wtorek, 26 lutego 2019

Pablos gracz: Wciąż Liberty City, ale prawie jak w Los Santos, czyli rewelacyjne „Ballad of Gay Tony”

Pisałem już, że pierwszy dodatek do Grand Theft Auto IV, zatytułowany The Lost and the Damned mocno mnie rozczarował. No, ale Ballad of Gay Tony wszystko naprawił, i totalny respekt dla Rockstara pozostał niezmieniony. Bowiem owa ballada to rzecz nie tylko idealna fabularnie, ale dodatkowo mocno poprawiająca sam silnik GTA IV oraz oferująca wiele nowości, które tak dobrze się przyjęły, że praktycznie wszystkie spotkaliśmy potem w kolejnej “pełnej” odsłonie serii.

Choć dodatek opowiada o Tonym, właścicielu sieci nocnych klubów, w grze wcielamy się w jego pomocnika/partnera, Louisa. Tego gościa, którego pamiętamy z pewnych scen z zarówno podstawowej wersji gry, jak i dodatku o motocyklistach. I na całe szczęście Louis jest świetnie przedstawioną postacią, która na długo przykuwa gracza do telewizora, jest to bohater pełny, z charakterem, nie do końca prosty w klasyfikacji – bohater prawie doskonały, tylko nieznacznie ustępujący samemu Niko Bellikowi.

Pierwsze, co widać po uruchomieniu gry (poza napadem na bank, w którym po raz pierwszy widać Louisa) to inaczej pokazane Liberty City. To jest wciąż ta sama gra, rzecz jasna, ten sam silnik, oczywiście. A jednak grafika jest wyraźnie lepsza, jakby z miasta została zdjęta mgła, został zdjęty jakiś filtr ukazujący przede wszystkim mrok i brud. Tu jest mowa o nocnych klubach, o środowisku oddalonym od bruku, o gangsterach i biznesmenach żyjących za grube dolary – jest o wiele bardziej kolorowo, jest wyraźnie, szczegółowo. Klimat tego dodatku mocno przypomina klimat całego GTA V, inne spojrzenie na to miasto, co ciekawe także mi odpowiadające, choć zdecydowanie bardziej jestem fanem szarości i getta z Liberty City niż przepychu, bogactwa i tłumu idiotów z Los Santos.

Dalej, druga istotna sprawa: postaci. Nie tylko sam Louis, ale pozostałe, istna plejada interesujących bohaterów. Pamiętacie Bruciego? Denerwował Was tak, jak mnie? No to mamy wszyscy pecha, bo tu poznamy jego brata, Moriego, toćka w toćkę takiego samego buca, ale gorszego. Mamy tu kawałek świetnych dialogów. Potem koniecznie trzeba wspomnieć o Yusufie, przeraźliwie bogatym Arabie, który doczepia się do Louisa – genialna postać, prawie jak wyjęta z Los Santos, dodająca mnóstwa dynamiki, nie tylko w kwestii misji (oj, będziemy operować ciężkim, naprawdę ciężkim sprzętem), ale także dla samego scenariusza. No i ostatnia ważna osoba – niejaki pan Bulgarin. Zastanawiałem się dlaczego Niko się nim nie zajął w podstawowej wersji Grand Theft Auto IV – teraz już wiem, jego osoba spoczęła na barkach Louisa.



Podobny entuzjazm, jak dla historii i bohaterów mam dla nowych aktywności. W przeciwieństwie do Lost and Damned, tu faktycznie się chce zabawiać pomiędzy misjami. Pojawia się możliwość skakania ze spadochronem, jest triatlon – i są podsumowania misji, które tak dobrze znamy z piątej odsłony cyklu. Prawdziwą ciekawostką są jednak walki – Louis jest znany w podziemiu jako niezły wojownik za pieniądze – oraz wojny narkotykowe, jakie nasz bohater prowadzi wraz z kolegami z getta. Masa doskonałej zabawy, a to jeszcze nie koniec! Na tematy takie jak taniec, podrywanie lasek czy golf polegający na uderzaniu piłką w cel (czasem ruchomy, czasem to człowiek) już nawet nie będę się rozwijał…

Ballad of Gay Tony to idealny dodatek, bardzo kompletny, którego skończyłem co prawda w około 11 godzin, ale wcale nie zamierzam o nim zapominać, jak zapomniałem o motocyklistach. To gra sama w sobie, a poziom zaprezentowanej tu historii oraz mnóstwo nowości powoduje, że tytułowi naprawdę niedużo brakuje do podstawowej wersji czwartej części cyklu. Nie wiem, czy dodatek ten funkcjonuje jako samodzielne DLC, niewymagające posiadania kopii GTA IV, ale powinien, jest tak dobry, że warto go poznać nawet jeśli się nie zamierzacie bić z podstawową wersją gry. No i ta inspiracja; wszędzie dookoła widać nowości, które skrzętnie zebrane zostały wykorzystane w kolejnej “pełnej” odsłonie serii, i nie sposób oprzeć się wrażeniu, że spacerujący na końcu gry Louis, Tony i Yusuf to zaledwie preludium do poznania przygód innej interesującej trójki bohaterów, powiązanie jest bardzo wyraźne. Warto ten dodatek docenić osobiście, i tak, jak uważam, że przygody Lost’ów można sobie darować, tak historię Louisa i tytułowego geja Tony’ego po prostu wypada znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz