niedziela, 3 marca 2019

Niestety, ale „Dziewczyna z pociągu” to nie jest, czyli o drugiej powieści Pauli Hawkins ("Zapisane w wodzie")

Nie powiem, żeby “Dziewczyna z pociągu” mnie zwaliła z nóg, znacznie bardziej od fabuły pamiętam całkiem sprawne zaprezentowanie choroby zwanej alkoholizmem. Z myślą, że za to autorce należy się szacunek sięgnąłem po kolejną powieść pani Hawkins, ale tym razem nie było się czym zachwycać.

Tak naprawdę sprawa dotyczy odpowiedzi na jedno podstawowe pytanie: czy autorka chciała napisać thriller o morderstwach z klasyczną zagadką: “kto zabił?”, a przy okazji opowiedzieć o naznaczonym pewnym wydarzeniem związkiem dwóch sióstr? Czy ważniejszy był motyw, który ów związek zniszczył, wypaczył, a fabuła była jedynie dodatkiem? Taka Asa Larsson czy Hakan Nesser z całą pewnością wybrali by drugą opcję, której ja mocno kibicowałem. To mnie interesowało, tak, jak w poprzedniej książce kwestia alkoholowa.

Jednak w “Zapisanych w wodzie” wyraźnie chodzi o opcję pierwszą. Wyjaśnienie przyczyny, która na zawsze oddaliła od siebie siostry zajęło autorce pół strony. Ja się pytam gdzie emocje? Gdzie analiza? Gdzie pytania sprawnie skierowane do czytelnika, które spowodują, by ten się zastanowił? Tego tu brak.

Jest za to thriller, którego jakość jest poprawna, ale tylko poprawna. Przy czym niestety jest tak rozwleczony i rozłożony na tak dużą ilość postaci (w tym kilka zupełnie zbędnych), że po prawdzie czytelnik nie ma siły na ekscytację, chce po prostu zakończyć lekturę, na wiele stron przed końcem już wiedząc, że nie o to chodziło, że książka mogła być czymś o wiele, wiele ciekawszym. Wystarczyło zmienić priorytety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz