niedziela, 1 września 2024

Kristin Hannah - "Powrót do domu"

Kristin Hannah należy do tego grona pisarzy, którzy potrafią obok doprawdy wspaniałych powieści wyprodukować (i specjalnie mówię: wyprodukować) kompletne gnioty i krapiszcza. “Powrót do domu” zapowiada się na coś z tego pierwszego zbioru, niestety jednak ostatecznie wrażenia z lektury mam mizerne, raczej towarzyszy mi uczucie głębokiego rozczarowania.

Od początku wiemy, że to będzie historia, którą już wielokrotnie zdążyliśmy poznać. Nic nowego, kolejny raz to samo, i nie ma sprawy, takich pokrzepiających pozycji nigdy zbyt wiele. Oto gwiazdor kina staje przed obliczem śmierci, i jedynie cud może go uratować dzięki możliwościom współczesnej transplantologii. Los (a raczej Autorka) chce, że na operację trafia do Seattle, z którego przed niemal dwudziestu laty uciekł. Fani romansów od razu wiedzą o co chodzi, i przechodzimy do właściwej akcji, czyli kontakt z dawno utraconą miłością i tak dalej.

Książka zakreśla dosłownie każdy punkt po kolei spośród tych, które można by wylistować jako “niezbędne dla klasycznego melodramatu”. Ale naprawdę: każdy. Jest to ogromnie rozczarowujące, bowiem początkowo otrzymujemy sygnały, że być może będzie o walce z chorobą alkoholową, wojnie o zmianę wewnątrz siebie samego, że “Powrót do domu” zaoferuje faktyczną wartość przy okazji melodramatu, jako coś, co będzie powieść odróżniało od dosłownie tysięcy takich samych, w których jedynie nazwiska bohaterów się w zmieniają. Ale nie - Autorka zaprezentowała bohaterów, a potem w mgnieniu oka porzuciła pierwotne rysy charakteru, tworząc postaci, których zachowanie i podejmowane decyzje nie mają żadnego, najmniejszego sensu. Z przykrością to piszę, ale nawet masowo powstające kserówki cyklu “Siedem sióstr” Lucindy Riley oferują postaci, które zachowują się bardziej logicznie i w bardziej przemyślany sposób, niż to, co zaprezentowała Kristin Hannah tym razem. Odradzam, lepiej przeczytać kolejny raz “Firefly Lane” czy “Wielką samotność”, które na tle tej pozycji wyglądają, jakby pisał je ktoś inny, ktoś o wiele większym talencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz