czwartek, 27 sierpnia 2020

Elena Ferrante - "Czas porzucenia"

Nie byłem w stanie doczytać tej książki, tzn. skupić się na każdym słowie, strona po stronie. Autorka tak bardzo pojechała ze stanem psychicznym bohaterki (matka dwójki dzieci którą właśnie zostawił mąż), że po prostu nie umiałem grzecznie obracać kolejnych stron czytnika. Jechałem przed siebie galopem, opuszczając wiele słów, tylko dlatego, że MUSIAŁEM dowiedzieć się o co chodzi; czy naprawdę kobieta aż tak bardzo wpadła w jakiegoś rodzaju psychiczną blokadę, czy może jednak autorka miała na myśli co innego. 

To nie jest horror, to dramat psychologiczny. Ale czytałem niczym horror, z gęsią skórką, wypełniony takim niepokojem, że po odłożeniu czytnika byłem prawdziwie zmęczony. Prawdę mówiąc to zupełnie nowy dla mnie rodzaj emocji podczas lektury - bowiem to nie jest opis dramatu, cierpienia, okropnych rzeczy jakie zdarzają się ludziom. To znam, lubię, przeżywam, ale nie w ten sposób. “Czas porzucenia” to pierwszoosobowy zapis faktycznych emocji kobiety, która myśli i mówi straszne rzeczy. Jeśli ktoś jest ciekaw jak można wpaść w sytuację, która może skończyć się pobytem w szpitalu psychiatrycznym, jakąś diagnozą; skąd się to często bierze, jakim sposobem wczoraj zdrowi ludzie dziś stają się pacjentami - oto jest dobra lektura.

I giorni dell' abbandono
Sonia Draga 2020

wtorek, 25 sierpnia 2020

Robert A . Heinlein - "Drzwi do lata"

No chyba tylko Robert Heinlein tak zupełnie bez skrępowania, po prostu, między drinkiem a cygarem, był w stanie strzelić powieść, która ogarnia tak wiele tematów z gatunku science fiction. Słowo daję, rozmach tego Pana zachwyca, przy jednoczesnym zachowaniu umiaru w wątkach i ilości bohaterów. 

Książka jest ogromnym peanem pochwalnym dla kreacji, dla inżynierii, dla wykorzystania umiejętności i pomysłowości w celu ułatwienia codziennego życia ludziom. Teraz już nie wiem, jak wyglądał oryginał, czy Heinlein tak śmiało prezentował rozwiązania znane z czasów dzisiejszych już w latach pięćdziesiątych, czy też powieść podlegała redakcjom z biegiem lat - ale w zasadzie to nie jest ważne. Głęboka wiara w to, że technologia istnieje po to, by codzienność człowieka uczynić prostszą, znośniejszą i przyjemniejszą bije z każdej strony tej powieści. 

A najzabawniejsze jest to, że jest to jedynie tło dla wydarzeń właściwych. Oto poznajemy inżyniera, którego samo życie pcha w coraz to mniej przyjemne rejony. Tu następuje pierwszy śmiały pomysł autora, czyli hibernacja na życzenie. Oto ludzie poddają się hibernacji w oczekiwaniu na lepsze czasy, może na wynalezienie leku, a może po prostu znudzeni teraźniejszością pragną odważnie odnaleźć się w świecie za parędziesiąt lat. 

Komu się wydaje, że proces hibernacji będzie opisany z uwagą, pietyzmem i uczczeniem myśli techniczno-futurologicznej, temu przypominam że mówimy o Robercie Heinleinie - największym jajcarzu wśród pisarzy SF, zwanym też największym pisarzem SF wśród jajcarzy. A potem jest jeszcze lepiej, i gdy czytelnik myśli, że zaczyna ogarniać wizję, wtedy Szanowny Autor wyskakuje jeszcze z podróżami w czasie. No kumulacja po prostu, to jak wygrać w totolotka dwa razy w ciągu doby.

Mówi się, że mamy wielką czwórkę science fiction; ABCD, tj. Asimova, Bradbury’ego, Clarke’a i Dicka. No z tej czwórki klasyków moim ulubionym pisarzem jest Robert Heinlein, który “Drzwiami do lata” znowu zwalił mnie z nóg tak, jak przy “Władcach marionetek” czy “Kawalerii kosmosu”. Super książka, z jednej strony kanon SF, z drugiej strony dobra dla każdego - uniwersalnie dobra.

The Door Into Summer
Rebis 2020

niedziela, 23 sierpnia 2020

Anette Hess - "W Niemieckim Domu"

Tytułowy Niemiecki Dom ma podwójne znaczenie. Po pierwsze to nazwa restauracji, którą w latach sześćdziesiątych w RFN prowadzi rodzina Bruhns. Po drugie - to dosłownie typowy, niemiecki dom, w którym cień wojny zamiast niknąć nachodzi na mieszkańców coraz bardziej. 

Bohaterką jest młoda tłumaczka, której przyszło w udziale uczestniczenie w procesie żołnierzy SS zarządzających obozem w Oświęcimiu. Obserwujemy dość zdeterminowanych prawników oraz często zblazowanych oskarżonych, niejednokrotnie nawet nie przebywających w areszcie, a odpowiadających na zarzuty z wolnej stopy. Ewa nieco przypadkowo angażuje się coraz bardziej i bardziej, pewnego dnia odkrywając, że nie jest zaledwie uczestniczką dzisiejszego dramatu. Zaczyna sobie przypominać sceny dawno zapomniane, w tym także obrazy obozu Auschwitz-Birkenau jakie pamięta ona sama.

Książka nie jest jedynie następną pozycją “skazaną na sukces”, która odcina kupony od tematu, którego nie sposób przeoczyć. Nie jest także moim zdaniem powieść próbą jakiegoś rozliczenia Niemców, ani rzeczą, która ma przypomnieć światu, iż Niemcy odpowiedzialność na siebie wzięli. To znacznie bardziej pokaz dramatu młodej osoby, która musi zmierzyć się nie tylko z ostracyzmem ze strony społeczeństwa, ale przede wszystkim z obrzydzeniem do samej siebie i do świata jako takiego. Młoda osoba nie jest w stanie pojąć w jaki sposób do władzy doszli zbrodniarze tego kalibru, tak łatwo jest przecież krzyczeć: mogliście się przeciwstawić! Ewa nie ma dzieci, Ewa nie ma nawet męża, Ewa mieszka z rodzicami i rodzeństwem, a w umyśle młodej kobiety przeciwstawienie się złu jest takie oczywiste i takie proste.

Autorka nie ciągnie tematu. Nie próbuje nam pokazać mechanizmów, które do zaistniałej sytuacji doprowadziły. Kto, podobnie jak Ewa, twierdzi, że to Niemcy jako całość doprowadzili do milionów ofiar - temu polecam film z R. Carlylem “Hitler. Narodziny zła” czy trylogię “Stulecie” Kena Folletta. Tymczasem Anette Hess milczy ostentacyjnie, tak, jak rodzice Ewy nie próbując niczego tłumaczyć. W uczciwym świecie, w którym nie ma zagrożenia, zawsze winny będzie cały naród.

I na samym końcu książki autorka rewelacyjnie podsumowuje całość, wspaniale wręcz, przypominając czym tak naprawdę był Oświęcim, kim były ofiary i kim byli oprawcy. Podsumowanie to jest tym bardziej wartościowe, że niestety tu i teraz politycy dzieląc nas na walczące frakcje sami traktują i jednych, i drugich jak narzędzia. A to byli ludzie, którzy kochając najbliższych mordowali sąsiadów, i którzy kochając najbliższych umierali tysiącami dziennie.

Deutsches Haus
Wydawnictwo Literackie 2019

sobota, 22 sierpnia 2020

Stefan Darda - "Nowy dom na Wyrębach"

Prawie dekadę temu poznałem powieść Stefana Dardy pt. “Dom na Wyrębach”. Prawie tyle samo czasu autor potrzebował, by do książki wrócić. W księgarniach pojawił się “Nowy dom na Wyrębach”, w dodatku rozbity na dwie części, co jak zawsze komentuję z niesmakiem. Mimo, że faktyczny tom trzeci zwie się “Nowy dom na Wyrębach II”, co może sugerować ciąg dalszy zamkniętej całości, tak nie jest. To jedna książka rozbita na dwie, można więc zapłacić dwa razy.

Wracając do samej lektury. Rzecz jasna wpierw musiałem sobie przypomnieć tom pierwszy. Przechodząc do kolejnych nie widać w ogóle tej niemalże dekady, która upłynęła między epizodami. Wracamy do Wyrębów wraz z bohaterami, których już znamy. Domostwo wciąż jest niepokojone przez zjawiska niespotykane i niemożliwe do wytłumaczenia przy pomocy logiki i rozsądku, plus na scenie pojawiają się nowe zagrożenia. 

To powieść grozy, więc oczekiwanie sensu w przedstawionej historii jest naiwnością. Jak to w przypadku horroru jest niemalże zawsze, i tu lepiej przeżywać i poddać się klimatowi, zamiast myśleć przy lekturze. Choć mimo to czuję się w obowiązku dodać, że bzdury z tomu pierwszego były lepiej umocowane w polskiej rzeczywistości; to, co pan Darda pokazuje tutaj jest jakby jeszcze bardziej naciągane.

Mimo to przewracanie kolejnych stron daje przyjemność i taką swobodną, niezobowiązującą rozrywkę, którą w każdej chwili można przerwać i powrócić w pierwszym lepszym momencie. “Nowy dom na Wyrębach” się w historii polskiego horroru nie zapisze jako arcydzieło, ale powodów do wstydu też nie ma. Z tym, że obowiązkowo trzeba znać część pierwszą, i pamiętać o co chodziło, inaczej będzie kiepsko.

Nowy dom na Wyrębach
Nowy dom na Wyrębach II
Videograf 2017, 2018

Alfred Bester - "Gwiazdy moim przeznaczeniem"

Jaki to jest cudowny chaos! Gdy człowiek słyszy: klasyka fantastyki naukowej, która powstała w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, to z całą pewnością nie myśli sobie: to będzie jazda bez trzymanki. Prędzej lekko się obawia przed zetknięciem z “klasyką”. Wiesz, z czymś już na starcie lepszym; z czymś wybitnym, kultowym, co w ciemno należy w zasadzie uznać za arcydzieło.

Tymczasem “Gwiazdy moim przeznaczeniem” Alfreda Bestera to powieść przede wszystkim przygodowa, pełna akcji, oferująca (anty)bohatera, który w imię zemsty brnie przed siebie nie wahając się przed popełnieniem żadnego czynu, który nie ma innego celu, niż tylko oddanie tego, co sam przeżył. 

A że całość dzieje się w super interesującym świecie, to tylko lepiej. Natomiast pięknem powieści jest bohater i jego cel, zaś science fiction jest jedynie tłem - nie na odwrót, co niestety często skutkuje dziełem pełnym może i ciekawych pomysłów, ale pozbawionym właściwej treści. Autor bez żadnego uprzedniego przygotowania stawia czytelnika naprzeciw typa, którego raczej nikt nie chciałby poznać, sytuacja jest coraz bardziej dynamiczna, jeszcze nie zdążymy przetrawić tego, co się stało, a autor nagle zaczyna dorzucać coraz to ciekawsze opisy jego wyobrażenia świata za ok. 500 lat, przy czym okres powstania powieści wyraźnie wskazuje kierunki, do których będziemy zmierzać. 

Świetna książka, i tym przyjemniejsza, że to zupełnie odmienna klasyka SF niż wydane w tej samej serii książki Aldissa czy Clarke’a. Oto książka dla tych, którzy pragną akcji, zarazem w zasadzie niczym nie ustępująca literacko wizjom innych autorów należących do kanonu. Tego Bestera to trzeba sprawdzić, sięgnąć po coś więcej, koniecznie.


The Stars My Destination
Rebis 2020

piątek, 21 sierpnia 2020

Joanna Jax - "Prawda zapisana w popiołach"

Uśmiałem się, bo kończąc lekturę cyklu “Zanim nadejdzie jutro” zamarzyła mi się kolejna saga Joanny Jax - taka, która połączy bohaterów z tymi znanymi z “Zemsty i przebaczenia” i pokaże nam życie Polaków w Ojczyźnie Ludowej. Nie musiałem czekać specjalnie długo i proszę: trzy kolejne książki totalnie zgodne z moim pragnieniem.

Że mi się podoba, to jest oczywiste. “Prawda zapisana w popiołach” jest dokładnie tym, czego potrzeba temu krajowi, w którym w roku 2020 bezwstydnie nawołuje się do nienawiści, w którym za słowa o “tęczowej zarazie” nie ma żadnej reakcji ze strony tzw. “państwa”. Powojenny zamordyzm, potem odwilż za wczesnego Gomułki, aż do roku 1968, gdy złudzenia zachować już mogli tylko ci niespecjalnie inteligentni. Na to czekałem, na taki “Dom”, tylko do czytania. Dodatkowego smaku dodaje znajomość bohaterów z poprzednich książek; tym bardziej się angażujemy, gdy obserwujemy, że po gehennie zesłania, po łagrach, po partyzantce, po wojnie ci, którzy przeżyli i ci, którzy walczyli zostali porzuceni w tak obrzydliwy sposób.

Odkąd pamiętam ciekawi mnie natura ludzka. Jak to jest możliwe, że po tak strasznych czasach znalazło się tak wielu młodych ludzi, którzy zamiast cenić wolność dziarsko ruszyli do MO, UB i SB? Ha, może tak, jak po roku 89., gdy okazało się, że czerń to tylko inny kolor niż czerwień.

Joanna Jax rewelacyjnie prezentuje mechanizm działania tzw. Służby Bezpieczeństwa oraz manipulacji, których dopuszczano się w imię ojczyzny. Zawsze coś za coś, zawsze nacisk, powszechne szantażowanie, strach o bliskich powoduje, że czasem po prostu nie ma wyjścia. Dziś jednoznacznie o tzw. TW mogą wypowiadać się tylko ci, którzy dawniej kryli się w domach matek; gdy nie ma zagrożenia łatwo jest rzucać oskarżenia. Joanna Jax pokazuje nam jak naprawdę wyglądało werbowanie na agentów i jak niewiele można było zrobić, by się przeciwstawić.

Na największą uwagę jednak zasługuje szczegółowe przypomnienie temu dumnemu jak lawa narodowi, niestety znanego z krótkiej pamięci, co Polacy zrobili swoim rodakom w roku 1968. Pewnie, że władza była prowokatorem. Ale to ludzie, którzy jeszcze wczoraj byli sąsiadami zachowali się tak, jak warto przypomnieć, szczególnie teraz, gdy władza znowu nawołuje do nienawiści i wskazuje grupy społeczne do bicia.

Oczywiście książka jest przede wszystkim powieścią o ludziach szukających miłości. Fakt, że świat, w którym przyszło im żyć jest dziwny, ale wyskoczymy z niego często, a to do Afryki gdzie toczy się bój o wolność i wyzwolenia z kolonializmu, to znowu do Wietnamu, gdzie trwa wojna czy do Czechosłowacji rujnowanej przez czołgi Układu Warszawskiego a nawet i do Paryża, gdzie rok 1968 był równie obrzydliwy, jak w Polsce. I tylko jedną mam uwagę negatywną - czyli koniec sagi. A raczej jego brak. Nie wiem o co chodziło autorce, nie rozumiem. To nie jest koniec, to jest jak zabranie dziecku lizaka. Liczę na coś więcej, a marzy mi się dobrnięcie z opowieścią do lat 90. i rozliczenie Solidarności z tego, co uczyniono robotnikom wykwalifikowanym w pierwszych latach po przejęciu władzy w kraju.

tom 1: Milczenie aniołów, 
tom 2: Krzyk zagubionych serc, 
tom 3: Śpiew bezimiennych dusz.

Videograf 2019, 2020