W przeciwieństwie do pozycji takich jak „Kroniki jednorożca. Polowanie”, „Zaklinacza”, czy „Apokalipsy według pana Jana”, tym razem wrażenie, że powieść „sama się czyta”, wrażenie znane z opowiadań pisarza właśnie, trwało długo, grubo przez ponad połowę książki. Po wstępie przedstawiającym interesującego bohatera i spotkanie z rasą Obcych, w którym mocno czuć niejakiego Deanikena, przechodzimy do części właściwej. Przedstawienie Henryana to literatura przygodowa na najwyższym poziomie, gdzie czytelnik coraz mocniej jest uderzany przez kolejne, nieprzewidziane elementy. A gdy sytuacja się nieco uspokaja, po całej tej dawce akcji, autor przechodzi do nieco innych klimatów, w których mocno czuć ducha starych, dobrych epizodów serialu Star Trek (jednak w bardzo nowoczesnym wykonaniu), a momentami nawet można odnieść wrażenie, że tekst podchodzi pod mistrza Roberta J. Sawyera. Tak, dwóch Robertów J., przypadek? Nie sądzę.
Autorowi udało się upchnąć w książce imponującą ilość pomysłów, czasem mocno od siebie odległych. Rzecz czyta się tak dobrze, jak dobrze ogląda się niezły film science fiction, w którym jest miejsce i na przedstawienie ciekawych koncepcji (więzienie tak straszne, że możliwość otrzymania szansy na samobójstwo jest nagrodą oraz znana z federacji zasada nieingerowania w cywilizacje będące na niższym poziomie rozwoju), ale też na sporo akcji i wyzwań, z którymi bohaterowie muszą się mierzyć. Owszem, w drugiej połowie powieści impet nieco traci na sile, jednak znowu przy końcówce robi się coraz bardziej ciekawie, i już bym sięgał po drugi tom cyklu, gdyby nie fakt, że na dzień dzisiejszy jest niedostępny w abonamencie Legimi. W każdym razie: zdecydowanie polecam, to czysta, niczym nieskrępowana rozrywka, przy czym nie znaczy to, że prymitywna lub prosta, wręcz przeciwnie. Wspaniała przygoda w ciekawej rzeczywistości pod dobrą zabawą skrywająca interesujące tematy.
Rebis 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz