środa, 27 lutego 2019

Jakub Małecki o odmienności i samotności, czyli „Dygot”

Sine Qua Non? Zadziwiające; “Dygot” jest tak zgodny z moimi wrażeniami pochodzącymi z lektur powergraphowej serii Kontrapunkty, że po zamknięciu czytnika nie wierzyłem własnym oczom. No pewny byłem, że czytam kolejną pozycję z tego cyklu właśnie.

Jakub Małecki przedstawia nam ładny kawał historii. Rozpoczynamy lekturę zaraz przed wybuchem drugiej wojny światowej, by skończyć w XXI wieku. Krok po kroku poznajemy historię dwóch rodzin, których losy z czasem się połączą. Wydaje się, że główną postacią będzie Wiktor, albinos, którego życie i dziś nie byłoby łatwe, a co dopiero zaraz po wojnie, na głębokiej wsi. Jednak w rzeczywistości bohaterów jest więcej, a Wiktor z początku wydaje się być tym najciekawszym; autor stosuje różne triki powodujące, że właśnie na nim czytelnik skupia uwagę przede wszystkim.

Bardzo udany jest opis codziennego świata prostych ludzi z czasów, które nam mogą wydawać się już zamierzchłą historią, a przecież nie minęło od nich jeszcze nawet sto lat. Poraża głupota ludzka, miażdży zwyczaj, tępota tłumu, skłonność do okrucieństwa rosnąca wraz z ilością obecnych ludzi. Los Wiktora wzruszy każdego, kto ma w sercu choć odrobinę empatii, podobnie los Emilii, ale nie o to w książce chodzi, by wzruszać. Chodzi o to, by pokazać życie takim, jakim ono jest w świecie jednostek, pojedynczych ludzi, cierpiących w samotności. Jest to książka o samotności w ogóle, samotności każdego człowieka, który choć otoczony ludźmi i tak ostatecznie zostanie sam; z chorobą, z problemem, z długiem, z kalekim dzieckiem, z poczuciem zdrady ze strony społeczeństwa, które tak wiele obiecywało, a tak niewiele zrobi w dniu, gdy się zacznie. To kolejna, trzecia już po “Oberkach do końca świata” Szostaka i “Drachu” Twardocha książka rozgrywająca się na przestrzeni lat, akcję skupiająca wokół bliskich sobie ludzi. Klimatem znacznie bliżej jej do powieści pisarza ze Śląska, jest więcej brudu, mniej radości, autor jakby bawił się losami postaci odgrywając złośliwego boga, który niczym dziecko tak długo wygina swoją ulubioną zabawkę – człowieka – aż ta zostanie złamana.

Co w “Dygocie” było dla mnie najciekawsze, to pokazywanie kolejnych pokoleń jako tak samo smutnych i beznadziejnych, jakby w życie od urodzenia był wpisany los. Co czytelnik z tego wyniesie – jego sprawa. Znam takich, co pogrążą się na kilka chwil w smutku, dostrzegając to, co im nie wyszło, przypominając sobie o tym, czego już na pewno nie dadzą rady osiągnąć. Inni, szczególnie czytelnicy wychowani na osiedlach, a urodzeni, jak autor na początku lat osiemdziesiątych, zrozumieją Sebastiana – ostatniego bohatera – i po prostu przestaną myśleć o jutrze, skupiając się na dniu dzisiejszym i pod wpływem chwili przeczytają ponownie którąś z powieści Orbitowskiego, pasują jak ulał. Ktoś może zastanowi się jak to jest, że ktoś tak młody jak autor może życie widzieć takim smutnym, ktoś inny natomiast, równie młody, może mieć do autora pretensję, że diagnozę postawił naszej rzeczywistości słuszną, ale zabrakło pomysłów na zmianę świata i otaczającej nas rzeczywistości. Jednak wszyscy będą się dobrze bawić przy lekturze, to kawałek porządnej literatury, i jasno “Dygot” pokazuje, że książki Małeckiego już niebawem będzie można na półce układać obok wymienionych wyżej, wciąż “młodych” twórców, to już prawie ten poziom.

Sine Qua Non 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz