niedziela, 3 marca 2019

Czy to jeszcze radosny idealizm, czy już okropna naiwność? Czyli o zakończeniu trylogii WWW (Robert J. Sawyer)

Robert J. Sawyer to jeden z moich ulubionych pisarzy SF. Jednak nie potrafię udawać ślepoty, i doskonale zdaję sobie sprawę, że końcówki jego książek (lub całych serii) bywają… specyficznie radosne, pełne nadziei, a w zasadzie to po prostu nierealne. Nie inaczej jest w przypadku długo wyczekiwanego zakończenia trylogii WWW, które ostatecznie zdecydowałem się kupić także w naszym ojczystym języku, mimo pewnych kontrowersji towarzyszących wydaniu tej powieści (ograniczona ilość, cena).

Istota nazywająca siebie Webmindem, czyli powstała w światowej sieci prawdziwa Sztuczna Inteligencja nie dała się pokonać i trwa. Aby uzmysłowić ludziom, że nie stanowi zagrożenia przygotowuje szereg zadziwiających projektów, które mnie osobiście wydawały się jednak zbyt przesadzone. Oto pojawia się twór, który mając do dyspozycji dane stworzone przez ludzi potrafi je zanalizować lepiej, i ot tak, po prostu, oferuje rozwiązania graniczące z cudem? Ale to tylko mój pierwszy problem z fabułą, drugim bowiem jest traktowanie przez autora ludzi jako istot z gruntu dobrych i rozsądnych. O ile można się zgodzić z takim postawieniem sprawy w przypadku tak zwanych „zwykłych ludzi”, ukazanie światowych agencji bezpieczeństwa jako skłonnych do kompromisu, rozważnych, trzeźwo myślących ludzi o analitycznych umysłach to absolutna przesada. W całym cyklu jest tylko jedna osoba aktywnie próbująca zwalczyć SI, i to razi, tak nie funkcjonuje świat. Sawyer chce pokazać nam dobro w nas samych, ale mógł się bardziej postarać, bo to, co prezentuje jest co najmniej naiwne, a momentami wręcz infantylne. Facet wydaje się być bezkrytyczny. Rozumiem powód, jasne, ale literatura oprócz ogromnej dawki idealizmu i nadziei powinna oferować też dobrą akcję, a „Wolność” momentami wygląda tak, jakby Arnold pod postacią T-800, ze strzelbą wymierzoną w moją czaszkę powiedział: „nie stanowię żadnego zagrożenia”, a ja odpowiadam z uśmiechem: „no przecież, trzymasz w ręce parasol”.

Na całe szczęście pod historią o przetrwaniu Webmindu zostało poruszonych nieco istotnych tematów, w tym ten o przemocy w sieci. Autor pozwolił sobie zanalizować potrzebę anonimowości w sieci nie atakując jej, i utrzymując, że w pewnych momentach jest niezbędna, że bez anonimowości sieć nie będzie już tym, za co ją kochamy. Zaprezentował jednak także mocne argumenty dla rezygnacji z „bezimienności” na rzecz podpisywania się pełnym imieniem i nazwiskiem, a nawet próbuje czarować pomysłem na weryfikację tożsamości, a wszystko w celu słusznym. Chyba warto sobie ten temat przemyśleć, bowiem pokolenie ludzi oglądających narodziny internetu jest dość odporne, ale ludzie młodzi, z internetem dorastający, reagują zupełnie inaczej, i potrzebuje czegoś, co ich obroni przed całym złem, jakie można tu spotkać.

To druga, po „Mindscan” książka Roberta J. Sawyera, do której mam tyle zarzutów. Co nie zmienia faktu, że obiektywnie jest bardzo dobra i szczerze całą trylogię polecam. Nie da się ukryć, że oferuje zupełnie inne przedstawienie Sztucznej Inteligencji niż to dotychczas znane z popkultury. I może warto takie podejście poznać, i samemu przemyśleć, bo czas powstania SI jest coraz bliższy.

www.wonder
Wydawnictwo Solaris 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz