The Silent Age to gra, która spodoba się przede wszystkim nieco starszym graczom. Tym, którzy z nostalgią wspominają klasyczne przygodówki typu „point & click”, seryjnie produkowane w latach dziewięćdziesiątych. Szczególnie te, za którymi stała firma LucasArts, bowiem zrobione przez House of Fire The Silent Age oferuje podobną konstrukcję wydarzeń i ten sam, specyficzny rodzaj opisu, jaki znamy z przygód Indiany Jonesa czy niejakiego Guybrusha Threepwooda.
Bohaterem gry jest Joe. Jest on woźnym, czy też dozorcą – Joe nie przykłada zbyt dużej wagi do nazwy swojego stanowiska. Wystarcza mu świadomość, że jest to stanowisko istotne. Popielniczki i kosze na śmieci same się nie opróżnią, zużyte i przepalone żarówki same się nie wymienią – Joe wie, że jego praca jest potrzebna. Jest wymarzonym pracownikiem korporacji – zupełnie nie zadaje pytań, wykonuje swoje obowiązki i nigdy nie dyskutuje z szefem, gdy ten ma jakieś dodatkowe, specjalne zadanie.
Całość rozgrywa się na początku lat siedemdziesiątych, co jest dodatkowym smaczkiem. Biurowiec, jego pracownicy oraz okolice budynku pokazują czasy, w których życie było o wiele prostsze. Przynajmniej jeśli wierzyć amerykańskim pisarzom. Świat tamtych lat został przedstawiony przy pomocy dość kolorowej grafiki, która tworzy rewelacyjny kontrast z oprawą dźwiękową – niezdrową, wręcz posępną. Takich dźwięków spodziewamy się bardziej w grze z gatunku horror.
Jak na klasyczną grę typu „point & click” przystało, Joe wędruje po kolejnych lokacjach bacznie obserwując otoczenie. Tu znajdziemy nożyczki, tam klej, gdzie indziej klucz do czegoś (drzwi? szafki?) – pozostaje potem już tylko poskładać elementy fabularne z elementami znajdującymi się w kieszeni – i iść do kolejnych lokacji. Gra została podzielona na rozdziały, z których każdy stanowi odrębną całość. Także wiemy dobrze, że aby przejść dalej musimy wykorzystać to, co jest w okolicy. Nie trzeba się wracać do poprzednich lokacji. Powoduje to, że gra jest stosunkowo prosta. A mimo to wciągająca.
Przede wszystkim The Silent Age to tytuł bardzo logiczny w swej konstrukcji. To nie jedna z tych przygodówek, gdzie gracz powiązuje ze sobą najbardziej nieprawdopodobne elementy, gdzie niczym MacGyver kreuje przedmioty nieistniejące, przedmioty głupawe. Nie, tu wszystko jest rozsądne. Drzwi do samochodu otwieramy kluczykiem, a nie spinaczem, ogień rozpalamy zapalniczką, a nie przywołaniem błyskawic, a jeśli drzwi z pomieszczenia są zamknięte to można wybić okno, zamiast kopać tunel hrabiego Monte Christo.
Najważniejszym elementem, na którym opiera się przygoda jest maszyna do podróży w czasie. Jest ona potraktowana bardzo dosłownie – przenosi Joe w bliżej nieokreśloną przyszłość, która wygląda dość przerażająco. Woźny zawsze trafia w dokładnie to miejsce, w którym się znajdował – tylko w przyszłości. Oznacza to, że każdą lokację możemy odwiedzić teraz, jak i po latach. I na tym polega zabawa. Drzwi dzisiaj mogą być zamknięte, ale w przyszłości kłódka jest zmurszała, łatwo ją zniszczyć. Lub na odwrót – w przyszłości nie da się wyjść, bo dziki, trujący bluszcz zablokował okno. Co zrobić? Wracamy do aktualnych czasów i blokujemy rozwój rośliny. Następna wizyta w przyszłości pokazuje otwarte okno.
The Silent Age to doskonała gra przygodowa. Świetnie przemyślana jako produkt mobilny – rozdziały nie są zbyt długie, przyznam się że dwa z nich swobodnie ukończyłem siedząc w poczekalni u lekarza. A ponieważ każdy z nich jest odrębną całością tym prościej jest spędzać z grą właśnie krótkie chwile, co jest tak istotne przy grach na platformy mobilne.
Ponadto gra jest darmowa. Nic, tylko instalować, zarówno w systemie iOS, jak i Android. I jest to produkt tak dobry, że po ukończeniu odcinka pierwszego automatycznie pojawia się chęć wspomożenia niewielką donacją producentów, z nadzieją, że odcinek kolejny będzie jeszcze bardziej interesujący i że powstanie szybko. Serdecznie polecam wszystkim fanom gier przygodowych, a szczególnie tym, którzy czują sentyment do starych, dobrych czasów, gdy życie było znacznie prostsze ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz