czwartek, 26 września 2024

Sex Criminals - Matt Fraction & Chip Zdarsky (Image Comics)

Komiks początkowo przedstawia młodą dziewczynę, która jak każdy w pewnym momencie swojego życia pragnie zrozumieć co się dzieje, o co chodzi z tym całym „zakazanym owocem”. Jednak szybko okazuje się, że opowieść nie będzie skupiona na uświadamianiu czytelników, ale na zupełnie oderwanym od rzeczywistości, idealnym do komiksu pomyśle: otóż po przeżyciu orgazmu dziewczyna dostrzega, że wokół niej na jakiś czas zatrzymał się czas.

Wiecie, jak to jest z ludźmi: nawet najuczciwsi z nas mogą w szybkim tempie zejść na złą drogę. Wystarczy jeden znajomy, który ma dar przekonywania i elastyczne poczucie moralności. I tak nim jeszcze zaczniemy szukać co jest powodem nietypowego przeżywania doznań zmysłowych, fakt zatrzymywania czasu sprowadzi bohaterkę do roli… no, wyobraźmy sobie co byśmy robili, gdybyśmy mogli zatrzymywać czas? Nikt nie widzi, nikt nie słyszy, urządzenia technologicznie trwają w zawieszeniu - tylko wyobraźnia nas będzie ograniczać, prawda?

Komiks wędruje w najdziwniejsze kierunki w kwestii scenariusza, obok tych zmysłowych czy wręcz superbohaterskich mamy też liczne wątki z życia, o związku, o walce z biurokracją, angażowaniu się w działalność społeczną, przeciwstawianie durnym, tępym regulaminom, a nawet o przeżywaniu zaburzeń psychicznych i ich leczeniu oraz efektach, które to leczenie wywołuje - czyli dlaczego chorzy nie chcą brać leków. To nie jest w żadnym wypadku historia nawet erotyczna, co dopiero porno - orgazm jest tylko powodem, który połączył dwie osoby, a to się zdarza częściej, niż przeciętnemu obywatelowi się wydaje.

Wrażenie zrobiła na mnie również potężna ilość informacji na temat metod zabezpieczania się przed niechcianą ciążą, wplecionych tu tak gładko i swobodnie, że nie można mówić o jakiejkolwiek „propagandzie”. I nie jest tak, że pominięto możliwe skutki uboczne, te wszystkie okropne stany, wrażenia i efekty, jakie na niektóre kobiety antykoncepcja może wywierać. Traktuję to jako sporą wartość dodaną, bowiem jestem przekonany, że doprawdy imponująca część ludzi (nie tylko mężczyzn, obawiam się) nie zdaje sobie sprawy z możliwego wpływu na ciało i samopoczucie jakie antykoncepcja czasem wywołuje u kobiety. I że koniecznym jest eksplorowanie innych form lub możliwości stosowania tejże, tak, by zapobieganie niechcianej ciąży nie okazało się kłopotliwe, męczące czy wręcz odbierało chęć do seksu. A wszystko podane w przyjemnej formie, wplecione w fabułę niejako przy okazji, podane w ciekawy sposób.

Na koniec dodam jeszcze, że komiks łamie czwartą ścianę, i to na różne sposoby, i robi bardzo sympatycznie, tworząc od razu większą więź z bohaterami. Zobaczymy tu nie tylko skierowane bezpośrednio do czytelnika słowa protagonistów, ale również twórców komiksu, którzy łamią sobie głowy nad scenariuszem, poszczególnymi scenami czy dostępnymi formami artystycznymi. Jednocześnie zabieg ten wcale nie przeszkadza w doświadczaniu dojrzałej, interesującej opowieści, wprowadza natomiast nieco nieładu, który zamiast przeszkadzać pomaga jedynie w utrzymaniu pełnej uwagi czytelnika. Bardzo udany zabieg, świetnie zrealizowany. Komiks ze wszystkich stron godny polecenia, choć raczej dla starszych,, bo jednak mówi o seksie dość dosłownie, a i pozbawionych odzienia postaci tu nie brakuje.

Sex Criminals: 
Vol. 1: One Weird Trick
Vol. 2: Two Worlds, One Cop
Vol. 3: Three the Hard Way
Vol. 4: Fourgy!
Vol. 5: Five-Fingered Discount
Vol. 6: Six Criminals

niedziela, 1 września 2024

Katarzyna Zawodnik - "Zapisz zmiany"

To chyba debiut, i to jak bardzo udany! „Zapisz zmiany” to science fiction, które powraca do wielokrotnie poruszanego tematu „sztucznego” życia. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nasze domy i mieszkania już teraz wypełnione są swego rodzaju „inteligentnymi” robotami; pełzak sprząta, lodówka być może daje znać że brakuje jajek, o automatycznie zarządzanych gniazdkach z prądem czy oświetleniu już nie wspominając.

A co się stanie, gdy wejdziemy na kolejny poziom robotyki, gdy człowiek będzie w stanie już zaoferować „sztucznego” nie tylko sprzątacza czy kierowcę, ale nawet towarzysza życia? Takiego opartego dokładnie o nasze osobiste wymogi, który ma wypełnić wszystkie nie tyle fantazje, co właśnie potrzeby, wraz z tymi głęboko ukrytymi. Autorka nie tylko prezentuje sposób, w jaki tego być może kiedyś będzie można dokonać z punktu widzenia społeczno-marketingowego, ale od razu też ukazuje co się stanie, gdy człowiek - zgodnie ze swoją naturą - będzie kręcił, kluczył, i nawet poddany obserwacji poradzi sobie z zaprezentowaniem siebie tak, jak by chciał wyglądać, a nie tak, jakim jest faktycznie.

Świat przedstawiony jest po kolejnej, trzeciej wojnie światowej, i nie jest tym, co znamy zza okna. Autorka poszła utartym schematem w tym względzie, ale nie bez powodu - po wielkiej wojnie ludzkość żyje głęboko pod ziemią, i jest społeczeństwem po traumie, rządzonym przez sztuczną inteligencję. Oto mamy przykład science fiction, w którym AI odpowiada nie za zagładę, ale ocalenie ludzkości. To jednak niesie ze sobą pewne konkretne pytania, wątpliwości i Katarzyna Zawodnik wzorem najlepszych klasyków science fiction nie tylko zadaje czytelnikowi te pytania, ale również prezentuje swoją wersję odpowiedzi. Lektura jest doprawdy fascynująca, niby mówi o kwestiach, które wśród fanów gatunku są przegadane z wielu stron, a mimo to potrafi zaciekawić, zaintrygować. Kilkoro bohaterów sprytnie i sprawnie łączy się w większą całość, i ostatecznie „Zapisz zmiany” okazuje się lekturą, która łączy w sobie jednocześnie twarde SF, jak i odrobinę cyberpunka ze sporą polewą z mojej ulubionej fantastyki socjologicznej. Wspaniały debiut, godny polecenia i uwagi, a nazwisko Autorki od razu wędruje na szczyt listy tych, których twórczość należy obserwować ze szczególną uwagą.

Agata Bizuk, Potomkowie: "Skóra na niedźwiedziu", "Do grobowej deski"

W cyklu o ulicy Zielonej mieliśmy do czynienia z mieszkańcami domu, sąsiadami. Tu natomiast mamy sprawę z pewną rodziną: nestorką, zamieszkującą samotnie w ogromnym domu i jej potomstwem wraz z rodzinami. Schemat jest ten sam: oto ludzie, tacy jak my, z problemami podobnymi do naszych lub tych, którzy nas otaczają. Powieść o dziwnych przypadkach, jakie chodzą po ludziach. No, po prostu oderwać się nie można, napisane jest to z takim dowcipem i polotem. Mamy tu i klasyczne niesnaski między dorosłym, pędzącym za dobrobytem rodzeństwem, jak i smutne historie o wygasłej miłości czy zdradach, wzajemnych oskarżeniach i niedojrzałości ludzi dorosłych. Są i wnuki, kolejne pokolenie, jest technologia, media społecznościowe czy zamiłowanie starszych pań do potańcówek, spożywania domowych nalewek, ale i Tinder się trafi. Lektura zupełnie i kompletnie relaksująca, wcale nie bezmyślna czy banalna, ale właśnie uspokajająca, a kto wie, czy niejeden czytelnik spoglądając na to jak ludzie sobie bliscy sami sobie kreują coraz to większe i bardziej niepotrzebne problemy nie zastanowi się nad sobą samym czy relacjami z bliskimi. No czekam na trzeci tom, niech tylko wyjdzie i to będzie moment, książki pani Bizuk czytają się same.

Kristin Hannah - "Powrót do domu"

Kristin Hannah należy do tego grona pisarzy, którzy potrafią obok doprawdy wspaniałych powieści wyprodukować (i specjalnie mówię: wyprodukować) kompletne gnioty i krapiszcza. “Powrót do domu” zapowiada się na coś z tego pierwszego zbioru, niestety jednak ostatecznie wrażenia z lektury mam mizerne, raczej towarzyszy mi uczucie głębokiego rozczarowania.

Od początku wiemy, że to będzie historia, którą już wielokrotnie zdążyliśmy poznać. Nic nowego, kolejny raz to samo, i nie ma sprawy, takich pokrzepiających pozycji nigdy zbyt wiele. Oto gwiazdor kina staje przed obliczem śmierci, i jedynie cud może go uratować dzięki możliwościom współczesnej transplantologii. Los (a raczej Autorka) chce, że na operację trafia do Seattle, z którego przed niemal dwudziestu laty uciekł. Fani romansów od razu wiedzą o co chodzi, i przechodzimy do właściwej akcji, czyli kontakt z dawno utraconą miłością i tak dalej.

Książka zakreśla dosłownie każdy punkt po kolei spośród tych, które można by wylistować jako “niezbędne dla klasycznego melodramatu”. Ale naprawdę: każdy. Jest to ogromnie rozczarowujące, bowiem początkowo otrzymujemy sygnały, że być może będzie o walce z chorobą alkoholową, wojnie o zmianę wewnątrz siebie samego, że “Powrót do domu” zaoferuje faktyczną wartość przy okazji melodramatu, jako coś, co będzie powieść odróżniało od dosłownie tysięcy takich samych, w których jedynie nazwiska bohaterów się w zmieniają. Ale nie - Autorka zaprezentowała bohaterów, a potem w mgnieniu oka porzuciła pierwotne rysy charakteru, tworząc postaci, których zachowanie i podejmowane decyzje nie mają żadnego, najmniejszego sensu. Z przykrością to piszę, ale nawet masowo powstające kserówki cyklu “Siedem sióstr” Lucindy Riley oferują postaci, które zachowują się bardziej logicznie i w bardziej przemyślany sposób, niż to, co zaprezentowała Kristin Hannah tym razem. Odradzam, lepiej przeczytać kolejny raz “Firefly Lane” czy “Wielką samotność”, które na tle tej pozycji wyglądają, jakby pisał je ktoś inny, ktoś o wiele większym talencie.

środa, 12 czerwca 2024

Jennifer Blood: First Blood & Jennifer Blood: Born Again

Zachwycony pięciotomową opowieścią o Jennifer Blood z radością stwierdziłem, że w paczce komiksów od Dynamite Entertainment, którą nabyłem są jeszcze dwie dodatkowe części. Na pierwszy ogień poszedł prequel, czyli historia rozgrywająca się przed rozpoczęciem epizodu pierwszego głównej historii, zatytułowany niczym słynna książka o Rambo: „Pierwsza krew”.

Całość utrzymana jest w klimacie znanym z oryginału. Natomiast choć dzieje się przed główną fabułą, Autorzy zadbali o to, by prawdziwą radość z lektury odczuwać czytając ten komiks jednak dopiero po zaliczeniu kompletu komiksów o Jennifer Blood. Znajdziemy tu liczne wstawki i smaczki, które bez znajomości głównej serii przegapimy, bowiem my wiemy o czym tak naprawdę jest komiks i gdzie Jennifer doszła ze swoją zemstą. A skoro wiemy, to zasługujemy na nagrodę, którą są właśnie pewne drobnostki, wstawki, wywołujące uśmiech zrozumienia u czytelnika, bowiem dzielimy pewną tajemnicę. Jennifer jeszcze nie wie, ale my i owszem, znamy jej przyszłą drogę.

Zatem polecam dopiero po lekturze podstawy, a na dodatkową zachętę dodam, że w tym komiksie dowiemy się również skąd się wziął pseudonim Jennifer Blood, bo jak się okazało, bohaterka sobie go sama nie wymyśliła.

No i tak dobrze szło, aż… no, nic nie może wiecznie trwać. Zarówno cykl główny, jak i dopisany potem prequel historii o Jennifer Blood były na niezłym poziomie, natomiast ciąg dalszy losów bohaterki w takiej formie jest co najmniej zbyteczny. Komiks niestety nie ma zupełnie nic do zaoferowania, poza typową historią sensacyjną, która całkowicie marnotrawi osiągnięcia oryginalnego cyklu. To jest jak trzecia część Mad Maksa, jak czwarta Zabójcza Broń, jak trzecia część Obcego. Napisane dla kasy. Strata czasu. Odradzam.

wtorek, 4 czerwca 2024

Garth Ennis, Al Ewing i inni - Jennifer Blood vol. 1 - 5

Kiedy zdarzało mi się czytać komiksy z cyklu „Punisher”, skala ofiar bohatera, jego rozmach zawsze powodowały, że zastanawiałem się ilu nowych „punisherów” powstanie. W sensie: Frank Castle się mści, ale przecież każda jego ofiara to człowiek, syn/córka, być może ojciec/matka, z każdą śmiercią gwałtownie zwiększa się ilość ludzi skrzywdzonych przez kolejny zgon. Oprychy to przecież też ludzie, z rodzinami, prawda?

I tu właśnie gwałtownie w moje życie weszli Garth Ennis i Al Ewing, prezentując mi dotychczas zupełnie nieznaną bohaterkę: Jennifer Blood. Początkowo wygląda niczym Frank Castle właśnie, bowiem jako przykładna żona i matka ze słynnych amerykańskich przedmieść (domek z płotkiem, sąsiedzi, wspólnota) nocami, po zaaplikowaniu rodzinie valium na zdrowy, spokojny sen udaje się w przebraniu w miasto, dokonując zemsty na ludziach odpowiedzialnych za śmierć jej rodziców.

Początkowo seria wygląda właśnie jak „Punisher” w wersji z atrakcyjną kobietą w roli głównej. A potem, niespodziewanie dla czytelnika, zmienia się w coś o wiele, wiele większego, napisanego z takim rozmachem, że szczęki do teraz szukam na podłodze. Otóż właśnie tu Autorzy postanowili odpowiedzieć na moje pytanie. Ponadto: jak ktoś tak skuteczny ma po prostu przestać wykonywać te „dodatkowe czynności”? Zemsta została dokonana, a teraz co? Sprzedajemy broń i przebrania na portalu aukcyjnym i zaczynamy żyć tak, jak do tej pory jedynie udawaliśmy?

Droga Jennifer jest usłana trupami. I dokładnie tak, jak kiedyś się zastanawiałem: wśród nich znajdują się ludzie, którzy wiele znaczyli dla innych ludzi. Pogrążeni w rozpaczy, pożerani przez gniew i pragnienie zemsty rodzice, najbliżsi - pragną krwi Jennifer Blood o wiele bardziej i mocniej, niż policja. Ale i ta organizacja w końcu się interesuje mścicielką, gdy okazuje się, że wśród ofiar wcale nie znajdują się jedynie obmierzli kryminaliści, potwory w ludzkiej skórze.

To jest cykl, który ponoć miał być lżejszy, w pierwszych tomach Ennis coś tam opowiada, że chciał tu odpocząć od innych swoich kreacji, które zawsze wędrowały w kierunkach mrocznych, przykrych, smutnych - słowem: życiowych. Co chciał to jedno, ale co otrzymaliśmy? Otóż właśnie bardzo mocno depresyjną, brutalną historię, która wzięła popularny motyw z komiksu i spróbowała alternatywnych rozwiązań. Zamiast skupiać się na rosnącej liczbie trupów i coraz ciekawszych gadżetach, tu na warsztat wzięto psychikę postaci. Kim jest ktoś, kto oddaje się zemście? Czy można się takim stać pod wpływem wydarzeń, środowiska, temperamentu, osobowości, wychowania? A co, jeśli mrok tkwił w człowieku już wcześniej? A co, jeśli nigdy się nie dowiemy? Wszyscy się czasem oszukujemy, budujemy wokół siebie świat z naszego wyobrażenia, ślepi na rzeczywistość, nie dostrzegając nie tylko wad u najbliższych, ale często usuwając w cień podświadomości i nasze przywary. Autorzy komiksu sięgnęli do wnętrza umysłu stworzonej przez siebie postaci, i w tej historii dla dorosłych pełnej akcji, owszem, jednak według mnie powiedzieli naprawdę dużo o człowieku, jakim jest, jak długo trwa proces docierania do prawdy o samym sobie i przyjmowania do wiadomości okropnej, przerażającej rzeczywistości, jaką człowiek wokół siebie stworzył. A czasu się nie da cofnąć. Fascynująca lektura.

poniedziałek, 3 czerwca 2024

Garth Ennis, Steve Dillon - "Kaznodzieja"

Cykl „Kaznodzieja” to porywająca lektura. Jest tak wiele aspektów, o których można tu powiedzieć, że doprawdy trudno znaleźć miejsce startu. No ale weźmy, niech będzie: Kaznodzieja jest opowieścią typu „love story”. Albo nie: Kaznodzieja jest historią o przyjaźni między mężczyznami. Inaczej: Kaznodzieja jest przypowieścią o świecie z gruntu niesprawiedliwym, bowiem rządzonym przez ludzi, których stworzył Bóg - a potem zostawił ich samych sobie, w swoim pragnieniu umiłowania pozwolił, by doszli do tej miłości samodzielnie, bez nacisku. I jest również Kaznodzieja historią świata z lat 90., w którym już tylko najbardziej naiwni - oraz ci niespecjalnie inteligentni - wierzą, że istnieje coś takiego jak „amerykański sen”, czyli świat, w którym uczciwą pracą się ludzie bogacą.

Garth Ennis w Kaznodziei pomieszał to, co kocham w filmie „Prawdziwy romans”, z tym, co uwielbiam w filmie „Dogma”, a całość umieścił w brutalnym (okropnie brutalnym) świecie, którego dramatyzm wskakuje na najwyższe możliwe tony. Jednocześnie przyjemnie czyta się o prawdziwej, męskiej przyjaźni Jessego z Cassidym, podobnie w zaangażowany sposób patrzymy na związek Jessego z Tulip, niejednokrotnie trzaśniemy się w czoło patrząc, jak coś tak pięknego jak miłość jest aż tak trudne; jak złączenie dwóch osobowości, które niewątpliwie pragną się wzajemnie, jest usłane takimi wilczymi dołami. Samo życie.

Jest i Bóg i aniołowie, dosłownie, jako postaci faktycznie istniejące. Dla niektórych i dziś może to być obrazoburcze (a co dopiero w połowie lat 90.!), ale myślę, że jednak dla większości będzie to już lektura jak najbardziej zdatna. Organizacja, z którą przychodzi się mierzyć naszemu Kaznodziei jest jednoznacznie kojarzona z licznymi religijnymi organizacjami naszego świata, a mocne przerysowanie faktów nie tylko nie utrudnia, ale wręcz ułatwia spojrzenie na religijne instytucje z boku, krytycznie, bez poczucia zagrożenia czy wykonywania czynu grzesznego.

Jest tak wiele stron, z których można na cykl spoglądać - tak ogromne wrażenie robi. Garth Ennis i Steve Dillon stworzyli serię, która jak mało która w amerykańskim komiksie zawiera początek, rozwinięcie i koniec, nie jest przeciągnięta o ani jeden epizod, a całość zwyczajnie zwala z nóg. Szczególnie, że mam wrażenie, że my u nas dopiero stosunkowo od niedawna mamy taki świat, jaki przed trzydziestu łaty pokazywał Ennis w USA: gadające głowy w telewizji, które doprawdy nie mają nic do powiedzenia, najgorsze męty z tytułami ministrów, każda, nawet największa głupota, która im się opłaca objawiana niczym słowo boże i jedyne możliwe działania, inaczej no po prostu będzie “finis poloniae”. I te pozwy, wykorzystywanie ludzi utalentowanych przez cwaniaków, którzy krążą jak sępy wokół faktycznie posiadających talent przedstawicieli naszego gatunku, wieczne kłamstwa, życie na koszt buraków-podatników, łamanie z dnia na dzień obietnic bez najmniejszego wstydu - oto, co pokazuje Ennis w tle tej pasjonującej historii. Ale tylko dla dorosłych, ostrzegam. Moim zdaniem jest to dzieło wybitne, które po prostu trzeba posiadać na regale na honorowym miejscu.

poniedziałek, 27 maja 2024

Robert Kirkman, Lorenzo De Felici - Pieśń Otchłani, czyli "Oblivion Song" (Non Stop Comics)

Nowy komiks Roberta Kirkmana? W stylu postapo? Wydawany w Polsce?? Rzuciłem się na niego, tak bardzo się rzuciłem, że nie doczekam tomów 5 i 6, nabyłem w oryginale. Świetna historia, tylko na tle innych znanych mi opowieści tego Pana wydaje się być dość… dynamiczna, gna do przodu jakby ktoś ją gonił.

Rzecz dzieje się z Filadelfii, w której nagle część miasta jakby została przeniesiona do innego wymiaru, wraz z ludźmi, którzy ją zamieszkiwali. A wymiar ten jest mało zachęcający, na pierwszy rzut oka: pełen potworów, niebezpieczeństw, gdzie życie wydaje się być raczej niemożliwe, gdzie człowiek jest łowną zwierzyną dla znacznie większych, groźnych drapieżników.

Robert Kirkman przedstawia nam postaci, w tym Nathana, który jako naukowiec znalazł metodę na przemieszczanie się między owymi wymiarami. Wędruje zatem do tego miejsca, zwanego z czasem jako Oblivion, odnajduje tych, którzy jeszcze żyją i sprowadza do naszego świata. Przede wszystkim szuka brata, i tak już od lat. Taki motyw towarzyszy nam od początku zabawy, a Kirkman, zupełnie tak, jak się tego można spodziewać, zaczyna rozwijać kolejne rozgałęzienia historii w kierunki, których nie mogę zdradzić, ale są to kierunki jak najbardziej godne poznania. Pojawiają się pytania o naturę człowieka, o życie - jak wygląda jego kształt w aktualnym świecie, pełen nierówności i niesprawiedliwości, gdzie Oblivion być może wcale nie jest czymś, z czym należy walczyć? Może to druga szansa dla naszego gatunku?

A potem, jak już myślimy, że wiemy o czym jest ten komiks, to Kirkman robi (niejeden) zwrot i oferuje wciąż więcej i więcej, nie raz skacząc o kilka lat w przód, goniąc akcję, jak już wspomniałem, w bardzo dynamicznym stylu. Odnoszę wrażenie, że opowieść chciałaby trwać dłużej, że te łączne 36 epizodów zaprezentowanych w sześciu tomach doprawdy wręcz zasługują na więcej, jak na rozmach wizji całość wydaje się doprawdy gęsta. Ale może to tylko moje wrażenie, nie ważne - historia jest zdecydowanie godna uwagi, Robert Kirkman kolejny raz nie zawiódł.

niedziela, 26 maja 2024

Joe Benitez, Peter Steigerwald - "Lady Mechanika vol. 1: The Mystery of the Mechanical Corpse"

Zaliczyłem w życiu parę steam punkowych powieści, ale nigdy mnie jakoś specjalnie to nie chwyciło. Może komiks da radę? - pomyślałem, gdy dotarło do mnie, iż w części sporej paczki komiksów nabytych na Humble Bundle jest aż sześć tomów cyklu Lady Mechanika.

Nie dał rady. Choć wstęp do komiksu, będący czymś w rodzaju epizodu zerowego, sugeruje, że będzie tu sporo dramatu, poważnych tematów, śmierci, bólu, okrucieństwa - krótko mówiąc, że komiks będzie dla dorosłego czytelnika, to całość okazała się jednak bardzo… kusi mnie, żeby powiedzieć: infantylna. Główna intryga, w której poznajemy Lady Mechanikę gdy prowadzi coś w rodzaju śledztwa, jest do pewnego momentu ciekawa, a potem rozmywa się i traci siłę ze względu na braki w scenariuszu. A przynajmniej tak to wygląda na razie: jako braki, bowiem być może w kolejnych tomach dowiemy się skąd pochodzą rozwiązania, które w pierwszym tomie można uznać tylko i wyłącznie jako fabularną metodę „deus ex machina”.

Choć mamy tu do czynienia z „ulepszaniem” biologicznego człowieka, „rozwijaniem” jego możliwości dzięki mechanicznym dodatkom, to temat związany z człowieczeństwem jest dopiero zasygnalizowany, i na ten moment trudno przewidzieć, gdzie historia pójdzie: w stronę akcji (tak obstawiam) czy w stronę ważnych tematów z pytaniami o granicę między człowiekiem a maszyną (tak chciałbym).

Komiksowi nie pomaga również fakt, że jego artystyczna strona prezentuje pewien specyficzny sposób ukazywania postaci. Kobiecych postaci. Najkrócej mówiąc: kreska kojarzy mi się z japońskimi grami. To nie manga ani anime, nic z tych rzeczy. Ale kobiety tu są zbudowane tak bardzo nieproporcjonalnie, posiadają tak gigantyczne biusty, tak cienkie talie - no ja takiego czegoś nie lubię. Dodam, że chodzi o samą kreskę, w treści nie znajdziemy ani grama podtekstów seksualnych. Może się czepiam, ale mi takie coś przeszkadza, historii takie przedstawienie kobiet nic nie dodaje. Normalne proporcje mi by odpowiadały bardziej, ale cóż, taka wizja artysty.

Uczucia względem pierwszego tomu mam dość ambiwalentne. Ani nie czuję się odrzucony od Lady Mechaniki, ani specjalnie zachęcony. Nie wiem, czy bym kupował kolejne epizody, ale skoro już do mnie trafiły, to pewnie dam opowieści jeszcze jedną szansę.

sobota, 25 maja 2024

Brian K. Vaughan, Cliff Chiang - "Paper Girls", czyli o pierwszej pracy amerykańskich nastolatek w późnych latach 80.

Po komiks sięgnąłem głównie z powodu serii Saga, którą z Paper Girls łączy postać scenarzysty. I nie zawiodłem się, zaliczyłem całość i to w dość ekspresowym tempie, opowieść wciąga, choć jednak z pewnym żalem muszę dodać, że Saga prezentuje mimo wszystko o wiele wyższy poziom przedstawianej historii.

Na warsztat bierzemy dwa motywy, które nigdy się nie nudzą: opowieść o przyjaźni nastolatków i podróże w czasie. Tylko jedna uwaga: nastolatkami są tu dziewczyny, a rzecz rozpoczyna się w roku 1988, co z pewnością nie jest typowe dla tego motywu. Obserwować będziemy jak rozwija się uczucie przyjaźni, opartej na odpowiedzialności i wspólnocie, ale w bardzo poprawny politycznie sposób, czyli dziewczyny i okazyjne postacie homoseksualne.

Oczywiście nie mam nic złego na myśli - rzecz jest dobra i tylko głupiec czepiałby się tego, że bohaterami są baby :) Pod wieloma względami dzięki temu historia jest znacznie ciekawsza, chociażby dlatego, że przecież było już tak wiele opowieści o dzielnych chłopcach, którzy muszą stawić czoła wyzwaniom. A tu mamy dziewczyny, co rzuca nieco inne światło na całość, bo i perspektywa jest ciekawsza.

Trudno mi cokolwiek powiedzieć o jakości przedstawionej historii w kontekście podróży w czasie, co ja tam wiem o kontinuum czasoprzestrzennym… Opowieść wydaje się dość chaotyczna, ale jest to chaos zdecydowanie kontrolowany, nie przejmuje całości, trzyma się w ryzach. Osobiście lubię odrobinę chaosu, stąd lektura u mnie trwała dosłownie kilka kolejnych dni - całość połknąłem szybko, i jedyne, czego chciałbym więcej to wątków obyczajowych. Ale seria ma zaledwie 6 niespecjalnie grubych tomów, więc na tego typu skalę moich ulubionych wątków było wystarczająco, obiektywnie rzecz ujmując.

Nie wiem, czy całość zostanie na mojej półce, raczej nie - Saga to niestety nie jest, jak już powiedziałem. Ale jest ok, zdecydowanie warto przeczytać, nawet jeśli nie od razu dodawać do kolekcji. A teraz prosto na Amazon Prime i zobaczymy jak mocno od oryginału różni się serial “Paper Girls”.

środa, 22 maja 2024

Maciej Siembieda - "Katharsis"

Przez ogromną większość czasu trwania lektury zastanawiałem się do jakiego gatunku wsadzić tę powieść. Nie, żeby to było istotne, ale z jakiegoś powodu sięgając po dotychczas nieznanego mi Autora trwałem w przekonaniu, że to będzie kolejny polski kryminał. Tymczasem i owszem, nie brakuje tu kryminalno-sensacyjnej zagadki, ale czy jest to powieść z tego gatunku? Znacznie częściej miałem wrażenie, że jednak mam do czynienia z powieścią historyczną, a może nawet rodzinną sagą, w której znajdziemy tak wątki dramatyczne, jak i sensacyjne.

Niezależnie od tego co tam sobie myślałem o gatunku, jedno pozostaje prawdziwe: ależ ma pan Autor rozmach! W tej jednej powieści zdarzyło się tyle, na przestrzeni kilku pokoleń, że niejednej pisarce potrzeba było by aż trzech tomów, a potem kontynuacji, by to zmieścić :) Historia przedstawia nam losy młodego Greka podczas II wojny światowej oraz występującej potem wojnie domowej w Grecji. Na marginesie: dowiedziałem się całej masy dotychczas mi nieznanych faktów, jak chociażby że wojna domowa w Grecji w ogóle była, jak i tego, że całkiem sporo Greków (walczących po stronie komunistów) znalazło potem miejsce w PRL-u. I tak też ostatecznie akcja trafia na Polskie ziemie „odzyskane”.

Ale nasz Grek nie jest bynajmniej jedynym bohaterem. Jest jakby źródłem, od którego dopiero rozpoczyna bieg znacznie szerzej zakrojona opowieść, i tu powtórzę: ależ Autor ma rozmach! Chwilami można się odrobinę zgubić, zapomnieć o poprzedniej postaci, bowiem kolejna prezentowana przez Autora jest równie ciekawa, a jej historia tak samo wciągająca. Wszystko następnie zmierza do finału, którego - i tu biję brawa - nie przewidziałem, co zawsze doceniam szczególnie. A teraz usycham z ciekawości, czy kolejne tomy będą nawiązywały do tych postaci, czy opowiedzą coś o zupełnie nowych? Z całą pewnością zamierzam się dowiedzieć.

I przy okazji: książkę trochę czytałem, ale znacznie bardziej słuchałem w wersji audio. Bardzo, ale to bardzo polecam Państwu właśnie wersję do odsłuchiwania, bowiem Przemysław Bluszcz zrobił tu takie słuchowisko, jakiego dawno nie miałem okazji doświadczyć. Nie dość, że ma głosto jeszcze aktorskie umiejętności sprawiły, że nieraz to właśnie lektor sprawiał, że ogarniałem lepiej to, co się dzieje w tym gąszczu postaci i wzajemnych zależności. Liczę na to, że i kolejny tom Pan Bluszcz mi przeczyta.

Wydawnictwo Agora 2022

wtorek, 21 maja 2024

Girls - Jonathan Luna, Joshua Luna (Image Comics)

Komiks Girls pochodzący od braci Luna (Jonathan i Joshua) to kolejna pozycja, którą nabyłem onegdaj w jednej z komiksowych paczek od Humble Bundle. Dzięki takim inicjatywom nie tylko możemy wspierać tak twórców, jak i różnego rodzaju osoby w potrzebie, ale również po prostu poznawać nowości, na które inaczej trudno byłoby trafić.

Historia przedstawia klasyczne dla horroru miasteczko, położone gdzieś obok dróg szybkiego ruchu czy autostrad, takie typowe dla USA, gdzie populacja wynosi mniej niż 100 osób. Poznajemy Ethana, i poznajemy go w dość słabym dla niego momencie, bowiem akurat wtedy gdy traci nad sobą kontrolę i robi widowisko dosłownie przed praktycznie całym miasteczkiem. Obrażony, odrzucony, wyśmiany wsiada do samochodu, i na drodze napotyka przepiękną, nagą kobietę, wyraźnie przed kimś uciekającą. Postanawia jej pomóc… i zaczyna się bardzo standardowy, ale mimo to niezwykle wciągający horror, w którym na pierwszym planie wcale nie mamy zła czy krwistych fragmentów, ale przerażenie i panikę mieszkańców Pennystown. A potem robi się tylko ciekawej.

Komiks straszy przede wszystkim tematem seksualności człowieka w ujęciu biologicznym. Historia tu przedstawiona skupiona jest na zbudowaniu konfliktu między mieszkańcami Pennystown w oparciu o płeć: życie, istnienie kobiet jest zagrożone, a przyczyną grozy jest pośrednie działanie mężczyzn. To jak w życiu, prawda? Mówi się, że nie ma na planecie ani jednej kobiety, która choć raz nie poczuła się zagrożona ze strony płci przeciwnej. Bracia Luna jakby postanowili tę prawdę ukazać w dosłownym świetle: oto bowiem od biologii, wedle której funkcjonują mężczyźni (myśli o seksie co 7 sekund, pożądanie damskiego ciała na pierwszym planie, chuć) zależy skala zagrożenia dla miasteczkowych pań.

Ale sytuacja potrafi się odwrócić. Co bowiem innego mogą zrobić kobiety w takim zagrożeniu? Jeśli puszczenie mężczyzn samopas, bez żadnej kontroli będzie potęgowało, zwielokrotniało niebezpieczeństwo, może należy ich uwięzić? A skoro biologia tak mocno rządzi życiem mężczyzn, może należy ich pozbawić… męskości?

Brzmi to dość enigmatycznie bez dokładnego przedstawienia motywu, który braciom Luna posłużył do kreacji tej opowieści grozy, ale w żadnym wypadku nie mogę zepsuć Wam zabawy. A ta jest przednia, bracia potrafią wywołać emocje, nie sposób nie identyfikować się z bohaterami, obojga płci zresztą. Przy czym horror został napisany tak trochę w stylu Stephena Kinga - nie tylko mamy grozę; spora część wydarzeń pokazuje tu po prostu życie mieszkańców niedużej, położonej z dala od innych miejscowości, ze swoim charakterystycznym klimatem, relacjami między sąsiadami, plotkami. Doprawdy, wspaniała historia, która zaprezentowała mi braci Luna z najlepszej strony, i teraz ze szczególną uwagą będę się przyglądał pozostałym historiom, które wykreowali. Chcę więcej takich opowieści.

Image Comics
Volume 1: Conception
Volume 2: Emergence
Volume 3: Survival
Volume 4: Extinction

piątek, 17 maja 2024

Saga (Image Comics), Fiona Staples, Brian K. Vaughan

Och, jak ja uwielbiam Humble Bundle. Te ich paczki, które dostarczyły mi niezłych gier, ale jeszcze lepszych komiksów! No żadnej nie przepuszczam, poza ostatnią (Cyberpunk 2077 i Wiedźmin, kupuję to na papierze). I pewnego razu nabyłem drogą kupna paczkę „o dziewczynach”, czyli komiksów skupionych na silnych postaciach kobiecych… jak zakładam.

Paczka sobie leżała, aż dotarła do mnie informacja, że ta seria komiksowa Saga to jest coś, co warto znać. No i proszę, w paczce z HB było dziesięć tomów. Całość, myślę sobie, więc rzucam się do lektury. Ale niestety to nie była całość… albo na szczęście, bo historia tu jest tak doskonała, że fajnie jest sobie myśleć, że przed nami wciąż kilkadziesiąt epizodów.

Saga opowiada o wojnie i miłości, trochę jak z powodu miłości wybuchają wojny, ale znacznie bardziej o tym, jak przez wojnę cierpi miłość. Wizja scenarzysty (Brian K. Vaughan) jest niezwykle szeroka, prezentując nam coś, co niby doskonale znamy, ale o czym zawsze warto przypominać. Kreacja pola walki poprzez romantyczny związek wrogów niby znana jest przynajmniej od czasów szekspirowskich, ale odpowiednio przedstawiona może się stać doskonałym fundamentem do prezentacji całej gamy scen, wizji i myśli, które uderzają czytelnika prosto w jego (nawet kamienne) serce.

Saga jest jak „Ojciec chrzestny”. Otóż utarło się, że owa powieść jest o wszystkim, że nie da się rzec jednego głównego tematu. I podobnie jest tutaj - wojna i miłość jest jednocześnie wszystkim, o czym Saga opowiada, a przy tym jest punktem-wyzwalaczem do ukazywania najróżniejszych sytuacji, które - choć dzieją się w kosmosie, wśród ras nieludzkich (choć bardzo humanoidalnych a nawet antropomorficznych) - są tymi, w których i nam zdarzyło się, lub zdarzy uczestniczyć.

Saga jest serią komiksową, której ogólna koncepcja i wizja mnie zupełnie pochłonęła, o której chciałbym mówić długo, ale doprawdy mówiłbym stale to samo. Uwielbiam, gdy historia opowiada o tym, co jest ważne, naprawdę ważne w życiu i wskazuje jak łatwo dajemy się zmanipulować, pragnąc rzeczy, które wypromowano jako godne pożądania, ale po prawdzie rzeczy zbytecznych. Saga oferuje mnóstwo emocji, wzruszeń, serce może pęknąć więcej niż raz i jest kopalnią cytatów, które krótko, ale niezwykle treściwie sprowadzają czytelnika na ziemię z chmury, na której aktualnie przebywa.

sobota, 27 kwietnia 2024

666 opowieści, czyli "prawie" historia Quo Vadis - Tomasz 'Skaya' Skuza

To już prawie 30 lat, jak zastanawiam się dlaczego szczecińskie Quo Vadis stale pozostaje jakby w tylnym rzędzie wśród najlepszych, najbardziej znanych polskich zespołów metalowych. Zawsze szli swoją drogą, zgodnie ze swoimi aktualnymi muzycznymi zainteresowaniami - ale czy inaczej działało Turbo czy nawet Kat? Poznańskie kwasożłopy znane są każdemu, a o Quo Vadis w eterze cisza… Cóż, to pewnie rzecz gustu. Mnie jednak w połowie lat 90. „Politics” zwaliło z nóg i do dnia dzisiejszego odczuwam ciary gdy Skaya wyje: „odmienny obraz każde widzi oko, a każde ucho inny słyszy śpiew”, „kiedy odejdzie kolejny przyjaciel wiem, że już nie zapłaczę”, już nie wspominając o genialnym utworze tytułowym. Połączenie metalu z treściami społecznymi, śpiewanie nie o bzdurach czy robienie sobie jaj, ale teksty oparte o spostrzeżenia na temat społeczeństwa pozwoliły mi jako nastolatkowi czuć, że jest jeszcze ktoś, kto uważa podobnie, jak ja. Pewnie stąd tak głębokie uczucie, jakim darzę grajków z pomorza zachodniego.

Bardzo się ucieszyłem na wieść, że lider postanowił wydać w postaci książki wspomnienia. Muszę jednak przyznać, że moje pierwsze wrażenia z lektury nie były nic a nic pozytywne, a wręcz przeciwnie, czułem spore, i do pewnego momentu wręcz ciągle rosnące rozczarowanie. Otóż Skaya w pierwszej połowie powieści tak naprawdę nie opowiada żadnej „Historii Quo Vadis”, tylko „Historyjki o zespole i przygodach alkoholowych”. To nie biografie, początki zespołu, kto z kim kiedy i gdzie, ale właśnie przygody, sceny z radosnego, wypełnionego muzyką i alkoholem życia. I wiecie - ja również pamiętam pewne czasy, Złote Lata Dziewięćdziesiąte jako czas płynący winem, wódką i przygodami zmysłowymi, jednak takie opowieści nadają się na spotkanie po latach, a nie jako „Historia Quo Vadis”.

Potem jednak zrozumiałem, że tak, jak zespół jest unikatowy, takie jest również jego podejście do rzeczywistości. Nie mówimy o kolesiach, którzy zawodowym graniem zarabiają na życie; bardziej mówimy o typach, którzy za wszelką cenę realizują marzenia o muzykowaniu, i choć swoje sukcesy mają, to jednak ich codzienny żywot to żywot człowieka poczciwego, w którym trzeba jeszcze znaleźć miejsce na pracę, życie zawodowe poza muzyką. Trochę smutne, a znacznie bardziej inspirujące, tak wbrew wszystkim robić swoje.

Na szczęście od połowy książki robi się lepiej. Choć znowu gniew mnie ogarnął gdy o każdej płycie Skaya ma do powiedzenia raptem kilka słów. Ale potem opowiadając o poszczególnych utworach jest jakby bardziej biograficznie, nastrojowo, i ogólnie rzecz biorąc można dać się porwać lekturze. Szkoda tylko, że opowiedział o swoich basach, ale o sprzęcie pozostałych członków już nie. Gdy lekko zmrużymy oczy wobec ekscesów alkoholowych, pozostanie nam cieszyć się radością zespołu i… cóż, w moim przypadku nastąpiło przeniesienie do lat dawnych, gdy każdy chciał mieć zespół, fanów (a szczególnie fanki) i doskonale się bawić stosując różnego rodzaju używki.

Są różne sposoby opowiadania o historii zespołu. W „Piekle i metalu” Mateusz Żyła o historii Kata rozpisał się encyklopedycznie do stopnia wręcz męczącego od natłoku informacji, a Skaya o sobie samym opowiada w anegdotach, ot, dwie skrajności, ale tak naprawdę to każda dobra na swój własny sposób. Nie wiem, czy Skaya da radę swoimi historiami zachęcić nowych słuchaczy, dotąd Quo Vadis nie kojarzących, wiem za to, że po odłożeniu książki na półkę, mimo pewnych rozczarowań miałem uczucie, że dla fana tej kapeli „666 opowieści” są prezentem jednak udanym, i dobrze, że zostały opowiedziane.

Wydawnictwo Małe Nakłady 2023

czwartek, 4 kwietnia 2024

Przemysław Piotrowski, o Igorze Brudnym tom 6: "Smolarz"

Pamiętam moje rozczarowanie poprzednim tomem historii o Igorze Brudnym. Cykl jest mocno oderwany od rzeczywistości, i jest to jego siła - to czytadło, w którym Autor pisze o rzeczach, które przecież dookoła nas się dzieją, ale pisze w taki sposób, że można na chwilę o tym zapomnieć i po prostu dać się porwać lekturze. Nie ma tego ciężaru, bólu istnienia, który odczuwa się w przypadku nieco inaczej prowadzonej lektury, jakby poważniej, bardziej osadzonej w prawdziwym świecie. A jednak w “Bagnie” Autor odleciał już za daleko jak dla mnie od realiów naszego świata, czy to uznał, że czytelnicy czekają aż ktoś pierwszy się tematem zajmie, czy może chciał sobie sam poradzić z otaczającą nas rzeczywistością - nie wiem, ale “Bagno” robiło krok za barierę, od której poprzednie epizody jednak trzymały się z daleka; całość była już zbyt odrealniona, by bawić.

Bawił tylko Brudny, i bawił siłą rozpędu, jak to w przypadku cykli bywa. Lubimy tego gościa, identyfikujemy się z nim, kibicujemy mu, żyjemy jego życiem. W związku z czym z przyjemnością donoszę, że w “Smolarzu” powróciliśmy do rejonów znacznie bardziej przypominających tomy pierwsze. Jasne, że całość jest mocno przegięta, a rozmach w kreacji osób zaangażowanych w zbrodnię jest nieco wręcz groteskowy, ale dokładnie za to polubiłem początki historii o Brudnym, i w “Smolarzu” odnajduję to wszystko, czego “Bagno” mi nie dostarczyło.

Zdecydowanie warto zanurzyć się w Bieszczady i wraz z Igorem poznać dzieje pewnej wioski i pewnej okolicy, w której od dziesiątek lat (!) giną ludzie. Któż, jak nie nasz ulubiony, odpoczywający po totalnej demolce jaką zgotował polskiej scenie politycznej policjant, chwilowo nie na służbie, nadaje się lepiej do zbadania sprawy? Lektura jest przyjemnością, kto polubił Brudnego ten już biegnie po książkę, a na domiar wygląda na to, że i kolejny tom już się pisze. No, czekam, szczególnie na dalszą obyczajową warstwę historii Igora Brudnego.

środa, 3 kwietnia 2024

Agata Bizuk - "Zielona 13"

Nie wiem, co właściwie przeczytałem. Hanna Ożogowska dla dorosłych? Przesadziłem, jasne, nikt nie potrafi pisać jak Hanna Ożogowska. Ale takie miałem skojarzenie, taki szybki styl pisania tu i teraz, bezpośrednio z perspektywy postaci, choć w trzeciej osobie, z błyskawicznymi zmianami bohaterów, ciach i następny, ciach i kolejny, ciach i powrót.

Sympatyczna, niedługa książeczka o pewnym adresie, pod którymi mieszkają najróżniejsi ludzie. Pisana żeby odpocząć, nieco się pośmiać, ale i momentami zastanowić nad tymi banalnymi, prostackimi stwierdzeniami, które są tak banalne i prostackie, że z reguły się o nich zapomina. A potem jest głupio, albo nawet wstydliwie.

Dobra rzecz, do zaliczenia na jedno-dwa posiedzenia. Z tego co wiem, jest tego więcej, i bardzo dobrze, bo chyba nawet nabrałem na więcej apetytu. `

wtorek, 2 kwietnia 2024

Nie tylko czytelnik: "Piczle Cross: Story of Seasons", Nintendo Switch

No pewnie, że to żadne tam Story of Seasons, jedynie brand wykorzystany do zrobienia kolejnego produktu spod znaku „picross”. To nie pierwszy raz, gdy jedna z moich ulubionych serii jest wykorzystywana do czegoś innego, niż pełnoprawna gra, mieliśmy już gierkę spod znaku „match-3”. A może to było „Harvest Moon”? Wszystko jedno…

Mamy tu banalnie prostą grafikę uwijających się na farmie postaci, a ich kształt przypomina postaci z najlepszych części cyklu, czyli „Back to Nature” i „Friends of Mineral Town”. Ale jakby się nie uwijali, zadaniem gracza jest nic innego, jak tylko rozwiązywanie kolejnych puzzli, układanie kwadracików względem cyfr podanych na osiach X i Y planszy.

Gra oferuje przyzwoitą ilość etapów, a po zaliczeniu wszystkich jest jeszcze kilka(dziesiąt) dodatkowych plansz, które układają się w większe obrazki. Rozgrywka nie jest specjalnie trudna, swobodnie można zaliczyć wszystko, zebrać wszystkie osiągnięcia i zdobyć 100% i czuć się z tym świetnie. Zabawa akurat warta swojej ceny.

Niestety gra ma jedną wadę - otóż to zwykłe puzzle, trudno tu oczekiwać, aby konsola musiała sprostać jakimś super wyzwaniom. A jednak - Nintendo Switch na niektórych planszach zwyczajnie nie daje rady. Słaba optymalizacja, być może. Faktem pozostaje, że poruszanie się kursorem w największych układankach jest mocno spowolnione, gra zwyczajnie muli i trochę śmiech gracza bierze, że oto w zwykłej grze logicznej pozbawionej jakichkolwiek ozdobników graficznych konsolka nie daje sobie rady.

Mimo to warto, polecam, przyjemność na kilka dni. Z tych prostszych, zaznaczam. Nie banalnych dla dzieci, ale i niezbyt skomplikowanych.



poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Katarzyna Puzyńska - sagi o Lipowie tom 6: "Łaskun"

Po dłuższym czasie powróciłem do Lipowa. Autorka zręcznie przypomniała mi kto, gdzie, a szczególnie: z kim, i można było dać się porwać lekturze. A jest czemu się dać porywać! Doprawdy, takiego rozmachu fabularnego się nie spodziewałem - finta w fincie w fincie, jak mawiał klasyk. Ogarnięcie tych wszystkich relacji, które doprowadziły do początkowej sytuacji z tradycyjnym dla kryminału trupem to nie lada wyzwanie. Ale całość wciąga, i tak naprawdę cały ten „Łaskun” ma tylko jedną wadę: długość.

Doprawdy, aż tak szczegółowe rozpisywanie się przez wszystkich o wszystkim w zamyśle miało być zaoferowaniem czytelnikom maksymalnego maximum, jednak uważam, że dostaliśmy zbyt wiele. Dobre nożyczki by się przydały, aby dynamika historii została zachowana, po dwóch trzecich lektury czytelnik już bardzo, ale to bardzo jest zmęczony - ale historia jest dobra, więc brnie dalej. Warto, bo rozmach Autorki naprawdę zrobił na mnie wrażenie, ale i umęczenia się po koniec jest trochę, przyznaję.

Zmęczenie zmęczeniem, ale powrót do Lipowa tym razem na pewno nastanie u mnie szybciej, niż poprzednio. Wszak tyle osobistych wątków ciągle jest nierozwiązanych, że po prawdzie to nie mam wyjścia. Łyknę coś lżejszego dla odpoczynku i jedziemy dalej z tym koksem.

środa, 27 marca 2024

Bernard Cornwell - seria o Świętym Graalu; "Rycerz", "Włóczęga", "Heretyk", "Łucznik"

Tak naprawdę to była trylogia. To wyraźnie widać; akcja jest rozpisana na trzy pierwsze tomy, gdzie w trzecim następuje konkluzja i zakończenie. Czwarty tom powstał jakiś czas potem, i należy się liczyć, że być może Cornwell znowu będzie dopisywał dalsze dzieje Thomasa z Hookton. Co nie jest niczym złym, ale pomyślałem, że warto o tym wspomnieć.

Powstał kiedyś doprawdy wspaniały film, w którym ukazano o co chodziło z tymi nieustannymi wojnami w średniowieczu. Film nazywał się u nas „Róża i miecz”, a oryginalnie bodajże „Flesh+Blood”. Grał Rutger Hauer, stąd znam, bo gościa ubóstwiałem. Piszę o tym, bo trylogia (tetralogia) o Świętym Graalu jest dokładnie taka, jak ten film. Anglia? Francja? Wszystko jedno - światem rządzą możni, szlachta. A chłopa doprawdy nie interesuje czy pan jest Anglikiem czy Francuzem, interesuje go jego własne życie, i jego najbliższej rodziny. Panowie zmieniają się co i rusz, miasta przechodzą z rąk do rąk, a wszędzie pętają się bandy najemników - dokładnie takich, jak Rutger z kumplami w filmie. Bywa, że jeszcze dobrze nie przeliczą kasy zarobionej na wojnie, i już zmieniają front i walczą dla tego, kto jeszcze przed momentem był wrogiem. Świat to przemoc i gwałt, kobiety są dokładnie taką samą własnością jak klejnoty czy ziemia, i jak trofea są traktowane podczas wojny. Świat to okrutny, a Cornwell beznamiętnie opisuje los ludzki, zależny od tak wielu czynników, że aż dziw bierze, że ludzie w ogóle dożywali czasem starości. Nie sposób również uniknąć spostrzeżenia, że wszyscy jesteśmy potomkami okrutnych gwałcicieli, a krew w Europie wymieszała się doprawdy totalnie.

Bohater nie jest szczególnie interesujący; Cornwell niestety zrobił go lepszym od innych. Miał to być kontrast pomiędzy prostym ludem i wykształceniem, ale jakoś mi to całą lekturę nie grało. W ogóle Cornwell dziwnie pisał te książki, niektóre wątki są jakby zupełnie nieistotne, choć marnuje na nie masę stron (Czarny Kos i jej syn),na chwilę sobie potem przypomina, a następnie znowu po prostu olewa; nie trzyma się to jakoś mocno. Na tle przygód Uhtreda, a co dopiero trylogii arturiańskiej, Święty Graal wypada bardzo blado, opowieść nie ma tego polotu, a jedyne, co jest stałą u tego pisarza to rozmach przy kreowaniu (a raczej: przy odwzorowaniu) historycznych bitew, jakie rozgrywały się wówczas i były udziałem bohaterów.

Oczywiście nie są to książki słabe, bynajmniej. Ktoś, kto nigdy Cornwella nie czytał pewnie się zachwyci, bo facet jest jednak mistrzem powieści historycznej. Po serię zdecydowanie warto sięgnąć, po prostu inne książki Autora zaostrzyły apetyt na więcej, niż tym razem był w stanie mi zaoferować.

Hellequin; Vagabong; Heretic; 1356
HI:STORY 2023 - 2024

wtorek, 26 marca 2024

Lee Child - Jack Reacher: "Echo w płomieniach"

Kolejny Jack Reacher i kolejne miłe spędzenie kilku godzin. Tym razem gdzieś w Teksasie Reacher łapie stopa, a tam drobna amerykanka o latynoskich korzeniach namawia go, by sprzątnął jej złego, okrutnego męża. No tylko Reacherowi mogła się przytrafić taka taryfa.

Lee Child wie jak pisać, jest idealnym przykładem twórcy, który posiadł wiedzę o tworzeniu popularnych czytadeł. To lektura dla tych, którzy chcą sobie odpocząć pomiędzy kawałkami oferującymi wyższy poziom. Zapomnieć o świecie, wczuć się w rolę Reachera, który nie dość, że wyglądem i fizycznymi możliwościami zawstydza Arnolda i jest żywym spełnieniem wszelkich chłopięcych snów o przyszłości, to jeszcze nawet jak nie szuka seksu, to ten znajduje jego.

A jak szuka, to akurat ma pecha. Urwis z tego Lee Childa.

Echo Burning
Albatros 2019

poniedziałek, 25 marca 2024

Lee Child - Jack Reacher: "Podejrzany"

Minęło kilka lat odkąd zakończyłem przygodę z Jackiem Reacherem, a do powrotu skłonił mnie serial od Amazona. Otóż okazał się być naprawdę niezły, obejrzałem oba sezony hurtem, i nakręcony postanowiłem wrócić do lektury.

Oczywiście, że nie pamiętam już o co chodzi z tym, że Reacher ma dziewczynę. Ale nie szkodzi, autor pisze tak, że ważny jest fakt, a nie jego przyczyny. Tym razem nasz bohater zostaje „zdjęty” przez służby, bowiem według profilerki z FBI pasuje jako morderca kobiet-wojskowych, które wcześniej miały przykre doświadczenia w relacji wojsko a ich płeć.

Książka jest niezła, bohater fajny, przegadywanie się z FBI pozwala się uśmiechnąć tu i ówdzie, a jedyną wadą poza specyficznym klimatem (ach, ten Reacher) jest jej długość. „Podejrzany” zdecydowanie nie musiał mieć aż tylu stron. Ale Lee Child widać lubi gadać, cóż poradzić. Sytuację ratuje fakt, że tym razem pomysł na fabułę jest doprawdy ciekawy, i opowieść nie ma już aż tylu rozwiązań, których czytelnik się spodziewa.

The Visitor
Albatros 2019

poniedziałek, 12 lutego 2024

Rebeka Martinsson po raz szósty, i ostatni, czyli Asa Larsson w „Niegodziwości ojców”

Minęły całe lata od czasów, gdy ostatnio raz mogliśmy poczytać o Rebece Martinsson, prawniczce, której Autorka Asa Larsson tworzy mocno poturbowany żywot. Nie mam pamięci do spraw i wydarzeń, które poznawałem w pięciu poprzednich epizodach. Na zawsze jednak mam w pamięci wrażenia, jakie wywarła na mnie tego typu literatura. Uwielbiam takie depresyjne, mocne, tkwiące przy nas, zwykłych ludziach, nie wydumane historie o człowieku, który boryka się z samym sobą. Asa Larsson i niektóre powieść Hakana Nessera - jeśli chodzi o Skandynawię, to jest właśnie to, czego szukam.

Wspaniale, że mamy kolejną powieść o Rebece. Autorka szybko przypomina czytelnikom o sposobie, w jaki kreuje swoje historie. Otóż tu nie można powiedzieć, że jest trup, jest zatem i śledztwo. Wątków jest o wiele więcej, zarówno tych obyczajowych, dotykających wcale licznych bohaterów (Rebeka jest główną postacią, ale jest ich o wiele więcej) jak i tych kryminalnych. Lektura wspaniała dla tych, którzy lubią rozbudowane kreacje, gdzie wpierw należy poświęcić nieco czasu na poznanie osób dramatu, by dopiero potem móc z satysfakcją pochłaniać kolejne strony, wyjaśniające coraz więcej i więcej.

Będzie mi brakowało Rebeki; mimo że to strasznie smutne historie, to pisane bez egzaltacji - nie depresja czy dramat tu jest głównym bohaterem, ale człowiek, który w tym wszystkim musi żyć. Jestem przekonany, że powrócę do całości, tym razem w kolejności chronologicznej, bowiem ogromnym atutem twórczości Asy Larsson jest takie budowanie opowieści, że nie kryminał jest tu najważniejszy. Nawet kiedy wiemy kto zabił, nie ma to znaczenie dla odbioru powieści, oferują one bowiem znacznie więcej, niż tylko kolejną historię o pościgu, pogoni czy innym śledztwie. Rebeka i to, co jej się w życiu przytrafia to kawał doskonałej „literatury terapeutycznej”, to w Rebece odnajdujemy siebie, w osobie silnej przez to, że jest słaba; stopniowo poznającej siebie samą, prawdę o sobie, i krok po kroku akceptującą życie będące wynikiem najróżniejszych, złych, przypadkowych decyzji, jakie podjęła. To my jesteśmy Rebeką, a powieści Asy Larsson to nic innego, jak smutna, bo prawdziwa, pozbawiona ozdób i fałszywych kolorów historia o człowieku takim, jak my w świecie takim, jak widać za oknem.

Fädernas missgärningar, Wydawnictwo Literackie 2023

piątek, 9 lutego 2024

Delia Owens - „Gdzie śpiewają raki”

Mała Kya zostaje zupełnie sama gdzieś w domu na bagnach, na początku lat 50. Matka odchodzi, ojciec pije, rodzeństwo znika w trosce głównie o samych siebie. Dziewczynka daje sobie radę, żyjąc w tej nieprzyjaznej okolicy, poznając ją coraz bardziej. Ma dwójkę znajomych, i dzięki nim i innym życzliwym ludziom mijają kolejne lata, a Kya ma się na tyle dobrze, na ile można w tych warunkach.

Równolegle toczy się śledztwo, już pod koniec lat 60. Jest trup, logicznym jest, że podejrzenia będą padały w kierunku „dziewczyny z bagien”, bo ludzie tacy po prostu są. Jednak nie jest tak źle, jakby można się było spodziewać, Autorka ma szacunek do czytelnika i prowadzi sprawę dość żwawo, to nie jest kolejna rzewna historia, kryminał jest tylko dodatkiem do większej całości.

Książka podobała mi się głównie dlatego, że pokazała osobę, która była sama, pozbawiona edukacji (takiej typowej, państwowej) a bardzo daleko zaszła. Wierzę, że to jest możliwe, a nawet korzystne w dzisiejszych czasach (separacja od państwowej edukacji). Ponadto „Gdzie śpiewają raki” oferują bardzo interesujące porównania; Kya obserwując bardzo dokładnie życie dzikich zwierząt, świat przyrody, ma rewelacyjne podejście do spraw ludzkich. Zachowania ludzi, miłość, strach, zazdrość, gniew - wszystkie to porównuje do zachowań instynktownych, pochodzących prosto od zwierząt, ewolucyjnych. I to jest piękne, ta pozbawiona codziennego towarzystwa ludzi dziewczyna wie o nich więcej, niż oni sami.

piątek, 26 stycznia 2024

Czarny Młot, czyli Jeff Lemire wie, jak pisać scenariusze

Od czasu „Strażników” Alana Moore’a jestem zainteresowany alternatywnymi sposobami wykorzystania supermocy i superbohaterów. Chodzi mi o opowieści, w których fakt bycia superbohaterem jest zaledwie wstępem do pokazania historii, a nie jej osią główną. Do takich fabuł zaliczam między innymi serię „Invincible” Roberta Kirkmana, która jest jakby definicyjnym pokazaniem superbohatera, ale jednak całokształt tego, co ma do opowiedzenia scenarzysta wykracza znacznie poza tradycyjne dla komiksu superbohaterskiego fabuły.

Dlatego spróbowałem serii „Czarny Młot”, coś mi mówiło, że być może otrzymam dokładnie to, czego szukam. I po dwóch pierwszych tomach stwierdzam, że póki co się udało.

Bohaterów, a nawet superbohaterów, poznajemy w momencie, gdy od dziesięciu lat są gdzieś - lecz nie wiadomo gdzie - po wielkiej, ostatecznej walce z ostatecznym przeciwnikiem po prostu ich przeniosło na… farmę. Dookoła opodal farmy jest miasteczko, i to tyle - z okolicy nie da się odejść. Jeden z bohaterów próbując poniósł śmierć na miejscu, więc pozostali tkwią oczekując zupełnie nie wiadomo na co. Na cokolwiek, co zmieni aktualną sytuację. 

czwartek, 25 stycznia 2024

Cykl Baśnie - Bill Willingham i inni

"Baśnie" to cykl, który mam wrażenie jest stale zbyt mało promowany w naszym kraju. Od niedawna na YouTubie Egmontu jest krótka zajawka, pewnie w związku z dodrukiem kilku brakujących epizodów, niedzielni fani komiksów jednak wcale tak łatwo na serię nie trafią, nie jest wymieniana jednym tchem z innymi, słynnymi amerykańskimi tasiemcami. A szkoda, bo pomysł na świat i bohaterów jest genialny w swojej prostocie, i gdy już fartem na "Baśnie" trafimy, to nie sposób się oderwać. Przynajmniej od pierwszych kilku tomów.

Jest to komiks tylko dla dorosłych, chociaż bohaterami są postaci ze znanych (i mniej znanych) baśni. Oto trafiamy do ukrytej przed wzrokiem tzw. "docześniaków" (czyli nas, mugoli, zwykłych, niemagicznych ludzi) dzielnicy miasta, która jest siedliskiem postaci bajkowych. Królewna Śnieżka sprawuje organ wykonawczy, burmistrzem jest król Cole, szeryfem Bigby Wilk (Big Bad Wolf, znany z Czerwonego Kapturka, opowieści o trzech świnkach i - jak się przekonamy - licznych innych bajek). Co rusz trafiamy na kolejne postaci, których umiejscowienie sprawia wrażenie genialnego, bohaterowie mają swoje problemy, wynikające tak z ich "baśniowej kreacji" jak i aktualnego żywota, a na wszystkich czyha prawdziwe zło. Bowiem baśniowcy mieszkają w naszym świecie dlatego, że ich światy zostały podbite przez okrutnego Adwersarza.

sobota, 20 stycznia 2024

Nie tylko czytelnik: Starfield (Bethesda)

W pierwszych chwilach zabawy Starfield oszałamia gracza możliwościami, jakie wydają się przed nim rysować. Oto daję wam Skyrima, ale w kosmosie! - mógłby rzec Todd Howard z akcentem Mela Brooksa, i głodni nowych produkcji w stylu „Bethesda: the Game” byśmy to prawdopodobnie połknęli.

Nawet kontroler kupiłem, ten Starfieldowy, tak bardzo byłem zaangażowany w pierwszych godzinach gry. I warto było, przyciski są nieco cichsze niż w klasycznym, to się przyda i w innych grach. Jednak od pierwszych godzin widać także, że gra wymaga od gracza mocnego mrużenia oczu; to nie jest coś nowego, to kolejna typowa dla tego producenta gra, pytaniem pozostaje, czy starczy zaangażowania gracza na kilkadziesiąt godzin?

Nie starczyło. 

piątek, 19 stycznia 2024

Ałbena Grabowska - Uczniowie Hipokratesa, tom 2. „Doktor Anna”

Bardzo podobał mi się „Doktor Bogumił” i z przyjemnością donoszę, że „Doktor Anna” w niczym poprzedniemu tomowi nie ustępuje. Przy czym od razu dodam, że wcale nie trzeba znać historii Bogumiła, choć występuje on nawet w kolejnym epizodzie, to powieści napisane są tak, że można czytać je w dowolnej kolejności.

„Doktor Anna” opowiada o lekarce, która pragnie praktykować medycynę w czasach, gdy kobiet lekarzy po prostu nie ma. Na zachodzie dopiero szlak jest przecierany i Anna niejeden wysiłek będzie musiała podjąć, by cel swój osiągnąć. Anna Tomaszewicz-Dobrska jest tak w ogóle postacią historyczną, więc mamy tu super bonus - powieść historyczna poza scenerią przedstawia postać, o której nigdy nie słyszałem, a o której słyszeć powinniśmy wszyscy: pierwszej kobiecie z dyplomem lekarskim na ziemiach polskich w historii.

Jest zatem powieść o medycynie, ale i o emancypacji, w tle spotkamy i Sienkiewicza, i Prusa, i Orzeszkową czy Dąbrowską… A ponadto również masę innych ciekawych informacji, chociażby o tym jak wygląda harem sułtana w XIX wieku, doktor Anna staje bowiem przed koniecznością leczenia jego żon.

Świetna powieść, nie tylko dla fanów dobrych historii czy powieści historycznych. Za mało się mówi o Polkach, które torowały drogę kobietom do zdobywania najróżniejszych stanowisk, przecierały szlaki by dziś możliwość praktykowania przeróżnych profesji była tak oczywista dla obu płci. A droga do pełnego równouprawnienia daleka, promujmy więc tym bardziej prawdziwe bohaterki.

Doktor Anna
Marginesy 2021

czwartek, 18 stycznia 2024

Joanna Jax - cykl „Na obcej ziemi”

Pamiętacie serial „Dom”? Bohaterów z ulicy Złotej w Warszawie? Ja całkiem niedawno sobie to widowisko odświeżyłem, jest dostępne na platformie VOD od TVP. A piszę o tym, bo dotarło do mnie, że właśnie dlatego zaczytuję się w powieściach Joanny Jax - bo są jak ten serial: poruszają rzeczy, które poruszają czytelnika i pozwalają ponownie przeżyć „tamte” dni.

Wracamy do bohaterów znanych z sagi wołyńskiej, teraz przesiedlonych do dziś Wrocławia, ale jeszcze chwilę temu niemieckiego Breslau. Są to czasy, w których jeszcze nie do końca wiadomo jak będzie wyglądał socjalizm w Polsce, od niedawna nazywanej Polską Rzeczpospolitą Ludową. Dużo do powiedzenia ma Gomułka, ale on nie do końca chce się tak po prostu poddać Stalinowi. Kraj jest w ruinie, ale ziemie „odzyskane” (pan Popiołek powiedziałby, że „wyzyskane”) są w niezłym stanie, nawet jeśli nie pod względem zniszczeń, to są kopalnią bogactwa. Szaber kwitnie, i niektórzy z naszych bohaterów świetnie się w takiej działalności odnajdą, często przy współudziale radzieckich oficjeli.

Wydarzenia polityczne mają wpływ na życie bohaterów, niszczona jest inicjatywa prywatna, nie wiadomo czego się zaczepić, by zacząć żyć na poziomie. Książka oddaje też prawdę o manipulacjach pieniężnych, jakich kilka razy dopuszczała się socjalistyczna władza, natychmiastowo po wprowadzeniu ustawy doprowadzając to równania statusu społecznego Polaków - równania w dół, rzecz jasna.

I jak w „Domu”, i tu mamy dokwaterowania, wspólne mieszkania z obcymi ludźmi, codzienne dramaty, ale przede wszystkim: próbę życia w nowej Polsce. Jaka by ona nie była, po tragedii II wojny światowej po prostu ludzie chcieli trochę pożyć. I o tym opowiada kolejna saga Joanny Jax, a ja zastanawiam się, czy będzie ciąg dalszy, czy może kolejna, która się potem z tą sagą połączy? Bo mimo że tych sag jest już całkiem sporo, ja dalej będę czytał, tak, jak pewnie jeszcze parę razy w życiu obejrzę „Dom”.

Joanna Jax
Nowe życie, Czas pokuty, Powiew nadziei
Skarpa Warszawska 2023

wtorek, 2 stycznia 2024

Ken Follett - "Zbroja światła"

„Filary ziemi” były dla niejednego czytelnika pierwszym zetknięciem z powieścią historyczną, rozumianą jako właściwy gatunek, a nie zestaw książek, które były (na swoje własne nieszczęście) lekturami w okresie szkolnym. Powieść jest sławna nie bez powodu, to kawałek doskonałego rzemiosła pisarskiego, z bohaterami, którym łatwo jest kibicować, a innych równie łatwo jest darzyć niechęcią.
Ale to nie jest żaden cykl, żadna seria książek. Samo miejsce akcji to za mało, i drażni mnie pisanie o „kontynuacji”, bo każda następna powieść rozgrywająca się w okolicach Kingsbridge jest o innych postaciach i innych czasach.

Tym razem obserwujemy czasy napoleońskie, gdy w Wielkiej Brytanii na własne oczy ujrzymy dlaczego kapitalizm musiał skończyć się wynalezieniem socjalizmu. Bohaterami są ludzie z różnych klas społecznych, ale jak zwykle u Folletta (i w literaturze w ogóle) tymi dobrymi w większości są ludzie z nizin, a wśród właścicieli fabryk i innych ludzi z wyżyn znacznie częściej odnajdziemy szubrawców, łajdaków, złodziei, cwaniaków i innych, którym się po prostu należy. Powieść jest dobra, rzecz jasna całość nie jest całkiem czarno-biała, ten i ów odmieni swoje podejście do świata, ogólnie jednak rzecz biorąc raczej łatwo jest przewidzieć większość kolejnych wydarzeń.

Co nieco zaskakuje na tle innych powieści Folletta to jakby większy nacisk położony na sprawy związane z seksem i zmysłowością, może miał to być znak czasów? Interesująco też wygląda przedstawienie kwestii monarchii parlamentarnej, jak to w owych czasach w Wielkiej Brytanii wyglądało, kto tak naprawdę mógł głosować, i jak wyglądały te kwestie w czasach, gdy gdzie indziej ciągle bywało różnie w temacie ustroju. Najciekawiej jednak przedstawiają się tu początki kapitalizmu właśnie, i choć brakuje tu opisów drastycznych, to jak najbardziej zobaczymy pracę dzieci, ile było warte życie robotnika oraz jak wyglądało życie wdów w momencie, gdy robotnik odszedł z tego świata. Jeśli natomiast ktoś oczekuje od powieści większego skupienia na wojnach napoleońskich, to odradzam, ta kwestia jest tu ograniczona do kompletnego minimum, w zasadzie to do samego Waterloo.

The Armour of Light, Albatros 2023

poniedziałek, 1 stycznia 2024

Czym kończy się polaryzacja społeczna opowiada John Jakes w trylogii "Północ i południe"

Wiadomo, że ludziom w słusznym wieku od razu kojarzy się stosunkowo młody Patrick Swayze i David Carradine, jako oponenci tak w życiu, jak i we względach u pewnej pięknej kobiety. Tymczasem powieść (cykl) Johna Jakesa to o wiele, wiele więcej, niż zostało wykorzystane w serialu sprzed ponad trzydziestu lat.

Chciałoby się powiedzieć: rozmach Johna Jakesa przytłacza, tak wiele wątków, postaci i spraw, które zostały tu poruszone. W dodatku cykl został podzielony na kolejne etapy funkcjonowania Stanów Zjednoczonych; stara się wytłumaczyć skąd tyle nienawiści (Północ i Południe),przebieg będącej efektem tejże wojny (Miłość i wojna) oraz efekty - te na papierze, i te faktyczne tego, co się stało z młodym narodem, który w wyniku podziałów postanowił wymordować swoich synów ich własnymi rękami (Piekło i niebo). I to trwa kilkadziesiąt lat historii, od lat czterdziestych XIX wieku do jego końca.

Ale to nie rozmach wątków czy ilości postaci przytłacza - nie, jeśli cokolwiek tu przytłacza to ilość słów. John Jakes pisze długo, dokładnie, taki ma styl. Nie, żeby było za długo, czy zbyt rozwlekle - styl autora pasuje, nie nudzi, ale jednak te trzy tysiące stron to lektura na doprawdy dłuższy czas.

Nie będę zbyt długo (haha) pisał o bohaterach, ograniczę się do zachęcenia wszystkich tak: serial jedynie liznął z wierzchu to, co John Jakes wymyślił a potem sprawnie i bardzo konsekwentnie zrealizował. Orry Main i George Hazard co prawda są głównymi bohaterami, ale są otoczeni przez całe stado postaci wcale nie drugoplanowych, którym autor poświęca najwyższą uwagę, i z którymi tak samo czytelnikowi przyjdzie się zżyć. No i serial idzie swoją drogą, powieść jest zupełnie inna, kompletnie inne losy czekają poznane tu postaci, niż te pamiętane z serialu.

Cykl warto przeczytać szczególnie ze względu na czasy, w których żyjemy. Oto bowiem jesteśmy w świecie, w którym nawet w tej ostoi demokracji, jaką jest szeroko rozumiana cywilizacja zachodu do władzy doszli populiści, których celem jest władza sama w sobie, i nic ponadto. Dokładnie taki świat panował w Stanach Zjednoczonych od około lat czterdziestych XIX wieku, i populizm, dbałość jedynie o własne interesy i zapomnienie, że demokracja jest rządami większości z uwzględnieniem pozostałych doprowadziło do pojawienia się wpierw niechęci, a potem nienawiści w skali wcześniej niespotykanej. Czytając o decyzjach władz, wcale nie autorytarnych, które tak mocno wpływały na bohaterów i cementowały lub odwrotnie, kompletnie odwracały ich poglądy jest niczym innym jak życie dziś tu i teraz, w świecie tak bardzo podzielonym, gdzie jedynym pomysłem polityków na trwanie jest bezustannie odnawiana polaryzacja wśród narodów, religii i społeczeństw.

Smutna to lektura, być może dlatego John Jakes i jego cykl stoi tak jakoś z boku, nie wymienia się jednym tchem cyklu z innymi sławnymi i popularnymi powieściami historycznymi. Napisany na początku lat osiemdziesiątych raczej nie układał się zbyt ładnie ze światem ówczesnych republikanów, zimną wojną i przekonaniem, że to właśnie USA są oazą i ostoją światowej demokracji i praw człowieka. A może czytelnicy po prostu nie lubią czytać smutnych i zmuszających do przejrzenia na oczy lektur? A to wielka szkoda, mieć pod nosem ukazane ludzkie błędy i nie wyciągać z nich konsekwencji.

North and South
Love and War
Heaven and Hell

Albatros, 2022-2023