piątek, 8 lutego 2019

Nie tylko czytelnik - słów parę o grze "Epoch 2"

EPOCH była to gra, która rewelacyjnie pokazywała o co tak naprawdę chodzi w tak zwanym „mobilnym graniu”. Z jednej strony mieliśmy uznany opartą na znanym silniku grafikę, na ekranie tableta/smartfona prezentującą się więcej niż świetnie. Z drugiej – sterowanie, które nie chciało udawać, że ekran dotykowy jest dobry dla gier zręcznościowych rozumianych w tradycyjny sposób. Czytaj: klawisze. W tym wypadku „narysowane” na ekranie. Czyli nie wyczuwalne pod palcem. Nie, EPOCH przygotował sterowanie wykorzystujące naturalny potencjał drzemiący w dotykowym wyświetlaczu: zostało ono oparte na gestach; jest więcej, niż intuicyjne.

Fabuła kontynuuje bezpośrednio wątek znany z części pierwszej. Księżniczka została odnaleziona, jednak na tym praca naszego bohatera się nie zakończyła. Wręcz przeciwnie: należy brnąć dalej w zniszczony świat, walczyć z różnego rodzaju maszynami, tym razem na wyraźne polecenia wspomnianej księżniczki. A właściwie jej hologramu, bowiem kobieta wciąż znajduje się w czymś, co przypomina kriogeniczną komorę.

Choć fanem EPOCH jestem i grę ukończyłem kilka razy, nie mogę nie zauważyć, że „dwójka” nie wnosi do rozgrywki zbyt wiele. Wciąż przesuwamy palcem po ekranie tak, by eliminować możliwie najskuteczniej przeciwników, wciąż plansze składają się z kilku „fal” wrogów, a na końcu przeważnie czeka boss lub większa gromada przeciwników. Zmiany dotyczą głównie dodania jeszcze większej ilości elementów zręcznościowych. Między innymi nasz bohater teraz potrafi na kilka sekund unieść się w powietrze, co się bardzo przydaje, bowiem mamy kilka nowych rodzajów wrogów, i często oni atakują na zasadzie kamikaze, wybuchając tuż przy naszym robocie.

Istota rozgrywki jest identyczna, jak poprzednio. Wskazujemy cel, a potem pozostaje już tylko próbować kontrolować bohatera tak, by jak największe obrażenia zadawał, a jak najmniejsze zbierał. Właśnie sobie uświadomiłem, że to zdanie można zastosować przy 98% gier… ;-) Wracając do tematu: aby poruszać się robotem wykonujemy gesty, czyli przesunięcia palcem po ekranie. Powodują one zmianę pozycji oraz schowanie się za barykadą tudzież wyjrzenie zza niej. Zmianą w stosunku do jedynki jest poziom trudności. Na łatwym trudno przejść przez etapy z nietkniętym paskiem życia, głównie za sprawą różnego rodzaju broni laserowych oraz wspomnianych już kamikaze. Na trudnym gra jest naprawdę mocno wymagająca, stale rzucałem mięsem, tak kiepsko mi z początku szło.

Pomiędzy planszami poznajemy kolejne fragmenty fabularne oraz odwiedzamy złomowisko, gdzie za uzbierane punkty/walutę dokonujemy wyboru nowej broni. Warto pamiętać, że nie zawsze najmocniejsza broń jest najlepsza – nieraz warto podejrzeć jakich oponentów napotkamy i wyposażyć się w teoretycznie słabszy, ale skuteczniejszy dla danych przeciwników egzemplarz.

Gra pozostaje czystym arcade. Nie tylko daje radość pokonywania plansz na różnych stopniach trudności, ale też na różny sposób, są pewne wyzwania, które fani z pewnością uznają za bardzo potrzebne, bowiem realnie przedłużające żywotność tytułu.

Kończąc już szczerze przyznam, że patrząc na grę obiektywnie EPOCH 2 niespecjalnie zachwyca. Znacznie bardziej wydaje się być solidnym upgradem do „jedynki”, rozwinięciem tak fabularnym, jak i systemowym. Na pełnoprawny numer 2 jednak niezbyt zasługuje, oferując po prostu znowu to samo, trochę trudniej, trochę ciekawiej, trochę więcej – ale zawsze tylko trochę. Mimo to tytuł polecam, bowiem do najdroższych nie należy, więc co za różnica zapłacić za spory update czy kolejną grę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz