Była taka gra: Dungeon Siege III. Nie dane mi było poznać dwóch poprzednich części (można, tylko że na PC, więc nie, dziękuję), ale trzecią bardzo mile wspominam. Takie Diablo, ale lepsze. Już tłumaczę: zamiast rozbudowanego lootu DSIII oferowało fabułę. Nawet ciekawą, nawet z pewnymi wyborami do podjęcia. Świetnie się bawiłem, i czasem chciałbym pobawić się znowu w podobnym tytule. Stąd właśnie na mojej liście życzeń w PlayStation Store pojawił się Shadows: Awakening. Gra jest, zupełnie jak Dungeon Siege III częścią większej całości, i podobnie także tu nie mam żadnej historii z poprzednimi epizodami. Gdy jednak pojawiła się promocja i można było wejść w posiadanie S:A za połowę stówki bez wahania dokonałem zakupu.
I dawno nie czułem takiego zadowolenia. Gra spełniła w zupełności moje oczekiwania; zupełnie jak Dungeon Siege III oferuje zabawę jak w Diablo, tylko lepszą.
Zabawa rozpoczyna się w momencie, gdy czarodziej Krenze przywołuje demona, by spełnił jego życzenie. Życzeniem jest, że tak krótko powiem, uratowanie świata przed zakusami złych, no wiadomo, cóż by innego. Jako gracz wcielamy się w tegoż demona, który sprawia wrażenie klasyczne dla takich sytuacji: niby podejmuje się zadania, jednak jest oczywistym, że być może, kto wie, będzie próbował się uwolnić od Krenze’a.