środa, 27 lutego 2019

„Życie i czasy Stephena Kinga”, czyli jak zawieść fanów

Według mnie “Życie i czasy Stephena Kinga” to przykład typowej zapchajdziury, produktu który po prostu wypada wydać, bo tak znany pisarz powinien mieć spisaną biografię. Jedynymi odbiorcami książki, którzy faktycznie z niej wyniosą coś więcej, dowiedzą się czegoś naprawdę ciekawego to ci, którzy jeszcze twórczości Mistrza nie znają. Lisa Rogak nie zaoferowała mi praktycznie żadnej informacji, której nie znałbym wcześniej. A ja nawet nie jestem jakimś super wielkim fanem Kinga, co zatem powiedzą ci, którzy Mistrzem go nazywają na poważnie, bez mrużenia oczu, których interesuje nie tylko jego twórczość, ale i postać autora?

Pewnie, że nieźle się “Życie i czasy…” czyta, ale nie dlatego, że pani Rogak tak świetnie trzyma czytelnika w napięciu. Nie, po prostu King ma bardzo “książkowe”, lub nawet “filmowe” życie, jego praca jest żywym odbiciem wyśnionego “american dream”, jest przy tym ciekawą osobą, która ma ciekawe rzeczy do powiedzenia nie tylko na kartach książek, ale i poza nimi. Pani Rogak przedstawia nam kolejne fakty, bardzo często przecinane po prostu cytatami Kinga i ludzi z jego otoczenia, jednak jej sposób prezentacji wydarzeń nie zawiera zbyt wiele polotu. Walter Isaacson to nie jest, na pewno nie.

Wyobrażam sobie dwie grupy potencjalnie zadowolonych odbiorców tej książki. Po pierwsze, jak już wspomniałem, ci, którzy dopiero po powieści Kinga będą sięgać. Tych jednak wypada ostrzec, że Lisa Rogak w tej biografii zdradza zbyt wiele, i potem czytając właściwe dzieła zabawa będzie zepsuta. Spojler goni spojler, szukam w tym sensu, nie widzę. Jestem pewien, że fachowiec byłby w stanie każdą z jego książek opisać tak, żeby jednocześnie wskazać skąd się wziął pomysł i z czym King sobie podczas tworzenia dzieła próbował radzić – ale jednocześnie bez zdradzania najistotniejszych wydarzeń czy wręcz zakończeń. Drugą grupą z kolei mogą być najwięksi fani, którzy kupią wszystko, co ich Mistrza dotyczy, jasna sprawa.

Żeby było tu chociaż coś więcej. Ale nie ma. U nas w Polsce King ma status takiej samej gwiazdy, jak na zachodzie. Przeróżne czasopisma i magazyny, zarówno te papierowe jak i internetowe wielokrotnie rozkładały na czynniki pierwsze jego twórczość, także w ujęciu biograficznym, wspominając o jego licznych uzależnieniach, walce z samym sobą, specyficznie radosnym, aż dziwnym dla twórcy powieści grozy stosunku do świata. Wydaje mi się, że będąc fanem fantastyki wręcz trudno historii życia Stephena Kinga nie znać, tak wiele jest o nim informacji, tak łatwo dostępnych. Kto taki artykuł już czytał – temu “Życie i czasy…” jedynie odświeżą pamięć.

“Życie i czasy Stephena Kinga” to przykład książki, którą zdecydowanie lepiej jest pożyczyć, niż kupić. Ponadto od momentu jej wydania (oryginalnego, na zachodzie) minęło już całkiem sporo lat. Pamiętajmy, że King pisze dużo, a także zajmuje się filmami, serialami i już teraz w książce sporo brakuje, czytając ją w roku 2015 wydaje się jakby urwana, niedokończona. Ech, mam wrażenie, że takie książki powstają tylko po to, by najwięksi fani wydali na nie kasę. Wydaje mi się, że można napisać biografię żyjącej wciąż osoby tak, by jakoś sprawnie ją zakończyć, tu natomiast powstaje wrażenie, jakby Lisa Rogak i jej wydawca już zacierali ręce na wydanie “drugie poprawione” z dodatkowymi rozdziałami opisującymi (spojlery, spojlery) kolejne książki Mistrza (i jego piszących synów). Odnotowuję to wrażenie, pamiętając, by po biografie tworzone przez tą panię (a jest ich więcej) już nie sięgać.

Haunted Heart: The Life and Times of Stephen King
Albatros 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz