środa, 27 lutego 2019

Bo czasem po prostu nie da się być normalnym, czyli „Preparator” Huberta Klimko-Dobrzanieckiego

Pomysł na serię miał Tomasz Sekielski dobry. Na F/Aktach prezentuje historie określane czasem jako true crime; na podstawie prawdziwych wydarzeń autorzy konstruują fikcyjne fabuły. “Inna dusza” Łukasza Orbitowskiego mnie zachwyciła, sięgnąłem zatem po kolejny (właściwie to poprzedni) tom, którego autorem jest Hubert Klimko-Dobrzaniecki.

“Preparator” został pomyślany jako coś w rodzaju spowiedzi głównego bohatera. Czytelnik jedyne, co wie, to fakt dokonania czynów karalnych, o których tytułowy preparator będzie mówił. Bohater jednak okazuje się być istotą tak samotną, że nim do samych okrutnych wydarzeń dojdzie, przedstawi swojemu rozmówcy (i nam) całą historię swojego życia. Autor opisując dzieciństwo późniejszego preparatora wyraźnie daje do zrozumienia, że to, co dzieje się z człowiekiem za młodu, ma ogromny wpływ na jego działania w przyszłości. I nie sposób się historią życia chłopca nie zachwycić. Owszem, nie jest przyjemna, ale jest bardzo realistyczna, z wyraźnie ukazanymi problemami. Nie jest przy tym owa historia jeszcze żadną poważną patologią, stanie się dopiero potem – czytelnikowi zdaje się, że ogląda jedną z typowych polskich rodzin, źle poukładanych, nie wiadomo jakim cudem powstałych. Oglądamy związek zupełnie obcych sobie osób, których nawet nie łączy już fakt posiadania potomstwa, a które już także swoje dzieci wciągnęły w odwieczną walkę i rywalizację. Opowieść jest smutna, to jasne, jest także momentami mocno obrzydliwa, a smaku tej książce dodaje styl autora, który od owej obrzydliwości jest bardzo odległy, robi się fajny kontrast między sposobem opowiadania a tym, o czym jest mowa.

Początkowo monolog nie zachwyca. Bohater jest jak typowy Janusz, na każdy temat ma zdanie, bo gdzieś coś przeczytał, ktoś coś powiedział, a on bezmyślnie powtarza. Z czasem jednak zostaje nawiązana pewna nić porozumienia między preparatorem i jego słuchaczem, czytelnikiem. Nie sposób być obojętnym na jego los, nie sposób nie współczuć. I choć wiadomo, że przeszłość nie może być żadnym usprawiedliwieniem, zaczynamy lubić tego człowieka, zwłaszcza, że tak naprawdę nie wiadomo co zrobił. To się dopiero okaże, ten powód, przez który jego postępowanie jest poddane takiej drobiazgowej analizie. I to ma klimat, na tyle poważny, że gdy wreszcie preparator zaczyna opowiadać o swoich czynach, czytelnik momentami zamiast czuć obrzydzenie może nawet pomyśleć: “ale jak on miał być normalny?” i bohatera nawet lekko usprawiedliwiać. To jest niebezpieczne, i autor świetnie zagrał na emocjach, wywołując właśnie takie wrażenie.

Ze względu na formę trudno nazwać lekturę “Preparatora” procesem łatwym. Zbyt wiele dygresji wkradających się do monologu bohatera powoduje, że książkę można zaliczyć do tych, które należy co kilka kwadransów odłożyć, by zaczerpnąć oddechu. Jednak szybko pragnie się do historii samotnego człowieka powrócić, jest bowiem nie tylko zajmująca, i nie tylko tajemnicza, ale jest też po prostu bardzo dobrze przemyślana i z polotem przedstawiona. Moje pierwsze spotkanie z prozą pana Klimko-Dobrzanieckiego uważam za udane, i z pewnością tych spotkań będzie więcej.

Od deski do deski 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz