środa, 27 lutego 2019

Ależ ten facet potrafi pisać! – czyli jak zachwycam się „Utopiami” Konrada T. Lewandowskiego

“Zwrotnice czasu” to seria, która przedstawia dzieła polskich twórców, a ich wspólnym mianownikiem jest prezentacja innego biegu historii, niż ten, który znamy. Niektórzy autorzy potrafią historyczne tło jedynie zarysować, a potem zupełnie “odlecieć”, jak Szczepan Twardoch w genialnym “Wiecznym Grunwaldzie”; inni wykorzystują historię do zaprezentowania czegoś innego, odmiennego (“Burza” jako prawie publicystyka, “Ogień” – dramat). Aż wreszcie są tacy, którzy faktycznie zajmują się kreacją alternatywnej wersji historii, oddając nam po prostu świetne rozrywkowego powieści. Zrobił tak dwa razy Marcin Wolski, i również dwa razy poznaliśmy pomysły Konrada T. Lewandowskiego.

“Utopie” to wspólny tytuł dla dwóch mikropowieści w książce tej zawartych. Pierwsza z nich, stosunkowo krótka, może nawet bardziej opowiadanie, nosi tytuł “Wysłanniczka bogini”. Jest to prezentacja świata z czasów Bolesława Śmiałego, jednak w przeciwieństwie do znanej nam rzeczywistości, tu w kilkadziesiąt lat po dokonaniu chrztu Polski kapłani Chrystusa zostali z ziem Polan wygnani. Autor opowiada o próbie zjednoczenia plemion zamieszkujących północną część ziem polskich, i oddaje w ręce czytelnika zajmującą opowieść, faktycznie przedstawiającą przeróżne możliwości, jakie dziś, z perspektywy czasu, można dostrzec. Mimo stosunkowo krótkiej historii, i nawet niespecjalnie skomplikowanej, talent Lewandowskiego do prowadzenia narracji i dialogów powoduje, że od lektury trudno się oderwać. Podobnie jak w “Orle bielszym od gołębicy” i tu, jeśli ktoś pragnie, pod pełną zwrotów akcji historią dostrzeże co nieco o Polsce i Polakach, plus sporo krytycznych uwag dotyczących kościoła, co niektórym czytelnikom nigdy się nie nudzi.

Drugim tekstem w “Utopiach” zawartym jest “Królowa Joanna D’Arc”. Rzecz o wiele większa, stworzona z prawdziwym rozmachem. Fabuła toczy się w wieku XV, a punktem wyjścia jest brak bitwy pod Grunwaldem – zamiast rzezi nastąpił tam cud, przygotowany osobiście przez królową Jadwigę, w tej wersji historii żyjącą znacznie dłużej, niż w naszej. Jednak konflikt z Zakonem Krzyżackim trwa, z kolei na południu od naszego kraju, w Czechach, gromadzą się armie, pragnące raz na zawsze wykończyć husytów. Wśród nich znajduje się Joanna D’Arc, która zamiast zginąć męczeńską śmiercią ruszyła na wschód z pragnieniem walki z herezją.

“Królowa Joanna D’Arc” to prawdziwe arcydzieło, rzecz znacznie przewyższająca większość historii alternatywnych, które miałem dotychczas przyjemność poznać. Poznać klasę autora, który tak dobry pomysł i tak świetnie wykonany, idealnie umieszczony w realiach historycznych, zdający się niemalże realnym, wykorzystał na stworzenie mikropowieści, a nie całego cyklu książek (czego spodziewałbym się po wielu innych twórcach). To taka polska “Gra o tron” w pigułce, w której oglądanie tego, co Lewandowski zaplanował najpierw daje radość, a potem wywołuje uczucie oszołomienia – tak dobra jest to historia. Autor gra na czytelniku jak na instrumencie, jedna emocja goni kolejną, wściekłość miesza się z dumą, smutek i przygnębienie z radością.

Niejeden już napisał o Polsce od morza to morza, niejeden oferował nam opowieść, w której poznajemy wiele powodów do odczuwania dumy z narodu Polskiego. Ale taka jakość jest naprawdę rzadko spotykana, przynajmniej jak dla mnie, idealnie trafia w mój gust. Plus kolejną wartością, prócz samego języka, jest także oddanie nam historii alternatywnej, która nie prowadzi nachalnej edukacji. Autor nic nam nie próbuje pokazać, niczego uczyć, nie przekonuje do swojego zdania – oferuje tylko inną wersję znanych wydarzeń. I robi to z ogromnym rozmachem, wręcz zawstydzając niejednego, co to alternatywną wersję historii chciał kreować. Jakby mówił wręcz: tak się to robi!



Tylko kto wymyślił tak paskudną okładkę??

Narodowe Centrum Kultury 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz