wtorek, 26 lutego 2019

Komunizm i segregacja rasowa, czyli trylogii Stulecie ciąg dalszy: „Krawędź wieczności” Kena Folletta

Akcja ostatniego epizodu trylogii Stulecie rozpoczyna się w Berlinie, w przeddzień wybudowania muru dzielącego część wschodnią od zachodniej. Bohaterami autor uczynił potomstwo postaci znanych z “Zimy świata”, jednak tradycyjnie już dla tego cyklu główne postaci ustępują pola czasom, w którym przyszło im żyć. Nie ma wątpliwości, że prawdziwym bohaterem cyklu jest wiek XX, z którego dziś znacznie łatwiej pamiętać to, co było dobre. Dzięki Kenowi Folletowi każdy z nas będzie miał okazję przypomnieć sobie, że tak naprawdę było to wiek przerażający.

Obserwujemy ludzi żyjących w Berlinie, który pewnego dnia zostaje podzielony. Dzięki umiejętności suchego przedstawiania faktów, takiego beznamiętnego opowiadania o tym, jak było, bez licznych ozdobników literackich, bez porywającej narracji i wspaniałych kreacji bohaterów Ken Follett miażdży obecne, popularne pojmowanie najnowszej historii Europy i USA. To nie jest radosna książka o walce o pokój i lepszy świat – to brutalna opowieść o tym, jak ta walka wyglądała. “Kraniec wieczności” wypełniony jest tym, co dziś lubi się pomijać w historycznych wspomnieniach; zatem mamy tu nie tylko złych komunistów, okrutne Stasi, zdradzieckiego Jaruzelskiego i Gorbaczowa, który przechytrzył wszystkich, łącznie z najbliższymi współpracownikami. Mamy tu także piękny, amerykański sen, oparty na segregacji rasowej, morderstwach braci Kennedych, zabójstwie Martina Luthera Kinga i aktach terrorystycznych na południu, w których umierały ciemnoskóre dzieci.

Follett używa różnych sposobów na zaprezentowanie nam zmian, jakie zaszły w świecie po zakończeniu drugiej wojny światowej. Oczywiście większość postaci to osoby związane z polityką lub dzienikarstwem, które stoją w cieniu postaci historycznych. Autor z tym swoim stoickim spokojem przypomina nam, że amerykanie wiedzieli, kim jest Nixon, nim go wybrali; że Lyndon Johnson po zabójstwie Kennedy’ego zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał – i zawalczył o prawa dla czarnych mieszkańców USA; że Ronald Reagan jest odpowiedzialny za masakrę cywili na Bliskim Wschodzie i w krajach Ameryki Łacińskiej, że George Bush dopóki nie przyjechał do Europy nie zamierzał kiwnąć palcem by pomóc krajom zrzucającym jarzmo komunizmu. Dla nas, czytelników z Polski, uderzające będzie zestawienie tych dwóch światów. Wydawało by się, że to właśnie o okrucieństwie tępych służalczych rządów Europy Wschodniej będzie tu mówione, i jest, lecz jednak Follett z ogromnym wdziękiem spokojnego, beznamiętnego archiwisty faktów znacznie częściej przeraża nas tym, co faktycznie działo się w Kraju Ludzi Wolnych (Jeśli Tylko Mają Odpowiedni Kolor Skóry).

To bardzo dobra książka, zupełnie jak dwie poprzednie. Jest nieco lepsza jedynie dlatego, że znamy już część bohaterów i kibicujemy im z perspektywy osób, które jako tako znają historię, zatem wiedzą, czego można się spodziewać. Jednak o ile ten suchy, stanowczy styl autora względem tego, co wydarzyło się w wieku XX jest rewelacyjny dla przedstawienia obiektywnych faktów, tak znowu cierpią przez niego bohaterowie. Także i trzeci tom cyklu Stulecie nie oferuje postaci, które można polubić, z którymi można się identyfikować. Autorowi udało się nawet rockmana, postać typową dla czasów hipisowskich przedstawić tak, że trudno mówić o jakichś większych emocjach.

Jest jednak ta książka, jak i cała trylogia zdecydowanie godna polecenia. Żyjemy bowiem w czasach, gdy polityka i dziennikarstwo – dwa elementy rządzące naszym życiem w wieku XXI – uwielbiają zawłaszczać historię i pisać ją od nowa. I bardzo dobrze, że trafił się taki gość, jak Ken Follett, który pomachał karcąco palcem, jakby mówił: “nie, panowie, tak nie było, bzdury opowiadacie”. I przypomniał nam, jak było faktycznie, jakie były przyczyny tego okrucieństwa w wieku XX i co sprawiło, że – przynajmniej na razie – nie doszło do trzeciej wojny światowej.

Edge of Eternity
Albatros 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz