poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Katarzyna Puzyńska - sagi o Lipowie tom 6: "Łaskun"

Po dłuższym czasie powróciłem do Lipowa. Autorka zręcznie przypomniała mi kto, gdzie, a szczególnie: z kim, i można było dać się porwać lekturze. A jest czemu się dać porywać! Doprawdy, takiego rozmachu fabularnego się nie spodziewałem - finta w fincie w fincie, jak mawiał klasyk. Ogarnięcie tych wszystkich relacji, które doprowadziły do początkowej sytuacji z tradycyjnym dla kryminału trupem to nie lada wyzwanie. Ale całość wciąga, i tak naprawdę cały ten „Łaskun” ma tylko jedną wadę: długość.

Doprawdy, aż tak szczegółowe rozpisywanie się przez wszystkich o wszystkim w zamyśle miało być zaoferowaniem czytelnikom maksymalnego maximum, jednak uważam, że dostaliśmy zbyt wiele. Dobre nożyczki by się przydały, aby dynamika historii została zachowana, po dwóch trzecich lektury czytelnik już bardzo, ale to bardzo jest zmęczony - ale historia jest dobra, więc brnie dalej. Warto, bo rozmach Autorki naprawdę zrobił na mnie wrażenie, ale i umęczenia się po koniec jest trochę, przyznaję.

Zmęczenie zmęczeniem, ale powrót do Lipowa tym razem na pewno nastanie u mnie szybciej, niż poprzednio. Wszak tyle osobistych wątków ciągle jest nierozwiązanych, że po prawdzie to nie mam wyjścia. Łyknę coś lżejszego dla odpoczynku i jedziemy dalej z tym koksem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz