Jestem fanem serii Fire Emblem. Od czasów dwóch gier wydanych na GameBoy Advance przed wielu laty zwracam uwagę na kolejne części cyklu, czasem nawet kupuję konsolkę z myślą o tych produkcjach właśnie (New Nintendo 2DS XL, ach, te nazwy!). Połączenie jRPG z taktyczną rozgrywką sprawia mi ogromną radość, dlatego też na wieść o wydaniu pierwszej “dużej” odsłony od wielu lat na Nintendo Switch… kupiłem Switcha.
Chociaż dziwnie mówić tu o “dużej” odsłonie; wszak Switch jest tak samo “dużą” konsolą, jak i kieszonsolką, choć kieszenie faktycznie trzeba mieć duże.
Na początku wypada powiedzieć: ależ tu czuć piniądz! Seria Fire Emblem ostatnio stała się o wiele bardziej rozpoznawalna, niż przed paru laty, pewnie za sprawą mobilnego wyciskacza pieniędzy Fire Emblem Heroes oraz siekaniny Fire Emblem Warriors. Żadna z tych produkcji nie jest dla mnie, ale dla cyklu widać zrobiły wiele, bowiem Nintendo wpakowało w Three Houses sporo kasy, i to widać.