niedziela, 3 marca 2019

Piąty tom Sagi Cienia, czy jedenasty Sagi Endera? (Orson Scott Card - "Ucieczka Cienia")

Przyznam się, że Ucieczka Cienia jest czymś zupełnie innym, niż się spodziewałem. Po tylu latach od wydania Cienia Olbrzyma oczekiwania miałem całkiem spore, szczególnie że bardzo lubię całą Sagę Cienia, i może dla wielu zabrzmi to jak bluźnierstwo, ale lubię tę sagę bardziej, niż oryginalną Sagę Endera nawet. Losy Groszka i Petera Wiggina zwanego Hegemonem interesowały mnie na przestrzeni lat o wiele bardziej niż filozoficzne historie składające się na dalsze przygody samego Endera. Dlatego też Ucieczka Cienia stanowi dla mnie pewne rozczarowanie, bowiem jest kompletnym odejściem od dynamicznie opowiadanych historii, jakie charakteryzowały tomy o Groszku i przejściem do dywagacji o nauce, Formidach, Królowych Kopca i ksenocydzie, czyli właśnie tematyki znanej z Mówcy Umarłych.

Poprzedni tom zakończył się odlotem Groszka wraz z potomstwem w kosmos i rozpoczęcie podróży z prędkością bliską prędkości światła. Celem tego wydarzenia była możliwość zyskania czasu (przez jego relatywizm) na badania nad śmiertelną chorobą Groszka i jego dzieci – antonizmem. Gigantyzm Groszka powoduje, że bohater już nie potrafi się ruszać, żyje w grawitacji bliskiej zeru ze względu na serce. Jego niebywale inteligentne dzieci natomiast próbują odnaleźć rozwiązanie problemu, jeśli już nie dla ojca, to chociaż dla siebie.

Choć początek powieści obiecuje interesujące zagadnienia dotyczące inteligencji człowieka, jej jakości – coś, co Card tak rewelacyjnie potrafi pisać, szybko okazuje się, że niestety akcja zmierza w zupełnie innym kierunku. Wspomnianym już przeze mnie na początku kierunku szeroko rozumianej filozofii, pragnieniu poznania Obcych, zrozumienia ich. Początkowe podniecenie wywołane komentarzami jednego z potomków, czyli dywagacje na temat narodzin nowej rasy i sposobów na jej przetrwanie a nawet rozkwit błyskawicznie stają się niczym w obliczu powrotu do znanych nam wszystkim Formidów i ich kolonizacji kosmosu.

To bardzo krótka powieść, dosłownie na jedno popołudnie; wskaźnik procentowy w czytniku z każdym obrotem strony przeskakiwał mocno do przodu, i powiem szczerze, że Ucieczka Cienia o wiele bardziej przypomina rozbudowane opowiadanie, niż pełnoprawny tom cyklu znanego z dynamiki opowiadanej historii. Jednak może dzięki swej długości książka zdołała się obronić – niby czuję rozczarowanie, chciałem więcej, chciałem inaczej, ja naprawdę jestem ogromnym fanem Groszka, chciałem czegoś epickiego, ale z drugiej strony muszę przyznać, że to, co otrzymałem całkiem nieźle się broni. Ucieczka nie całkiem pasuje do poprzednich tomów Sagi Cienia, ale doskonale wpisuje się w całokształt historii o konflikcie ludzi z Formidami, stanowiąc przyzwoicie zaprojektowany łącznik między Groszkiem i Enderem, zupełnie jak ostatni (póki co) tom o samym Enderze, czyli Ender na wygnaniu. Myślę, że obie te książki zostały tak zaplanowane, bo autor szykuje nam coś mocniejszego w tej przedstawianej od ponad trzydziestu lat historii. I znając go, będzie to coś niezwykłego.

Shadows in Flight
Prószyński i S-ka 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz