wtorek, 26 lutego 2019

Nie tylko czytelnik - Far Cry 4 - niezwykle pozytywne wrażenia z zabawy (Ubisoft)

Mówiąc o Far Cry 4 nie potrafię zacząć inaczej, jak od zachwalania fabuły. Jasne, że gra nie po to powstała, by opowiadać jakąś specjalnie wypieszczoną, dobrze przygotowaną historię – powstała po to, by móc kolejny raz zatopić się w otwartym świecie. Ale jednak pokazana tu rewolucja bardzo mi się spodobała, bowiem przy pomocy naprawdę prostych metod scenarzyści ukazali nam czym rewolucja tak naprawdę jest, i jakie motywy stoją za tymi, którzy tak ładnie krzyczą o konieczności walki z tyranią.

A propos tyranii warto wspomnieć naszego oponenta, niejakiego Pagan Mina. Muszę się zgodzić z ogólnie panującymi w internetach opiniami, że postać ta nie dorównuje Vaasowi z Far Cry 3, jednak facet może się podobać, wydaje mi się, że mimo wszystko facet ma w sobie „to coś”.


Okej, tyran jakiś jest, i nawet jest interesująca fabuła; no, może nie fabuła sama w sobie, ale ciekawe wybory, przed jakimi stanie Ajay Ghale, w którego się wcielimy. To już wszystkie elementy niezbędne, by móc znowu wejść w totalnie otwarty świat, chwycić za broń, i wsiąknąć na ładnych trzydzieściparę godzin zabawy.

Gra bardzo mocno opiera się na tym, co widzieliśmy w Far Cry 3, i dobrze, bo trójka była genialna. Ubisoft skupił się tutaj raczej na drobniejszych kwestiach; nie przemodelował rozgrywki w widoczny sposób, za to dodatkowo ją usprawnił, czyniąc z czwórki tytuł oferujący jeszcze więcej tego, co już znamy i co lubimy.



Akcję naturalnie obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. Ajay, zupełnie jak Jason, potrafi nosić do czterech rodzajów broni oraz różnego rodzaju zabawki dodatkowe: granaty, koktajle mołotowa… Nowością jest za to przynęta – po polowaniu Ajay zbiera skórę, to wiadomo, ale poza tym także trochę mięsa zwierzyny. Można takowe potem rzucić przed siebie, zachęcając drapieżniki do podejścia. Można rzucić na przykład w środek obozu wroga…
I takich nieźle przemyślanych dodatków jest więcej. Ajay potrafi przenosić ciała – świetna umiejętność, bardzo pomocna w graniu „po cichu”. Oczywiście mamy łuk, ale tym razem mamy także kuszę, plus noże do rzucania. Co kto lubi. A ponieważ jesteśmy u podnóża Himalajów, to i kotwiczka się znalazła, by wygodniej wdrapywać się w wyższe partie – bez niej byłoby bardzo kiepsko. Ale to nie koniec – absolutnie najlepszą nowością (poza rzecz jasna możliwością jazdy na grzbiecie słonia) jest żyrokopter, w grze zwany „brzęczykiem”. Dzięki tej maszynie można poczuć się jak orzeł, fruwając nad Kyratem, niczym anioł śmierci zrzucając granaty na głowy przeciwników… no dobra, trochę się zagalopowałem, ale poczucie władzy, jakie daje żyrokopter i granatnik naprawdę powala.



Wspomniałem o orle. Dodano tu takiego drapieżnika, i godny jest on wzmianki z dwóch powodów: dobrego i złego. Złym jest fakt, że można umrzeć ze śmiechu, jak napotkani ludzie panikują na widok orłów. Uciekają, strzelają w powietrze… myślałby kto, że tygrys jest groźniejszy. No i jest, ale to orła się tu boją, i wygląda to dość żenująco. Natomiast plusem wprowadzenia tego drapieżnika jest fakt, że on faktycznie atakuje, także gracza. Niespodziewanie spada z nieba, atak oczywiście nie jest śmiertelny (no, chyba że Ajay dawno nie wstrzyknął sobie wspomagacza i słabo się czuje), ale może nieźle namieszać. Wyobraźcie sobie: Ajay leży w trawie i powoli zdejmuje cichaczem kolejnych strażników na posterunku. Zależy nam, by przejąć posterunek bez wykrycia – są za to punkty, są umiejętności, które dopiero po „cichej” grze się odblokowują. A tu nagle atak orła: Ajay odpędza ptaka, który tymczasem zaalarmował cały posterunek. Dodaje to grze dynamiki, wiemy o tym, że nie można minutami siedzieć w jednym miejscu, jak robił to Jason w poprzedniej odsłonie.



Z ciekawych rzeczy warto wspomnieć także o zupełnie zmienionym sterowaniu pojazdami. Nie ma gazu, nie ma hamulca – jeździmy (pływamy, fruwamy) gałką analogową, co jest bardzo niewygodne, przynajmniej na początku. Dlaczego? Otóż dlatego, że w Far Cry 4 można bez problemu strzelać, walczyć z wnętrza pojazdu! I klawisze dawniej odpowiedzialne za prowadzenie wozu teraz wykonują ważniejszą robotę: cel, pal! Co więcej – można nawet włączyć automatyczne prowadzenie wozu (będzie się trzymał drogi, kierował tam, dokąd chcemy, zaznaczamy na mapie) – i dopiero sobie poszaleć.



Far Cry 4 oferuje dziesiątki, jak nie setki zadań pobocznych, zadań losowych, natrafiamy na nie dosłownie co chwilę. Powiem szczerze, że z czasem to nawet z samochodu nie wychodziłem wypełniając te zadania, Ajay sobie jechał tam, dokąd chce, i swobodnie z okien samochodu pomagał rebeliantom czy to w walce z gwardią Pagan Mina, czy zwierzętami, czy znowu jakiś konwój trzeba było rozwalić… Ba, nawet zakładników odbijałem z wozu, a wszystko dzięki odblokowywanym z czasem broniom.

A są one po prostu mordercze (suchar!). Jest broń, jest także broń boczna – to z niej siejemy zniszczenie właśnie z wozu czy z powietrza. Ot, takie rozróżnienie. A potem jest kolejna sekcja: broń specjalna. Tych konfiguracji nie można zmieniać – ale też nie warto. Odblokowawszy tę półkę zaczynamy współczuć wszystkim, którzy staną na drodze naszego bohatera.



Można by długo wymieniać drobne usprawnienia, że można wskakiwać przez okno, że atak na słoniu to coś, czego nie da się opisać, trzeba zagrać, że otoczenie świetnie płonie i nieraz można się przypadkiem „sparzyć”, że Ajay wędruje przez Shangri-La, które jest chyba najpiękniejszym kolorystycznie miejscem, jakie widziałem w ogóle w grach wideo, że i tu nie brakuje demonów, gdyż Kyrat to kraj żyjący z produkcji narkotyków i Ajay sam sobie także lubi zaszaleć… Far Cry 4 to pokaz dbałości o szczegóły, i tak naprawdę samych zmian w rozgrywce jest tu tak niewiele, że ta 4 w tytule wygląda co najmniej dziwnie, a jednak zabawa jest tak doskonała, że mój telewizor przez prawie czterdzieści godzin nie oglądał żadnej innej gry, prócz przygód Ajaya Ghale.

Wisienką na torcie jest także praktycznie totalny brak błędów, i to przy tak sporym świecie! Raz się zaklinowałem między skałami, niektóre trupy upadają w dziwnych pozycjach – ale ogólnie rzecz biorąc widać wyraźnie, że Ubisoft jak robi grę dwa lata, to kurde bele daje radę. A Unity robił rok, i wszyscy wiemy, jak to się skończyło…



Nie mogę nie polecić tej gry. Mówiłem to przy trójce, powtórzę i tutaj: Far Cry 4 to nie jest zwykła strzelanka, to nie jest po prostu typowy FPS. To gra oferująca otwarty świat, ogromna piaskownica z możliwościami, które zaskakują, atrakcjami, których wystarcza na naprawdę długo. Grając w takie tytuły człowiek zaczyna rozumieć dlaczego ceny gier są tak duże – tyle godzin zabawy, i to zabawy na takim poziomie po prostu jest warte tych prawie 250 złotych. A przecież jest jeszcze tryb wieloosobowy, w pudełku są tak zwane „klucze do Kyratu” dzięki którym można zaprosić do zabawy nawet tych, którzy nie mają własnej kopii tytułu… W Far Cry 4 można grać i grać. Już jestem ciekaw dodatków, czy tu także Ubisoft pokusi się o samodzielnego DLC, jak Blood Dragon dla trójki? Kurczę, jestem zdecydowanie za!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz