sobota, 23 lutego 2019

Jean M. Auel – „Łowcy mamutów”

Po średnim, jak dla mnie, drugim tomie cyklu, muszę przyznać, że tom trzeci znowu mi się podobał. Chyba zaczynam wreszcie rozumieć metodę autorki, która jednocześnie chce pisać powieść dla każdego, zatem łączy swobodnie elementy przygody i romansu z tymi poważniejszymi – opisem społeczności z czasów prehistorycznych. Dotarło do mnie podczas lektury “Łowców mamutów”, że autorka bawi się tu pewną teorią, w dodatku taką bardzo odważną: postać Ayli, wychowanej przez neandertalczyków, a teraz żyjącej wśród ludzi własnego gatunku, jest łącznikiem dwóch sposobów życia; bierze to, co mądre zarówno od jednych, jak i drugich. Zrozumienie natury i wiarę w jej moc ma typowe dla naszych odległych kuzynów, natomiast odwagę wewnętrzną, żyłkę hazardzisty i skłonność do podejmowania ryzyka typowe dla człowieka. Stąd właśnie w Dzieciach Ziemi jesteśmy świadkami tak wielu wynalazków, za którymi zawsze w jakimś stopniu stoi Ayla: a to odkrycie krzesania ognia specjalnym rodzajem kamieni, a to ogromny talent do uzdrawiania, i wreszcie oswojenie zwierząt. Zderzenie dwóch światów skutkuje zadawaniem pytań, jakich dotychczas nikt nie zadawał.

Przy tym autorka stara się nie zapominać i o tych czytelnikach, którzy niespecjalnie czekają na kolejne uniesienia miłosne, a bardziej zainteresowani są samymi ludźmi jako społeczeństwem. I jest w “Łowcach mamutów” sporo prawdy o ludziach, niestety jednak całość jest w dalszym ciągu mocno naiwna; ludzie w sadze pani Auel są zdecydowanie zbyt dobrzy, zbyt pomocni, zbyt uprzejmi; wierzyć się nie chce, by wszyscy byli tacy zgodni i wyrozumiali. Prawie jak jakaś utopia. Sytuacji nie poprawia także wciąż postawiony na pierwszym planie związek z Jondalarem, który w dalszym ciągu przypomina znacznie bardziej emocjonalnego kalekę, niż samodzielnego mężczyznę.

Lektura wciąż potrafi być przyjemną, choć w dalszym ciągu coraz bardziej zbacza w stronę fantasy. Pani Auel lubi opowiadać, i sytuacja jest jasna: dopóki opowiada o zwyczajach ludzi, od książki nie można się oderwać, lecz gdy wchodzi na tematy uczuciowe, nagle widać, że to zwykłe gadulstwo, można by brać nożyczki ciąć spore fragmenty nic do powieści nie wnoszące. Jedno natomiast autorka opanowała świetnie: pisanie końcówek. Ile bym nie miał zarzutów i wątpliwości podczas lektury “Łowców mamutów”, po zamknięciu książki i tak sięgnę po kolejny tom, po prostu nie da się inaczej. Zwłaszcza, że wciąż nie tracę nadziei, iż powrócimy do neandertalczyków, że pojawią się oni ponownie na kartach sagi.

The Mammoth Hunters
Zysk i s-ka 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz