wtorek, 4 czerwca 2024

Garth Ennis, Al Ewing i inni - Jennifer Blood vol. 1 - 5

Kiedy zdarzało mi się czytać komiksy z cyklu „Punisher”, skala ofiar bohatera, jego rozmach zawsze powodowały, że zastanawiałem się ilu nowych „punisherów” powstanie. W sensie: Frank Castle się mści, ale przecież każda jego ofiara to człowiek, syn/córka, być może ojciec/matka, z każdą śmiercią gwałtownie zwiększa się ilość ludzi skrzywdzonych przez kolejny zgon. Oprychy to przecież też ludzie, z rodzinami, prawda?

I tu właśnie gwałtownie w moje życie weszli Garth Ennis i Al Ewing, prezentując mi dotychczas zupełnie nieznaną bohaterkę: Jennifer Blood. Początkowo wygląda niczym Frank Castle właśnie, bowiem jako przykładna żona i matka ze słynnych amerykańskich przedmieść (domek z płotkiem, sąsiedzi, wspólnota) nocami, po zaaplikowaniu rodzinie valium na zdrowy, spokojny sen udaje się w przebraniu w miasto, dokonując zemsty na ludziach odpowiedzialnych za śmierć jej rodziców.

Początkowo seria wygląda właśnie jak „Punisher” w wersji z atrakcyjną kobietą w roli głównej. A potem, niespodziewanie dla czytelnika, zmienia się w coś o wiele, wiele większego, napisanego z takim rozmachem, że szczęki do teraz szukam na podłodze. Otóż właśnie tu Autorzy postanowili odpowiedzieć na moje pytanie. Ponadto: jak ktoś tak skuteczny ma po prostu przestać wykonywać te „dodatkowe czynności”? Zemsta została dokonana, a teraz co? Sprzedajemy broń i przebrania na portalu aukcyjnym i zaczynamy żyć tak, jak do tej pory jedynie udawaliśmy?

Droga Jennifer jest usłana trupami. I dokładnie tak, jak kiedyś się zastanawiałem: wśród nich znajdują się ludzie, którzy wiele znaczyli dla innych ludzi. Pogrążeni w rozpaczy, pożerani przez gniew i pragnienie zemsty rodzice, najbliżsi - pragną krwi Jennifer Blood o wiele bardziej i mocniej, niż policja. Ale i ta organizacja w końcu się interesuje mścicielką, gdy okazuje się, że wśród ofiar wcale nie znajdują się jedynie obmierzli kryminaliści, potwory w ludzkiej skórze.

To jest cykl, który ponoć miał być lżejszy, w pierwszych tomach Ennis coś tam opowiada, że chciał tu odpocząć od innych swoich kreacji, które zawsze wędrowały w kierunkach mrocznych, przykrych, smutnych - słowem: życiowych. Co chciał to jedno, ale co otrzymaliśmy? Otóż właśnie bardzo mocno depresyjną, brutalną historię, która wzięła popularny motyw z komiksu i spróbowała alternatywnych rozwiązań. Zamiast skupiać się na rosnącej liczbie trupów i coraz ciekawszych gadżetach, tu na warsztat wzięto psychikę postaci. Kim jest ktoś, kto oddaje się zemście? Czy można się takim stać pod wpływem wydarzeń, środowiska, temperamentu, osobowości, wychowania? A co, jeśli mrok tkwił w człowieku już wcześniej? A co, jeśli nigdy się nie dowiemy? Wszyscy się czasem oszukujemy, budujemy wokół siebie świat z naszego wyobrażenia, ślepi na rzeczywistość, nie dostrzegając nie tylko wad u najbliższych, ale często usuwając w cień podświadomości i nasze przywary. Autorzy komiksu sięgnęli do wnętrza umysłu stworzonej przez siebie postaci, i w tej historii dla dorosłych pełnej akcji, owszem, jednak według mnie powiedzieli naprawdę dużo o człowieku, jakim jest, jak długo trwa proces docierania do prawdy o samym sobie i przyjmowania do wiadomości okropnej, przerażającej rzeczywistości, jaką człowiek wokół siebie stworzył. A czasu się nie da cofnąć. Fascynująca lektura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz