niedziela, 3 marca 2019

Remigiusz Mróz po raz pierwszy, i na pewno nie ostatni ("Kasacja")

Zawrotną karierę robi stosunkowo młody pisarz – Remigiusz Mróz. Dosłownie wyskakuje zewsząd, pisząc tak wiele książek i to w tak różnych gatunkach. Ja postanowiłem zacząć od powieści nazywanej przez niektórych „thrillerem prawniczym”, bo swego czasu zaczytywałem się w klasykach Johna Grishama. „Kasacja” to pierwszy tom opowiadający o Joannie Chyłce, pani adwokat z dużej firmy. Do jakości Grishama co prawda jeszcze brakuje, ale książka i tak jest zaskakująco dobra.

Piszę zaskakująco, bowiem „Kasacja” od pierwszych chwil strzela w czytelnika zdarzeniami, przy których trzeba mocno mrużyć oczy, aby je sobie dobrze usadzić w świecie przedstawionym. Sam pomysł, w którym nowicjusz trafia na starą wygę jest mocno ograny, a jeśli dodamy do tego błyskawicznie rodzącą się więź między bohaterami, to wychodzi rzecz momentami nieco naciągana. I tak jest do końca, rozwiązania czasem choć na pozór sprawiają wrażenie przygotowanych zawczasu jednak bardziej kojarzą się a magiem i jego magicznym cylindrem, z którego je wyciąga… ale to wszystko tak naprawdę nie ma większego znaczenia.

Bowiem Remigiusz Mróz okazuje się być twórcą, który ma rewelacyjnie zbudowany warsztat pisarza. Autor posiada prawdziwy talent operowania słowami: nigdy w książce, nawet ani razu nie stawia zdań, które są zbędne, niepotrzebne i opisujące w sumie nieistotne sprawy. Ba, wręcz przeciwnie, książka jest bardzo dynamicznie napisana, z krótkimi rozdziałami-scenami, niczym w filmie, gdzie czytelnikowi stale towarzyszy syndrom jeszcze jednej sceny, oderwać się od lektury jest bardzo trudno, i to pomimo pewnych naciągnięć, o których wspominałem wcześniej. Jeśli odpowiednio zmrużymy oczy i przestaniemy konfrontować zawartość książki z naszymi wyobrażeniami o świecie mafii, polityki i prawników, „Kasacja” okazuje się powieścią wypełnioną dobrymi dialogami, przekomarzankami napisanymi z wdziękiem, które skupiają czytelnika na bohaterach z kancelarii na tyle, że momentami można zapomnieć o sprawie, którą prowadzą. A ona sama jest przecież także nieprzeciętna i jej rozwiązanie wzbudza ciekawość.

Przyznam, że to niezły „thriller prawniczy”. Jasne, że przesadzony, starający się wystrzelić przynajmniej kilka fajerwerków, z których nie wszystkie ładnie wybuchły. Ale jak mówię: trzeba przyjąć na klatę świat przedstawiony i po prostu dać się porwać historii, wówczas lektura jest bardziej, niż przyjemna. Książka sprawia dużo radości i trudno mi sobie wyobrazić, by teraz Joannę Chyłkę zostawić i do jej spraw nie wrócić. To bardzo udany początek znajomości.

Czwarta Strona 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz