wtorek, 26 lutego 2019

O Polakach, którzy ratowali świat Celtów baja Wojciech Zembaty

Na początku “Koniec pieśni” wygląda trochę jak po prostu jeszcze jedna książka fantasy, w której na warsztat wzięto bodaj najsłynniejszą kanwę dla tego gatunku – legendy arturiańskie – co nawet w polskiej literaturze nowością żadną nie jest. Autor przedstawia nam ostatnie dni starego, schorowanego Artura, które oglądamy z perspektywy giermka – Bedevira. Prolog potrafi wciągnąć, no ale to zasługa nie tylko pisarza, co po prostu bohaterów, losy Króla, który ma powrócić tak działają na czytelników.

Potem jednak okazuje się, że jest lepiej, niż może się z początku wydawać. Jest lepiej, bo nie tradycyjnie – poznajemy kolejnych bohaterów, co ciekawe nie dość, że Polaków, to jeszcze nam współczesnych. Na scenie pojawia się młody psycholog oraz dwójka nastolatków z problemami, a potem dochodzą do tego tajemnicze artefakty, i akcja dąży do połączenia wszystkich postaci, tych sprzed piętnastu wieków oraz z czasów dzisiejszych.

“Koniec pieśni” ma sporo zalet, które podnoszą ogólną ocenę powieści nawet mimo zmęczenia czytelnika – bo i Autor zmęczyć niestety potrafi. Ale ma niezły styl, trochę przypominający styl Andrzeja Pilipiuka, jednak bez typowego dla znanego pisarza “mędrkowania”, bez charakterystycznej przemądrzałości z której znany jest twórca Jakuba Wędrowycza. Świat dalekiej przeszłości jest przedstawiony dość realistycznie, przyjemnie została nakreślona walka Celtów z Saksonami, mimo iż jest to powieść fantasy można dać się Autorowi zainteresować konfliktem, który trwale odmienił oblicze dzisiejszej Anglii. Bohaterowie są może nieszczególnie skomplikowanymi postaciami, ale nie są także papierowi i lektura o ich przygodach jest interesująca. W ogóle pomysł na powieść, gdzie w naszych czasach i naszym rejonie następuje próba odmienienia przeszłości Albionu jest niezły, i raczej bez problemu można dać się Autorowi przekonać do jego wizji.

Jest jednak tu też jeden, za to całkiem spory problem – i jest nim chaos. “Koniec pieśni” to powieść całkowicie wypełniona akcją, a pisać w ten sposób naprawdę trzeba potrafić. Autor jeszcze tej sztuki do końca nie opanował, niestety, czego wyrazem jest spory bałagan panujący na stronach tej książki. Bardzo często musiałem powracać do przeczytanych już fragmentów, by ostatecznie zrozumieć o kim jest mowa w danej chwili i który z bohaterów co właściwie zrobił. Konstrukcja fabuły wymaga ostrożności, artefakty, złe moce i druidzi potrafią to i owo, wszak to opowieść o magii, a także o intrygach. Przy niektórych nieco bardziej skomplikowanych wydarzeniach język i styl Autora się nieco gubił; o ile sam twórca z pewnością wiedział, co ma na myśli, tak czytelnik faktycznie potrzebował wsparcia i ponownej analizy niektórych fragmentów. To, jak wspomniałem, potrafi zmęczyć, nawet dość mocno. Na szczęście sama historia jest interesująca i mimo pewnych okazjonalnych przeszkód pragnie się dobrnąć do jej końca, także ostatecznie trudno uznać “Koniec pieśni” za powieść kiepską. Ma wady, i owszem, ale mimo to jest dobrą książką fantasy, która fanom tego gatunku na pewno się spodoba.

Znak Literanova 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz