wtorek, 26 lutego 2019

Pablos widz - Im bliżej końca, tym bardziej interesująco – „Bosch”, nowy serial Amazona

Dawniej seriale kojarzyły się tylko z telewizją – dziś sytuacja nieco się zmienia. Coraz więcej widzów woli samodzielnie planować oglądanie kolejnych epizodów swoich ulubionych serii, stąd popularność serwisów internetowych. Z czasem owe serwisy stanęły po drugiej stronie kamery, już nie tylko oferując możliwość oglądania, ale wręcz tworząc nowe produkcje. Po Netfliksowym “House of Cards” przyszedł czas na giganta Amazon i ich dzieło: “Bosch”.

Oglądając zapowiedzi i trailery czułem mocny hype, bowiem w roli głównej występuje jeden z moich ulubionych ostatnimi czasy aktorów – Titus Welliver, facet, którego w “Deadwood” po prostu uwielbiałem, i gdziekolwiek się pojawia, tam moje zaangażowanie w opowieść wzrasta, nawet jeśli szło mu słabo. A według mnie słabo mu poszło w “Sons of Anarchy”, ale może to po prostu moja niechęć do sztucznego akcentu irlandzkiego…? Mniejsza.

“Bosch” jest oparty na twórczości literackiej Michael Connelly’ego, do tej chwili seria o Harrym Boschu liczy aż dziewiętnaście tomów. Niestety żadnego z nich nie czytałem, zatem trudno jest mi ocenić zgodność z oryginałem, nie wiem nawet czy scenariusz powstał na podstawie powieści, czy jest czymś nowym.

Pierwsze dwa odcinki nie zachwycają. W pierwszym odczuciu serial wyglądał na typowy produkt o gliniarzach, z postaciami zaledwie poprawnie przygotowanymi. Poznajemy prócz Boscha także kilku innych detektywów i oficerów, przez ekran przewijają się aktorzy znani z licznych serialowych występów: Jamie Hector (“The Wire”), Amy Aquino (“Ostry dyżur”), Lance Reddick (również genialne “The Wire”), Troy Evans (znowu “Ostry dyżur”) i Jason Gedrick, którego poznaliśmy niedawno w interesującym, ale niestety tylko “jednosezonowym” “Luck”. Posterunek jest bardzo typowy, odzwierciedla to, co znamy z gliniarskich opowieści: obok kilku fachowców musi się trafić i zakała, oczywiście najgłupszy awansuje najszybciej, całość spina jedynie porucznik, dbając o podstawową przynajmniej współpracę, z kolei wyższe szefostwo to już polityka w najczystszej postaci. Wydarzenia są w miarę autentyczne i można je przyjąć bez kręcenia nosem, lecz zawiłościom policyjnego losu z “The Wire” czy “The Shield” nowy serial od Amazona nie dorównuje.

Ale nie jest też bardzo słaby. Jak to z serialami bywa, po pewnym czasie już się po prostu patrzy, bez kręcenia nosem. Fabuła dotyczy dwóch śledztw – zabójstwa nastolatka sprzed dwudziestu lat oraz poszukiwań zbiegłego podejrzanego, który przedstawia siebie jako seryjnego mordercę. Jest tu wykorzystanych wiele ogranych motywów: telefony mordercy bezpośrednio do Boscha, rodzinne problemy bohatera (oczywiście rozwiedziony, oczywiście od dawna nie widział córki), jest i konflikt w samej policji – to wszystko już było. Ale mimo to się ogląda, po pierwsze dlatego, że całość mimo wszystko trzyma się przysłowiowej “kupy”, a po drugie – bo jak już mówiłem jestem bardzo na tak jeśli chodzi o Titusa Wellivera.

I warto obejrzeć do końca, bo końcówka serii robi się naprawdę interesująca. Parę motywów wielokrotnie wykorzystanych zostaje przez scenarzystów złamanych, zostają zaproponowane inne wyjścia z sytuacji, niż widz się spodziewa. Dotyczy to zarówno spraw policyjnych, jak i rodzinnych u Boscha. Ponadto twórcy uszanowali widzów nie oferując super naciąganego cliffhangera na koniec, zakończenie jest konkretne, i choć jest pole do popisu dla kontynuowania przygód Hieronima (bo Harry jest skrótem od Hieronim właśnie), to gdybyśmy nie doczekali się drugiego sezonu nie ma katastrofy, i tak warto na “Boscha” rzucić okiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz