poniedziałek, 23 maja 2022

Lisa Gardner - "Sąsiad"

Cykl o detektyw(ce) D.D. Warren pisany jest w taki sposób, że prócz obojętnego narratora jest kolejny, pisany już pierwszoosobowo. W “Sąsiedzie” jest nawet dwóch. Jest tytułowy sąsiad, którego historia niejednego z czytelników zmusi do zastanowienia, bowiem młodzieniec żyje z piętnem przestępcy seksualnego. Poruszony jest interesujący temat tegoż piętna i osób, które je noszą, podczas gdy skala ich przestępstw jest doprawdy bardzo rozbudowana, czyn czynowi nie jest równy, a życie człowieka już na zawsze jest zdefiniowane. Z kolei drugim narratorem, o wiele ciekawszym, jest zaginiona kobieta, przedstawiająca swoje co najmniej dziwne małżeństwo, pełne niedopowiedzeń, jakichś tajemnic. Doprawdy, napięcie jest niezwykle przyjemne podczas lektury, pragnienie poznania całej historii całkowicie dominuje czytelnika.

Podobnie jak przy tomach poprzednich, można odnieść wrażenie, że nazywanie całego cyklu imieniem detektyw(ki) D.D. Warren jest nadane nieco na wyrost. Chciałoby się poznać ją bliżej, tymczasem autorka zdecydowanie skupia się na postaciach uwikłanych w sprawę, zaginięcie młodej matki oraz roztrząsanie czy przestępcą jest mąż czy sąsiad. Opowiedziana tu historia jest oczywiście niebywale ciekawa, a postacie bardzo autentyczne. Kończąc lekturę odczuwałem zadowolenie i pewność, że zapoznanie się z tomem czwartym jest tylko kwestią czasu, jednak najbardziej zastanawia mnie czy wreszcie D.D. Warren wejdzie na ten pierwszy plan i będzie nam dane ją poznać bliżej? Byłby już czas.

The Neighbor, Albatros 2022

wtorek, 17 maja 2022

Lisa Gardner - "W ukryciu"

Druga część cyklu o detektyw(ce?) D.D. Warren sprytnie wykorzystuje tom poprzedni w taki sposób, że zarówno jest zupełnie nową historią, jak i mocno opartą o wydarzenia z “Samotnej”. I tu bohaterka jest obecna już cały czas, nie pojawia się nagle po połowie lektury.

Od wydarzeń z “Samotnej” minęły dwa lata. Bobby Dodge przeszedł z grupy specjalnej na komisariat, jest detektywem. W Bostonie, na terenie dawnego szpitala psychiatrycznego odnaleziono ukryte pod ziemią pomieszczenie, w którym znajdowało się sześć ciał małych dziewczynek. Książka krąży więc wokół tego samego tematu, co tom poprzedni, a nawet chwilami pojawia się na scenie znana z “Samotnej” bohaterka.

Drugą postacią, wokół której zbudowana jest akcja jest około trzydziestoletnia kobieta, która całe życie ucieka. Od dzieciństwa wraz z rodzicami co parę lat zmienia nie tylko miejsce zamieszkania, ale również imię i nazwisko. Historia przedstawiona w powieści “W ukryciu” w sposób bardzo wciągający łączy wszystkich bohaterów i oferuje doskonałą lekturę, urozmaiconą o wiele interesujących wstawek. Na przykład opowieści prosto z sal szpitala psychiatrycznego.

Zarówno w tomie poprzednim, jak i tu, poza niebywałą lekkością pióra, podoba mi się podejście autorki do przedstawiania czytelnikom rzeczy okropnych, dramatycznych i okrutnych. Lisa Gardner potrafi przedstawić tego typu zdarzenia tak, że czytelnik zdecydowanie się angażuje, przejmuje, odczuwa gamę emocji, ale jednocześnie autorka nie epatuje przemocą, nie prześciga się z innymi twórcami na możliwie najokrutniejsze, najbardziej obrzydliwe i przerażające czyny, jakie człowiekowi potrafi zgotować inny człowiek. A czasem mam wrażenie, że literatura kryminalna, czy też thrillery w tym kierunku teraz idą: siłą opisu. Na szczęście póki co siłą cyklu o D.D. Warren jest nie dosadny opis, ale sprawnie skonstruowany klimat.

Hide, Albatros 2021

sobota, 14 maja 2022

Lisa Gardner - "Samotna"

Zachciało mi się poczytać coś dłuższego, jakąś serię, gdzie potrafiłbym się przyzwyczaić do bohaterów i spędzić uroczo kilka dni, może nawet tygodni. Jakoś nie możemy się doczekać na kolejnego Sebastiana Bergmana (Hjorth & Rosenfeldt), o Mikaelu Brennem (Tvedt) mogę już chyba zapomnieć, a po ostatnich tomach Rizzoli & Isles (Gerritsen) nie mam ochoty na kolejne. Czas więc spróbować prozy Lisy Gardner, autorki na tyle popularnej, że się ją kojarzy nawet nie znając twórczości. 

Problem polega na tym, że tak naprawdę nie wiadomo kto będzie bohaterem cyklu. No, i owszem, w internetach stoi wyraźnie wskazane, że detektyw D.D. Warren, ale w pierwszym epizodzie postać ta pojawia się późno, prawie tak późno jak komisarz Barbarotti w pierwszym tomie genialnego (do pewnego momentu) cyklu Hakana Nessera. Najpierw poznajemy policjanta, który jednocześnie jest członkiem brygady antyterrorystycznej i kobietę, która w dzieciństwie była porwana i wykorzystana przez dewianta, a dziś znowu potrzebuje pomocy. 

Autorka pisze w taki sposób, że powieść czyta się błyskawicznie. Potrafi skutecznie przykuć uwagę czytelnika zarówno słowem, sprawnie budowanymi zdaniami i ich dynamiką, jak i postaciami. Bohaterowie od pierwszej chwili mocno interesują czytelnika, a intryga zbudowana jest wręcz znakomicie; w pewnym momencie już nie można być niczego pewnym. I paradoksalnie sama detektyw D.D. Warren jest byle jaka, pozostająca daleko w tle, zupełnie nieistotna. Nigdy bym nie zgadł, że to ona ma zostać postacią wokół której będą się (tak myślę) toczyć kolejne epizody. 

Świetna lektura na dwa popołudnia, zapewnia dokładnie taką ilość emocji, jaką thriller zapewnić powinien, a przy tym autorka nie przesadziła z próbami zaskoczenia czytelnika za wszelką cenę, dzięki czemu historia może i momentami zbliża się do groteski, ale groteskową się nie staje. Chętnie sięgnę po następny tom.

Alone, Albatros 2021

środa, 11 maja 2022

Przygoda na planecie pełnej szlamu, czyli krótki komiks o przykrej naturze ludzkości


Ale nie komiks, bo gra. Konkretnie “The Gunk”, która wpadła na super szybki dysk SSD mojego Xboksa prosto z abonamentu Game Pass. Piszę w tytule: komiks, bo gra ma mocno komiksowy scenariusz i fabularne rozwiązania, ale i oprawa dźwiękowa też przez cały czas kojarzyła mi się z opowieścią obrazkową.

Obserwujemy dwójkę kobiet, które wędrują przez przestrzeń kosmiczną, by w końcu lądować na jednej z kolejnych planet. W tle gdzieś brzmią informacje o klasycznych, komiksowo-space-operowych tradycjach: szmuglerka, wierzyciele itp. Wcielamy się w rolę jednej z nich, i w typowej perspektywie zza pleców bohaterki poznajemy pierwszą przedziwną rzecz na planecie: szlam. Ruchomy, uformowany w mniej lub więcej przypominające chmury bryły szlamu.

Nasza bohaterka, co ciekawe, nie posiada prawej ręki. Zamiast niej ma pewne urządzenie, które można by nazwać rękawicą, lub bronią, albo najlepiej: gadżetem. Poza zastępowaniem utraconej sprawności, Pumpkin (bo tak dziewczę nazywa swoją zabawkę-protezę) potrafi kilka ciekawych rzeczy, jak na ten przykład wysysanie wszystkiego, co jest przed nim. Wszystkiego w granicach pewnej określonej siły działania, rzecz jasna. I błyskawicznie okazuje się, że Pumpkin świetnie sobie radzi ze szlamem. A gdy najbliższa okolica z tegoż szlamu zostaje oczyszczona, do głosu dochodzi pierwotna natura planety, otoczenie się przekształca, wywołując zaciekawienie u bohaterki, która pragnie zwiedzać dalej.



W ten sposób poznajemy planetę, na której szlam praktycznie zabija życie. Walka z nim powoduje pojawienie się różnych… z braku pomysłu nazwijmy je krótko: roślinami. Niektóre z nich mają pewne sobie tylko właściwe funkcje, i szybko okazuje się, że prócz sukcesywnego eliminowania szlamu zaczynamy zbierać to i owo oraz wykorzystywać odblokowane rośliny do przedostawania się coraz dalej i dalej. W ten sposób powoli poznajemy planetę oraz zawiłości jej historii, krok po kroku dochodząc do coraz mniej przyjemnej prawdy: mianowicie powodu, dla którego dawniej pełna życia planeta staje się powoli wyjałowionym cmentarzem.

Po prawdzie wyjaśnienie powodu nie ma specjalnego sensu, ale próbuje skierować uwagę gracza na wyniszczającą naturę ludzkości. Niestety fabularnie to przypomina niespecjalnie przemyślany komiks dla jedenastolatków, więc mniejsza z tym.



Gra w ogromnej mierze oferuje raczej prostą zabawę platformową z elementami strzelania - ale tych drugich jest naprawdę niewiele przez ogromną większość zabawy. Gdy w końcu bohaterka staje naprzeciw nie tylko zagadek logicznych, ale i wyzwań (doprawdy nietrudnych) zręcznościowych uwzględniających szeroko rozumianą walkę gracz jest już na tyle ciekawy historii oraz zadowolony z rozgrywki, że przymyka na to oko, i - cóż robić - bierze udział w walce.

Choć fabuła obiecuje wiele, by ostatecznie okazać się niewybuchem, tak dialogi są na zupełnie innym poziomie. Nie dość, że mają sens i doprawdy rewelacyjnie ukazują relację między dwiema kobietami / członkami załogi / szmuglerkami / łowcami przygód / przyjaciółkami, to jeszcze na wielki plus zasługuje aktorstwo. Dialogi są jak dobry film akcji, z okazjonalnymi onelinerami nawet. Niestety muzyka mnie nie zachwyciła, jedyne myśli, jakie ku niej miałem, to pragnienie by była lepsza. Z kolei grafika może się podobać, jest raczej prosta, a postaci przypominają trochę plastusie z bajek, które poklatkowo kręcono dawno temu. Oprawa wizualna z pewnością nie ujmuje nic rozgrywce, jest wyraźnie, jest sporo klatek, jest ok.



Z całą pewnością nie można nazwać “The Gunk” tytułem przełomowym, ale nic też zabawie nie można ująć. Jest na tym świecie całkiem sporo gier, które chciałyby być tak wciągające przyjemne, jak “The Gunk”. Bawiłem się przez około trzy popołudnia, niespiesznie, zbierając co tylko się da, tworząc wszystkie ulepszenia bohaterki jakie były dostępne, wreszcie pokonując półfinałowego bossa (trudny) i finałowego (pikuś).

Polecam na relaks, to nie jest tytuł, w którym się można zgubić, świat udaje otwarty, ale po prawdzie jest mały i w zasadzie idziemy wszędzie jedną ścieżką przed siebie. Mimo to rozglądanie się po nim, podziwianie pomysłów twórców oraz obserwacja wpływu, jaki na ów świat ma eliminacja szlamu daje całkiem sporo przyjemności. Moim zdaniem warto dać szansę.

piątek, 8 kwietnia 2022

Rzucam wszystko i wyjeżdżam do Providence Oaks, czyli o grze Lake słów parę

Wreszcie trafiła mi się gra, którą miałem ochotę skończyć. Już się bałem, że jakiś kryzys, że trzeba będzie sprzedać zabawki i znaleźć inne hobby, ale Game Pass zaoferował mi grę “Lake” i kryzys minął.

Wcielamy się w rolę kobiety, która 22 lata wcześniej opuściła Providence Oaks i wyjechała do dużego miasta na studia. Teraz jest rok 1987, a Meredith jest programistką, która lada moment będzie miała okazję wejść do czołówki producentów gier na komputery. Nowy tytuł radzi sobie nieźle, rozmowy o poważnej forsie i potężnej dystrybucji trwają… a bohaterka wraca na dwa tygodnie do rodzinnej miejscowości, by złapać dystans do świata, zaopiekować się domostwem rodziców, którzy udali się na wczasy i przez ten krótki czas pomóc lokalnej placówce pocztowej.

Zabawa polega na poruszaniu się do otwartym miasteczku Providence Oaks przy pomocy niewielkiej pocztowej furgonetki oraz pieszo. Mapa wskazuje lokalizacje, do których należy dostarczyć pocztę; listy wrzucamy do skrzynek przed domostwami, a paczki osobiście, dzwoniąc do drzwi. Podczas codziennej rutyny będzie bardzo wiele okazji do nawiązania rozmów, przypomnienia sobie dawnych czasów, rozpoznania przyjaciół sprzed lat… i całość wyszła doskonale, codzienność w Providence Oaks jest świetną zabawą, dającą masę frajdy. Taki nieskomplikowany symulator listonosza okraszony relaksującą fabułą.


Gra nie stara się zarzucić gracza jakimiś super poważnymi tematami, raczej stawia całkowicie na odpoczynek i relaks; jest to tytuł stworzony wręcz do tego, by po dniu pracy po prostu odpocząć. Aktorzy dobrani do ról są doskonali, bardzo przekonujący, a Meredith w miasteczku przytrafia się kilka przygód, takich akurat by zainteresować, ale nie zmęczyć zbytnio gracza.

Wszystko jest okraszone przyjemną dla oka grafiką 3D, trochę komiksową, nieco mniej szczegółową niż np. w “Life is strange”. Duże wrażenie zrobiła na mnie gra świateł i zaprezentowana przyroda, a będąc listonoszem w niewielkim miasteczku leżącym tuż nad ogromnym jeziorem naprawdę znajdziemy widoki do podziwiania. Ponadto można w samochodzie włączyć lokalne radio, gdzie po krótkiej rozmowie z rana i prognozie pogody puszczana jest bardzo przyjemna muzyka, którą można sobie odsłuchiwać również na Spotify, jest naprawdę przyjemna, odprężająca, nieskomplikowana i bardzo autentyczna.



Gra jest bardzo krótka, bawiłem się trzy niespecjalnie długie popołudnia. Dniówki mijają szybko, z rana jeździmy z pocztą, potem krótka scenka, może jakieś spotkanie, albo relaks w domu. Po tym czasie następuje konkluzja, którą łatwo przewidzieć, no i to jest w zasadzie jedyna wada gry, jaką dostrzegłem - na koniec jest trochę za mało emocji, akurat przy końcówce mogło być ich więcej, aby mocniej uderzyć w gracza wyborem, przed którym staje Meredith.

Bardzo polecam, dawno nie czułem się tak dobrze przed telewizorem. Teraz czekam na symulator listonosza lub kuriera, bo takie rozwożenie poczty z fotela przed tv jest tym, co doprawdy łagodzi nastrój i człowiek znowu nabiera nieco chęci do życia.