Tak gdzieś do połowy tej niedługiej książki lekko się zachwycałem opisami i sytuacjami, choć z każdą kolejną stroną opis jest nieco bardziej skomplikowany i wymagający wysiłku ze strony czytelnika. Nie jest to bowiem groteskowo-rzeczywisty opis stanu krajowej służby zdrowia czy też stosunku “białego personelu” do produktu, jakim jest ten okropny pacjent. Okazuje się, że “Zdrój” jest czymś o wiele większym, i mimo nikczemnego rozmiaru obejmuje znacznie szerszy plan, gdzie na pierwsze miejsce wychodzi bohaterka jako człowiek, który z chorobą, a co za tym idzie licznymi sanatoriami żyje całe swoje życie.
I jest to tło dla trochę bardziej wymagających analiz. Wymagających uwagi, ale i pewnego wysiłku ze strony czytelnika. Im bliżej końca tym mniej oczywiste się stają opisy bohaterki, i tym trudniej jest nadążyć za własnymi myślami, które gwałtownie próbują pozostać na tym samym poziomie, co literatura. Prawdę mówiąc nie wiem, czy podołałem. Swoje wrażenia mam, jak najbardziej, ale porównując je z niebywale pozytywnymi recenzjami szeroko rozumianego ogółu czuję się, jakbym w starciu ze “Zdrojem” niestety poległ.
W.A.B. 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz