piątek, 9 lutego 2024

Delia Owens - „Gdzie śpiewają raki”

Mała Kya zostaje zupełnie sama gdzieś w domu na bagnach, na początku lat 50. Matka odchodzi, ojciec pije, rodzeństwo znika w trosce głównie o samych siebie. Dziewczynka daje sobie radę, żyjąc w tej nieprzyjaznej okolicy, poznając ją coraz bardziej. Ma dwójkę znajomych, i dzięki nim i innym życzliwym ludziom mijają kolejne lata, a Kya ma się na tyle dobrze, na ile można w tych warunkach.

Równolegle toczy się śledztwo, już pod koniec lat 60. Jest trup, logicznym jest, że podejrzenia będą padały w kierunku „dziewczyny z bagien”, bo ludzie tacy po prostu są. Jednak nie jest tak źle, jakby można się było spodziewać, Autorka ma szacunek do czytelnika i prowadzi sprawę dość żwawo, to nie jest kolejna rzewna historia, kryminał jest tylko dodatkiem do większej całości.

Książka podobała mi się głównie dlatego, że pokazała osobę, która była sama, pozbawiona edukacji (takiej typowej, państwowej) a bardzo daleko zaszła. Wierzę, że to jest możliwe, a nawet korzystne w dzisiejszych czasach (separacja od państwowej edukacji). Ponadto „Gdzie śpiewają raki” oferują bardzo interesujące porównania; Kya obserwując bardzo dokładnie życie dzikich zwierząt, świat przyrody, ma rewelacyjne podejście do spraw ludzkich. Zachowania ludzi, miłość, strach, zazdrość, gniew - wszystkie to porównuje do zachowań instynktownych, pochodzących prosto od zwierząt, ewolucyjnych. I to jest piękne, ta pozbawiona codziennego towarzystwa ludzi dziewczyna wie o nich więcej, niż oni sami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz