wtorek, 26 lutego 2019

O losie tak samo okrutnym, jak komicznym opowiada Anne B. Ragde w „Ziemi kłamstw”

Pierwsza część “Ziemi kłamstw” powoduje totalny zachwyt. Przedstawienie trojga braci, z których każdy jest zupełnie inną osobowością, a w tle ich codzienności wyraźnie widać czające się dramaty i tajemnice jest urzekające, od lektury nie sposób się oderwać, obojętnie czy aktualnie poznajemy Margido, Erlanda, Tora czy może Torunn. To kapitalne postaci, przedstawione z prawdziwym polotem; Autorka z każdym kolejnym rozdziałem zmienia się zupełnie, tak ukazując dni powszednie bohaterów, że zaangażowanie czytelnika jest pełne. Razem z postaciami jesteśmy pracownikami zakładu pogrzebowego, osobami zajmującymi się profesjonalną kreacją wystaw, czy wreszcie rolnikami, których cały świat rozgrywa się w chlewie, tuż obok ćwierćtonowych macior, od których zależy po prostu wszystko, od obecności lub braku jutrzejszego śniadania, do posiadania lub nie dachu nad głową.

Pierwsza część “Ziemi kłamstw” jest tak dobra, że czytelnik ma prawo doznać tego cudownego zaniepokojenia: jak to jest możliwe, że ktoś o takim talencie nie był mi wcześniej zupełnie znany? Dlaczego nazwiska Autorki nie wymienia się jednym tchem z innymi ponadprzeciętnie utalentowanymi twórcami?

Uspokojenie przychodzi przy lekturze części drugiej, a następnie trzeciej. Powieść wciąż oferuje wspaniałe opisy życia, rozbudowane dygresje wrzucane są z takim wdziękiem, że ani przez myśl nie przechodzi logiczna skądinąd konstatacja, że w zasadzie nic do fabuły nie wnoszą. Cóż z tego? Są wspaniałe. Jednak poznawszy bohaterów Autorka jakby pozostawia umiejętność opisu na potem, może na drugi tom? I zaczyna snuć po prostu powieść, o rodzinie, która pewnego dnia się rozpadła, o synach, którzy ze sobą praktycznie nie rozmawiają, o matce, która właśnie trafia do szpitala, co powoduje całą gamę następstw… i o ponad trzydziestoletniej córce, o której istnieniu tak naprawdę wielu dopiero się dowie. Cała ta czwórka będzie musiała zmierzyć się z nową sytuacją, a życie, jakie przygotowała im Anne B. Ragde często bywa mocno depresyjne i pełne przykrych myśli, a jednak momentami robi się jasno, humor zajmuje pierwszy plan, humor bardzo życiowy – niekoniecznie na miejscu, ale może właśnie dlatego jest i nie sposób go opanować.

Trudno mi powiedzieć coś więcej o tej powieści, aby przypadkiem nie zrobić brzydkiej niespodzianki i nie zdradzić zbyt wiele. Ograniczę się zatem do powtórzenia, że jest bardzo dobra; interesująca nie tylko w warstwie fabularnej i nie tylko z ciekawymi bohaterami, ale także pokazująca autentyczny talent pisarski, nie tylko dobre rzemiosło, ale właśnie prawdziwy dar operowania słowem i dar spostrzegawczości, dzięki którym Autorka ma wiele do powiedzenia na różne tematy i bardzo celnie trafia za każdym razem, stale odrywając czytelnika od własnej twórczości, zmuszając go do rozmyślań, a czasem wręcz do zachwytu. Takie właśnie książki chcemy czytać, nie po prostu udane czy dobre, ale wybitne. Jak to dobrze, że to dopiero pierwszy tom większej całości, że jeszcze dwie części, usycham z ciekawości co będzie dalej.

Berliner Poplene, Smak Słowa 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz