii nic nie brakuje. Wydaje mi się nawet ciekawsza od opowieści z czwartej części, to całe wchodzenie do telewizora było dość dziwne. Tu opowieść jest bardzo klasyczna, gdzieś w nieodległej przeszłości były dokonane coś, co spowodowało lawinę wydarzeń, a nasi bohaterowie, jak się z czasem okazuje, mają swoje powody dla uczestnictwa w próbach uratowania… świata, rzecz jasna.

Rozgrywka opiera się na nauce i dbaniu o relacje społeczne za dnia oraz walce z cieniami w wybrane noce. Piszę wybrane, bowiem fabuła obfituje w różnorakie zdarzenia, przez które pogoń za cieniami często jest niemożliwa. I tak mamy do rozbicia grupę ważniejszych potworów, swego rodzaju bossów, na których opiera się fabuła, ale poza tym istnieje coś takiego jak Tartarus – wieża wypełniona piętrami pełnymi pomniejszych cieni. Wydarzenia fabularne toczą się raz w miesiącu, podczas pełni, z kolei w pozostałe dni miesiąca, jeśli warunki pozwalają można wędrować ku szczytowi Tartarusa, grindować i nabijać doświadczenie zarówno bohaterom, jak i ich personom.

Ciekawostką, której nie dostrzegłem w kolejnych epizodach serii jest zmęczenie bohaterów. Wędrówki po Tartarusie męczą postaci, zmęczone walczą gorzej, nawet potrafią zdecydować o powrocie i opuszczeniu drużyny. Co jest jednak ważniejsze, zmęczenie powoduje, że należy im dać nieco czasu na odpoczynek, stąd nie można kolejnej nocy znowu iść na grind. Zmęczenie wywołać może także coś nie związanego z walką, na przykład zbyt pilne studia po nocach. Dodaje to smaczku zabawie, gdzie faktycznie czasem trzeba wybierać czy poświęcać czas na grind czy na rozwój umiejętności społecznych, które ostatecznie mają wpływ na jakość person, zatem i walki. Nie jest to głupie.

Cykl wybitny

Jak dla mnie na pewno. Połączenie rozwoju bohatera w sensie RPG z rozwojem jako człowieka – istoty społecznej zdecydowanie trafia w mój gust. Mimo pewnego zmęczenia tematyką wciąż jestem ciekaw jak wyglądały poprzednie odcinki serii, jak wyglądał rozwój, który doprowadził do powstania czegoś tak genialnego jak Persona 5.


I choć nie jestem fanem remasterów, tak nie mogę nie doceniać faktu wydawania gier z PS2 na PlayStation 3. Doprawdy, gry są prawie, że wieczne. Niech już kończą z tymi sztywnymi generacjami, niech kolejne konsole fabrycznie są wstecznie kompatybilne z poprzednimi, tak wiele gier sprzed lat wciąż zasługuje na uwagę graczy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz