sobota, 20 stycznia 2024

Nie tylko czytelnik: Starfield (Bethesda)

W pierwszych chwilach zabawy Starfield oszałamia gracza możliwościami, jakie wydają się przed nim rysować. Oto daję wam Skyrima, ale w kosmosie! - mógłby rzec Todd Howard z akcentem Mela Brooksa, i głodni nowych produkcji w stylu „Bethesda: the Game” byśmy to prawdopodobnie połknęli.

Nawet kontroler kupiłem, ten Starfieldowy, tak bardzo byłem zaangażowany w pierwszych godzinach gry. I warto było, przyciski są nieco cichsze niż w klasycznym, to się przyda i w innych grach. Jednak od pierwszych godzin widać także, że gra wymaga od gracza mocnego mrużenia oczu; to nie jest coś nowego, to kolejna typowa dla tego producenta gra, pytaniem pozostaje, czy starczy zaangażowania gracza na kilkadziesiąt godzin?

Nie starczyło. 

 
Czasem można się trochę oszukiwać, że gra jest lepsza, niż w rzeczywistości, nie dostrzegać błędów, drobnostek wynikających z rozmiaru produkcji. Ale nie tu, Starfield to nie jest dobra gra. Nie jest też zła, ale grą roku nie zostanie.

Gdy wyszedł Cyberpunk 2077 zawsze mieliśmy fabułę, która przykrywała błędy. Tu nie ma nawet tego, fabuła razi tak samo, jak błędy techniczne. Niby fakt bycia górnikiem jest równie prosty jak bycie więźniem w The Elder Scrolls, ale reszta wprowadzenia jest beznadziejna. Oto wykopujemy artefakt - i to jeszcze nie jest złe, ale nagle dosłownie w mgnieniu oka trafiamy do organizacji zwanej Konstelacją, i z miejsca stajemy się ich chłopcem do poszukiwania kolejnych artefaktów. To co oni robili przez ostatnie lata? Co więcej, ot tak dostajemy w prezencie statek, z którego rezygnuje ktoś, kto wydaje się być o wiele bardziej obeznany i zaangażowany w temacie artefaktów. To nie ma sensu, wprowadzenie kuleje tak bardzo, że gramy siłą nie fabuły, ale wiary, że twórcy Skyrima coś jednak nam dobrego przygotowali. 


  Gra oczywiście oferuje kilka dobrych misji, ale są to bardziej wyjątki, nie reguła. Frakcje tu zaprezentowane są stworzone od szablonu (jak policja to i piraci, jeden związek osadniczy kontra inny), i realnie dobre wrażenie zrobiła na mnie jedynie korporacja Ryujin, gdzie można wspinać się po szczeblach kariery w misjach, które wymagają czegoś więcej od gracza niż tylko strzelania.

W czasach Skyrima takie przedstawienie fabuły było ok, ale po Wiedźminie i Cyberpunku to już nie przejdzie. Gry poszły do przodu, i fabułę Starfielda od wyżej wymienionych tytułów oddziela nie przepaść, ale ogromny krater. 


  Niestety Starfield mocno cierpi również ze względów technicznych. Nie mam na myśli błędów - tych faktycznie jak na grę Bethesdy jest niewiele. Ale jak mocno się ta gra kraszuje - to jest masakra. Dosłownie co dwie, trzy godziny zabawy gra odmawia posłuszeństwa, zawiesza się a czasem wręcz wywala do ekranu głównego konsoli. Problem polega na tym, że gra psuje się głównie w momentach jej zapisywania, więc zapisujemy często, by nie stracić zbyt wiele ogranej już historii, i przy owym zapisywaniu mamy problemy.

Po siedemdziesięciu godzinach miałem dość, głównie wywalania się gry, ale także byle jakiej fabuły, która nijak się ma do standardów, jakie powinny obowiązywać w grach fabularnych w roku 2023. Gra niby jest ogromna, ale planety są puste, kto widział jedną opuszczoną placówkę badawczą widział wszystkie, a napotkanych górników nie ma sensu pytać o cokolwiek, bowiem zawsze odpowiedzą, że zgubili kumpla i mamy w dzienniku kolejną misję poszukiwawczą. I idziemy przez planetę, pusty obszar, idziemy i idziemy, aż trafimy do jaskini, z której wracamy tyle samo metrów z kolesiem idącym za nami. 


  Co z tego, że planet jest tak wiele, skoro miejscówki są małe? Akila, Neon czy Jemison to lokacje tak niewielkie, że aż wierzyć się nie chce. Nie ma tu ani jednego miasta wielkości chociażby Oxenfurtu, a co dopiero Novigradu. I do wszystkich, nawet jaskiń czy sklepów (!) wchodzimy z osobnym loadingiem…

Bethesda stanęła w miejscu. To, że gra jest lepsza od ostatniej produkcji, że nie ma tylu żenujących bugów to za mało. Fani zostali nabici w butelkę, przeżyta tu historia nie ma startu do fabularnych klasyków gatunku RPG, i gracz nie jest w stanie się oszukać, że samodzielnie sobie fabułę tworzy (jak w Skyrimie) - nie ma z czego jej zbudować. Wielkie rozczarowanie, tak fabularne, jak i techniczne.

I niech się nikt nie waży zwalać winy na Xboksa Series S. Internet huczy od opisów że na Series X jest tak samo, a poza tym: skoro inne gry na S działają, to i Starfield powinien.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz