Sam co prawda nigdy w żaden epizod cyklu nie grałem, coś mi jednak mówiło, że nie ma to żadnego znaczenia. Ktoś, kto potrafi napisać rzecz tak dobrą, jak Moskal, na pewno poprowadzi akcję w taki sposób, by zainteresować także czytelników spoza grona fanów gry. I faktycznie tak jest – autor robi tu niesamowicie dobrą robotę, krok po kroku wprowadzając nas w świat pełen zmutowanych istot, przedziwnych stworzeń, opuszczonych miast i ośrodków i licznych, bardzo licznych niebezpieczeństw.
Akcja prowadzona jest w formie pierwszoosobowej, i przeważająca część powieści przedstawia opis codzienności stalkera: kolejne wyprawy i przygody. Niewiele tu dialogów, jest samotność traktowana jako przywilej oraz Zona – miejsce z jednej strony przerażające, z drugiej wydające się być jakby magicznym. Surowy fragment ziemi, otoczony szczelnie przez wojska i służby licznych narodów i organizacji, niby totalnie odcięty – ale wiadomo, że człowieka nie da się powstrzymać. Jest zatem handel tym, co w Zonie powszednie, a na zewnątrz cenne, jest przemyt, także ludzi. Ale to tło, natomiast na pierwszym planie jest właśnie samotność – święty spokój i odkrywanie.
Ołowiany świt przedstawia nam Miszę – stalkera z Polski. Czytelnik usycha z ciekawości skąd się tu wziął, jak to się stało, że znalazł się w Zonie. Autor bawi się kolejnymi przygodami umiejętnie wplatając co pewien czas dodatkowe informacje, o świecie i o bohaterze. A bawić się pan Gołkowski potrafi, i jego historie po początkowych, wprowadzających w świat stają się coraz bardziej osobiste, momentami smutne, ale znacznie częściej skupiające się na rzeczach przyjemnych w tym nieprzyjemnym świecie. Taki paradoks, ale w samotności i poczuciu ciągłego niebezpieczeństwa łatwiej jest docenić to, co piękne, zatem wszelkie pozytywne emocje w Zonie są o wiele bardziej odczuwalne, wręcz uderzające.
Z nadzieją, że kolejne tomy będą jeszcze lepsze bez marnowania czasu od razu sięgam po Drugi brzeg.
Fabryka Słów 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz