niedziela, 3 marca 2019

Pablos gracz: Oto produkt ze słowem MARVEL w tytule, który mnie nie uśpił, wręcz przeciwnie!

Jestem raczej przeciętnym fanem amerykańskich komiksów, lubię, ale nie są najbardziej istotnym elementem pop-kultury na mojej liście. Inaczej niż w przypadku filmów i seriali – te nie interesują nie kompletnie, nudzą, a widok takiej kaszany, która kosztuje tyle milionów burzy spokój mojego socjalistycznego serca.

Jestem natomiast wielkim fanem gier w otwartym świecie, oferujących dużą dawkę wolności w tym, co można robić. I jestem fanem bohaterów, którzy niekoniecznie traktują się poważnie, a co za tym idzie w ciemno zawsze wezmę Spider-Mana czy Flasha, odrzucając Batmana w siną dal. Facet przebrany za nietoperza, który traktuje się poważnie? Sam nie umiem zachować powagi. Facet ukąszony przez radioaktywnego pająka, który rzuca na lewo i prawo sucharami? O to chodzi!

Stąd Marvel’s Spider-Man zagościł w czytniku mojej konsoli dzień po premierze i po ośmiu dniach wspaniałej zabawy grę z urządzenia wyjąłem mając nabite w niej równe 100%.

Nie będę się rozpisywać, bo wszyscy już to wiemy – jest to najlepiej zrealizowane bujanie się na sieciach po mieście. A Manhattan NAPRAWDĘ wygląda tak dobrze, jak o tym mówią w necie. I nawet taki niespecjalnie zwracający na szczegóły graficzne koleś jak ja dostrzegł JAK WIELE JEST TYCH SZCZEGÓŁÓW; mieszkańców, odbić w budynkach, sklepów, witryn, ogłoszeń. To miasto żyje.



Walka sprawia niesamowitą frajdę. Jak w Batmanach od Rocksteady, ale jakby lepiej, lżej, na więcej sposobów. Potyczki sprawiają wrażenie o wiele szybszych, ale bez ograniczenia kontroli nad postacią. To nie jest chaos, a chaos kontrolowany. Umiejętne rozwinięcia umiejętności powodują, że walka nie znudziła mi się do samego końca, będąc najlepszym elementem zabawy. Bujanie jest spoko, ale tylko spoko. Walka jest ważniejsza.

Tylko bossowie są jakby słabi. Nie, żebym narzekał, czy coś. Nie grywam w Dark Souls, nienawidzę powtarzać sekwencji i uczyć się na pamięć. Dobrze zaprojektowane wyzwanie to takie, które można ogarnąć i zaliczyć za pierwszym podejściem, a powtórki powinny wynikać z niedostatecznej uwagi gracza, a nie systemu projektowania starcia. Takie jest moje zdanie. I taki jest Spider-Man. Proponuję granie na normalnym poziomie trudności, który miasto robi na tyle wymagającym, by nie stracić czujności, a jedynie bossowie są jakby słabsi. Ale i tak satysfakcjonujący.



No i fabuła. Ludzie, nigdy bym nie oczekiwał dobrej, wciągającej fabuły po grze opartej o komiksy Marvela. Tzn. wiem, że można, wśród komiksów są dziesiątki rewelacyjnych historii, ale jednak ogromna większość to zwykłe łubu-du. A Marvel’s Spider-Man mnie fabułą zachwycił, wizja Insomniac, tworzących swoje własne uniwersum z Pająkiem jest o wiele lepsza, niż mogłem przypuszczać.

Ok, a teraz wady: grałem po polsku, było lepiej niż OK, ale jednak wolałbym po angielsku z napisami. Sceny skradane, gdzie kierujemy innymi bohaterami niż Spider-Man były nudne i chyba wolałbym je obejrzeć, niż brać w nich udział. No i loadingi – jak na grę w otwartym świecie było ich odrobinę za dużo. A jeśli już twórcy podzielili grę na pory doby (i to one się wczytują), to można to było zrobić w formie szybkiego time-lapse z zachodzącym (lub odwrotnie) słońcem, a nie ekranem ładowania kojarzącym się z grą liniową.

Nie mogę się doczekać kolejnej części. No kurczę, musi powstać. Nie ma innego wyjścia. Byle szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz