środa, 27 lutego 2019

Jak Orwell, Hitchcock, Witkacy i Gombrowicz w 1940 w Warszawie rozmawiali, czyli o „Burzy” Parowskiego

Trudno jest zacząć mówić o “Burzy” bez wspomnienia o długim czasie dojrzewania tego projektu. Między 1983 rokiem, gdy pomysł powstał, a 2010, gdy powieść się ukazała minęło prawie trzydzieści lat, i jeśli założymy, że cały ten czas pomysł ewoluował, zmieni to kompletnie spojrzenie na powieść. Nie inaczej jest w przypadku osoby samego autora, postaci, która już na zawsze będzie się nam kojarzyć przede wszystkim z tytaniczną pracą redaktorską i promowaniem szeroko rozumianej fantastyki, a dopiero potem z także pisarzem, twórcą. Wszystko to powoduje, że “Burzę” czyta się zupełnie inaczej, niż po prostu kolejną książkę, wszystko to ma znaczenie, i także dzięki temu powieści czytelnik daje nie tylko drugą, ale i trzecią oraz kolejną szansę.

Punktem wyjścia tego pierwszego tomu serii “Zwrotnice czasu – historie alternatywne” jest tytułowa burza, kompletne załamanie pogody we wrześniu 1939 roku. Jak dobrze pamiętamy z lekcji historii (oraz wierszy przerabianych na języku polskim) “lato było piękne tego roku”. Co niewątpliwie pomogło niemieckim nazistom w wojnie błyskawicznej przeprowadzonej na polskich ziemiach. U Parowskiego jednak po pierwszych dniach, gdy kampania wrześniowa toczyła się tak, jak w rzeczywistości, następuje koniec upalnych dni, a setki litrów wody i błoto wiążą w miejscu niemieckie armie, co skutkuje przejściem do kontrataku wojsk polskich. Konsekwencje są ogromne: brak sukcesu Niemców i mnóstwo przejętej broni i ciężkiego sprzętu wstrzymują atak Stalina, z kolei na zachodzie sprawna obrona i kontrnatarcie Polski przyspiesza udział wojsk brytyjskich i francuskich; te ostatnie wręcz wbrew rozkazom Paryża atakują Niemcy, z nieposłusznym generałem de Gaulle na czele.

“Burza” nie jest jednak kolejną powieścią opisującą alternatywny przebieg historii, która oparta będzie na silnych bohaterach i akcji. “Burza” w o wiele większym stopniu jest konstrukcją opowiadającą o Polsce, jakiej nigdy nie było, a jaka – kto wie? – może i by istniała. Jest to próba pokazania kraju, w którym nie tylko nie wymordowano grupy społecznej zwanej inteligencją, ale wręcz kraju, który zajął istotne miejsce w historii XX wieku, który już w roku 1940 stał się miejscem, w którym spotykają się istotne postaci z tego okresu. Do Polski zjeżdżają pisarze, twórcy kina, ludzie szeroko rozumianej kultury, i toczą dyskusje. Liczne dyskusje, z których wyłania się obraz z jednej strony świata ciekawego, i drobiazgowo zaplanowanego, ale z drugiej strony…

No właśnie. Z drugiej strony “Burza” okazuje się być dziełem mocno nietypowym, w którym brakuje klasycznie rozumianej historii, opowieści, losów interesujących postaci. “Burza” swoją konstrukcją przypomina zgromadzenie wielu, bardzo wielu scen – niedługich scen właśnie, podczas których prowadzona jest jakaś rozmowa, na jakiś temat. Przy czym oprócz samego dialogu i tematu równie ważne (a często miałem wrażenie, że wręcz ważniejsze) jest kto w rozmowie uczestniczy; i same dialogi są kreowane tak, by móc z owych postaci coś wydobyć. Niestety bardzo często pojawienie się znanych nam bohaterów, których historia z oczywistych przyczyn potoczyła się inaczej wydaje się być konstruowane słabo, sztucznie wręcz. Słowa Wojtyły o papieżu Słowianinie, wykorzystanie frazy “paragraf 22” i wiele innych to puszczanie oka do czytelnika, w zamyśle dowcipne, faktycznie niestety właśnie słabe. Często miałem wrażenie, że cała kreacja sceny jest podporządkowana temu właśnie, ostatniemu zdaniu, w zamyśle dowcipnym. Szybko kolejne sceny stają się męczące, i od połowy książki maleją oczekiwania czytelnika, zaczyna do niego docierać, że już do końca będzie oglądał sceny i postaci, ale zabraknie tu fabuły, zabraknie wyrazistego końca, pozostaną tylko domysły i rozważania, publicystyczny sposób prowadzenia tej książki totalnie zasłania samą powieść. I nie pomaga Antek Powstaniec i kilka innych interesujących motywów, bowiem pod koniec lektury miałem wrażenie, że wszyscy oni zostali porzuceni w imię efektu tych wszystkich rozważań i analiz, jakie można po zamknięciu książki przeprowadzić.

Inną kwestią jest chęć przeprowadzania tych rozważań. Bo wiele z tematów tu poruszanych, o Polskę, Polaków, świat przedwojenny, historię narodu i jego miejsce w Europie – wiele zostało już przeprowadzonych, chociażby w licznych polskich powieściach, jakie często stają się lekturami w szkole średniej. Co prawda po “Burzy” Polska wygląda inaczej, niż faktycznie, ale sens rozważań o narodzie zostaje w gruncie rzeczy taki sam. Niby powstają ciekawe pytania, na przykład czy w obliczu faktu poznania zamierzeń wroga będzie zemsta Polaków i Żydów? Czy Niemcy wyjdą obronną ręką, jak zwykle, próbując odwrócić kolej rzeczy, stawiając siebie w roli nie najeźdźców, a ofiar? Tu faktycznie można się bawić i rozmyślać, choć według mnie historia tego narodu została przypomniana i przywołana tak dosłownie, że rozmyślania będą krótkie, tak, jak krótka jest polska pamięć o bohaterach i pragnienie dzielenia Polaków na prawdziwych i fałszywych. Jak powiedział w książce von Stauffenberg: polnische wirtschaft.

Na koniec dodam, że “Burza” z czasem staje się mocno chaotyczna. Wiele fragmentów w książce zawartych opisuje rozmowy (znowu) i sceny, jednak z czasem brakuje samych dialogów, a zawartość książki zaczyna przypominać coś w stylu konspektu, zestawu pomysłów i zdań do wykorzystania w powieści, tu jednak wrzuconych bezpośrednio. I taka na przykład kronika działań wojennych i tych wojnę poprzedzających na tej formie zyskuje, jednak same sceny z bohaterami i ich rozmowy oraz nawet tematy rozmów na tym tracą.

Mimo to trudno “Burzy” nie polecić. Ostrzegając, że to nie jest powieść z akcją i fabułą, raczej opis, relacja z efektu powstania pewnego pomysłu. Z wielu stron wyraźnie widać, jak autor doskonale się bawił kreując swoje sceny, i niejednokrotnie czytelnik w tej zabawie z zapałem uczestniczy. Z drugiej strony coraz większy chaos i powoli dostrzegany brak klasycznej dla gatunku powieść celowości powoduje długie przerwy w lekturze. Choć pod koniec czułem rozczarowanie, czułem także sporą satysfakcję z poznania pierwszej połowy książki, gdy impet był większy i powieść nie tak chętnie była odkładana. Jakby nie oceniać zadowolenia czytelnika z całości, nie sposób ukryć, że miał pisarz pomysł nie tylko na punkt początkowy, ale także na wykonanie całości, i jest to wykonanie na swój sposób interesujące i ciekawe. A że fabuła zmienia się w prawie że publicystykę? Oglądanie “gadających głów”, tych wszystkich znanych ludzi, potrafi być zajmujące. Choć i nuży, to też. Jest tego chyba zbyt wiele. Nie jest to jednak książka słaba. Jest inna, i jak pisałem: postać autora powoduje, że i tak czytelnik dobrnie do końca, bo po prostu chce się wiedzieć może nie tyle, co będzie dalej, ale kto jeszcze i co powie.

Narodowe Centrum Kultury 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz