wtorek, 26 lutego 2019

Coś z zupełnie innej beczki: „As w rękawie” Annie Proulx

Po ukończeniu lektury “Kronik portowych” w ciemno sięgnąłem po kilka kolejnych książek Annie Proulx, wychodząc z założenia, że z pewnością nie będą kiepskie. Poleżały trochę na półce, przyszedł czas na lekturę… i po lekturze “Asa w rękawie” kompletnie nie mam pojęcia jak o książce opowiedzieć. Idąc tropem opisu z okładki wypadałoby rzec, że będziemy towarzyszyć Bobowi Dollarowi w wędrówce przez tzw. panhandle, fragment południa Stanów Zjednoczonych, Texas i Oklahomę. Bob poszukuje miejsca, w którym mogłoby powstać kolejne przetwórstwo Globalnej Spółki Wieprzowej. Ale dlaczego akurat wieprzki, i dlaczego panhandle, i dlaczego poszukiwania są trudne, a bywają i niebezpieczne – to właściwa historia przedstawiona w tej powieści.

Historia ukazana przy pomocy często potężnych zdań, wielokrotnie złożonych, z mnóstwem nie tylko przecinków, ale i średników, nieraz zajmujących całe sporej wielkości akapity. Historia o tyle ciekawsza, że w polskim tłumaczeniu została oddana dosłownie: przetłumaczono nie tylko treść fabularną, ale i nazwy miejscowości, a nawet nazwiska bohaterów, co jednocześnie utrudnia zabawę – bo odciąga od lektury – a z drugiej strony czyni rzecz i tak już abstrakcyjną jeszcze bardziej nonsensowną, tak bardzo, że paradoksalnie “As w rękawie” staje się prostszy w zrozumieniu. Panhandle to przedziwne miejsce; bohater w wolnych chwilach czyta dziennik innego podróżnika, prowadzony w XIX wieku, i zauważa – i my też zauważamy – że ten rejon nic się nie zmienia. Choć wygląda inaczej, poprzecinany drogami, bez pasących się bizonów, z naturą sponiewieraną przez białego człowieka, to zamieszkany jest wciąż przez takich samych ludzi. Panhandle to miejsce, dla którego nawet klasyczne już słowo “zadupie” jest zbyt dobre, gdzie akceptuje się tylko myśl prymitywną, a dowcip wypada mieć ciężki jak polscy kabareciarze.

A najciekawsze jest, że przy całym tym, prawda, że mało atrakcyjnym opisie, panhandle wcale nie jest złym miejscem. Po prostu tak wygląda, i o tym jest “As w rękawie”, powieść nie posiadająca prawdziwego głównego wątku, prawdziwej, klasycznej fabuły, ale złożona z bardzo wielu mniejszych historii, z grubsza tylko spinanych postacią Boba Dollara i jego przygód. To pozycja jednocześnie przyjemnie nonsensowna i radośnie abstrakcyjna, jak i poważna i prezentująca świat, który istnieje, i to od dawna, i nie zmienia się, i w tym chyba problem…

To nie są “Kroniki portowe”. Aż chce się zacytować Monty Pythona: to coś z zupełnie innej beczki. To książka, która leżała pod stołem ładnych kilkanaście dni, nim dotarłem do końca. I mimo tego, że trudno mi nazwać się czytelnikiem usatysfakcjonowanym, czy nawet zadowolonym, to jednak raczej uważam, że wypada ją polecić. Bo choć nudnawa, to ciekawa, i robi coś interesującego dla tego rejonu USA: potwierdzając wszystkie negatywne cechy tego miejsca jednocześnie w pewien sposób je tłumaczy, usprawiedliwia i chwilami nawet czyni je prawie atrakcyjnym. No i to tłumaczenie – naprawdę dodaje uroku, sprowadza klimat nonsensu na nasz grunt, świetny pomysł, choć wpierw odciąga uwagę, po fakcie widać, że poważnie pomaga w zrozumieniu ludzi w powieści napotkanych.

That Old Ace in the Hole
Rebis 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz