wtorek, 26 lutego 2019

„Fiolet” w wersji 2.0, niestety, czyli o „Łzach diabła” Magdaleny Kozak

Gdy zbliżała się premiera “Łez diabła” zastanawiałem się, i pewnie nie byłem jedyny, czy nowa powieść Magdaleny Kozak będzie bardziej podobna do sagi o wampirach, czy do niesławnego “Fioletu”. Logika podpowiadała, że “Fiolet” był jednorazową wpadką – zdaje się, że napisany przed cyklem o Vesperze, potem wydany na fali popularności, złamał serce niejednego czytelnika przez braki, na jakie cierpiał.

Ale niestety logika nie ma tu większego zastosowania, bowiem im głębiej wchodząc w świat wykreowany w “Łzach diabła” tym bardziej czułem się rozczarowany. Oczywiście powieść nie jest tak słaba, jak “Fiolet”, ale ogólny wydźwięk jest niestety bardzo podobny. Autorka jest tak mocno zaangażowana, że chwilami ma się wrażenie doświadczania swego rodzaju obsesji, przedstawia nam świat niby w realiach fantastyki, udając nawet, że to nie fantasy, a science fiction. Ale tak naprawdę całe tło, otoczka, zostało stworzone jedynie jako powód do opisania męskiej historii o żołnierzach i o wojnie w realiach mocno kojarzonych z konfliktem w Afganistanie, w którym Magdalena Kozak brała udział wraz z Wojskiem Polskim.

To nie jest tak, że książka jest słaba. Jednak sposób jej konstrukcji jest bardzo podobny do konstrukcji “Fioletu” – nie ma znaczenia powód, ważne są działania wojsk. Ziemianie jako Obcy na planecie, sprzedający broń i sprzęt wojskowy tubylcom, którzy przypominają nieco Arabów i walczą z innymi, których sposób prowadzenia wojny przypomina terroryzm i działania Talibów – to brzmi interesująco, prawda? Mamy też czars – kurczę, cały czas kojarzył mi się z “przyprawą”, tudzież “melanżem” z wiadomej powieści – i tenże czars jest przyczyną, dla której jest zrozumiałe wszczęcie działań wojennych. A jednak to za mało, choć wiadomo, że jak ktoś wojny pragnie, to i powód sobie zawsze znajdzie, ale w skali rozgrywanych tu konfliktów stale miałem wrażenie, że to nie wszystko, że będzie coś więcej, że MUSI być coś więcej… nie wiem, może oczekiwałem, że każda wojna musi być opisana tak, by uczyć czytelnika, że nie warto jej wszczynać? Tu jednak trudno było o jakiekolwiek wnioski, ważna była akcja. Chciałoby się więcej polityki, która potrafiłaby jakoś uzasadnić ten konflikt, choćby przez wyraźne wskazanie jego inicjatorów, celów większych i mniejszych, ogólnych i osobistych – bo to, co oferuje autorka jest tak proste, że aż banalne. Nie mówię, że niewiarygodne, bo wojny z mniejszych powodów wszczynano, ale poważniejsze potraktowanie przyczyn konfliktu na pewno wyszło by powieści na dobre, trochę więcej powodów dla których mamy tyle akcji. Podobnie poważniejsze potraktowanie pomysłu z Ziemianami – skoro już znaleźli się w fabule, warto by było powiedzieć coś więcej o naszej planecie, a nie tylko wykorzystać dla jednego planu i zostawić z boku.

Ktoś powie, że po prostu się nie nadaję do czytania militarnych, czy też militarystycznych powieści. Przyznam rację, ale tu chodzi o coś więcej: Magdalena Kozak cyklem o Vesperze udowodniła, że nawet tacy jak ja potrafią się wciągnąć, wczuć i kibicować bohaterom oraz ich “żołnierskim sprawom”, jestem wielkim fanem “Nocarza”, a jeszcze większym “Renegata” (chyba z sześć razy przeczytałem w oczekiwaniu na “Nikta”) – zatem stąd moje słowa, i moje rozczarowanie. Miałem nadzieję, że “Fiolet” był jednorazową wpadką, błędem, który się nie powtórzy. A jednak, już drugi raz otrzymałem powieść, która zbyt lekko traktuje fabułę, bym faktycznie wczuł się w działania wojenne, to jest trochę za proste. Tyle stron obiecywało coś bardziej skomplikowanego, coś bardziej rozbudowanego, coś więcej, niż tylko walkę.

Do dziś potrafię wymienić sporo imion bohaterów cyklu o Vesperze, a na myśl o fabule i emocjach, jakie mi towarzyszyły przy lekturze (szczególnie “Renegata”) zawsze sobie myślę, że czas znowu zaliczyć tę trylogię. Chyba nie ma większego komplementu od czytelnika jak fakt wielokrotnego czytania ten samej powieści, tym bardziej gdy chodzi o powieści sensacyjne, w których bohaterem jest akcja – przecież przy kolejnych razach nigdy nie będzie tak samo ekscytująca, a jednak się czyta! Z “Łez diabła” niestety nie zapamiętam nic poza takim samym uczuciem rozczarowania (a może nawet większym) jak w przypadku “Fioletu”. I chyba kolejny raz nie dam się już namówić na szybki zakup powieści pani Kozak, raczej poczekam na promocję, bo jak widać chyba nie do takich jak ja kierowane są te książki. Nic to, idę odkurzyć “Nocarza”, długi wielkanocny weekend będzie jak znalazł na przygody Vespera.

Łzy diabła
Insignis 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz