czwartek, 28 lutego 2019

„Niewinność” Deana Koontza, czyli bardzo mocne rozczarowanie

„Niewinność” to jedno wielkie nieporozumienie, a nawet rozczarowanie. Wiadomo, że nie można się spodziewać bóg wie jakich doznań po tego typu literaturze, ale akurat Dean Koontz potrafi opisać grozę i niesamowitość dobrze, z klimatem, nawet jeśli fabuła jest klasycznym horrorowym stekiem bzdur. Tym razem jednak autor nie trafił; być może miał zbyt duże chęci, zbyt wielkie założenia – bo powieść tak właśnie wygląda, jakby miała prowadzić do czegoś naprawdę mocnego – ale sił nie starczyło na wykonanie. Końcówka książki to naprawdę słaba konstrukcja, taki niewypał po wspaniale zapowiadającym się fajerwerku.

Bardzo chce się wiedzieć kim są ci, których tak bardzo boją się ludzie. Kim jest bohater, dlaczego wzbudza (i jemu podobni) tak duże obrzydzenie i od razu gniew, wściekłość, pragnienie unicestwienia osobliwości. Chcemy więcej, by klasyczna opowieść o Pięknej i Bestii (bo od razu wiadomo, że to będzie właśnie tego typu opowieść) stała się zaskakująca, oferowała nowe pomysły, rozwiązania. „Niewinność” sugeruje, że taka właśnie będzie. Pietyzm autora w przedstawianiu losów swojego bohatera, dokładnym opisie jego dzieciństwa, matki, Ojca – trudno podczas lektury nie odnieść wrażenia, że będzie warto, że będzie książka o czymś istotnym, czymś godnym zapamiętania.

Jednak nie jest. Interesująco zapowiadający się horror, thriller – nieważne, powieść wywołująca niepokój – zostaje na ostatnich stronach sprowadzona do bardzo przepisowej, boleśnie zgodnej ze schematem gatunku grozy kategorii C drogi, czyli niewielkie „puf” z czegoś, co miało razić jak bomba atomowa. Szkoda kreacji bohatera, szkoda kreacji bohaterki, szkoda ich uczucia zmarnowanego na rzecz tak prostą, banalną i niestety przewidywalną. Szkoda.

Innocence
Albatros 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz