Nowy komiks Roberta Kirkmana? W stylu postapo? Wydawany w Polsce?? Rzuciłem się na niego, tak bardzo się rzuciłem, że nie doczekam tomów 5 i 6, nabyłem w oryginale. Świetna historia, tylko na tle innych znanych mi opowieści tego Pana wydaje się być dość… dynamiczna, gna do przodu jakby ktoś ją gonił.
Rzecz dzieje się z Filadelfii, w której nagle część miasta jakby została przeniesiona do innego wymiaru, wraz z ludźmi, którzy ją zamieszkiwali. A wymiar ten jest mało zachęcający, na pierwszy rzut oka: pełen potworów, niebezpieczeństw, gdzie życie wydaje się być raczej niemożliwe, gdzie człowiek jest łowną zwierzyną dla znacznie większych, groźnych drapieżników.
Robert Kirkman przedstawia nam postaci, w tym Nathana, który jako naukowiec znalazł metodę na przemieszczanie się między owymi wymiarami. Wędruje zatem do tego miejsca, zwanego z czasem jako Oblivion, odnajduje tych, którzy jeszcze żyją i sprowadza do naszego świata. Przede wszystkim szuka brata, i tak już od lat. Taki motyw towarzyszy nam od początku zabawy, a Kirkman, zupełnie tak, jak się tego można spodziewać, zaczyna rozwijać kolejne rozgałęzienia historii w kierunki, których nie mogę zdradzić, ale są to kierunki jak najbardziej godne poznania. Pojawiają się pytania o naturę człowieka, o życie - jak wygląda jego kształt w aktualnym świecie, pełen nierówności i niesprawiedliwości, gdzie Oblivion być może wcale nie jest czymś, z czym należy walczyć? Może to druga szansa dla naszego gatunku?
A potem, jak już myślimy, że wiemy o czym jest ten komiks, to Kirkman robi (niejeden) zwrot i oferuje wciąż więcej i więcej, nie raz skacząc o kilka lat w przód, goniąc akcję, jak już wspomniałem, w bardzo dynamicznym stylu. Odnoszę wrażenie, że opowieść chciałaby trwać dłużej, że te łączne 36 epizodów zaprezentowanych w sześciu tomach doprawdy wręcz zasługują na więcej, jak na rozmach wizji całość wydaje się doprawdy gęsta. Ale może to tylko moje wrażenie, nie ważne - historia jest zdecydowanie godna uwagi, Robert Kirkman kolejny raz nie zawiódł.
poniedziałek, 27 maja 2024
niedziela, 26 maja 2024
Joe Benitez, Peter Steigerwald - "Lady Mechanika vol. 1: The Mystery of the Mechanical Corpse"
Zaliczyłem w życiu parę steam punkowych powieści, ale nigdy mnie jakoś specjalnie to nie chwyciło. Może komiks da radę? - pomyślałem, gdy dotarło do mnie, iż w części sporej paczki komiksów nabytych na Humble Bundle jest aż sześć tomów cyklu Lady Mechanika.
Nie dał rady. Choć wstęp do komiksu, będący czymś w rodzaju epizodu zerowego, sugeruje, że będzie tu sporo dramatu, poważnych tematów, śmierci, bólu, okrucieństwa - krótko mówiąc, że komiks będzie dla dorosłego czytelnika, to całość okazała się jednak bardzo… kusi mnie, żeby powiedzieć: infantylna. Główna intryga, w której poznajemy Lady Mechanikę gdy prowadzi coś w rodzaju śledztwa, jest do pewnego momentu ciekawa, a potem rozmywa się i traci siłę ze względu na braki w scenariuszu. A przynajmniej tak to wygląda na razie: jako braki, bowiem być może w kolejnych tomach dowiemy się skąd pochodzą rozwiązania, które w pierwszym tomie można uznać tylko i wyłącznie jako fabularną metodę „deus ex machina”.
Choć mamy tu do czynienia z „ulepszaniem” biologicznego człowieka, „rozwijaniem” jego możliwości dzięki mechanicznym dodatkom, to temat związany z człowieczeństwem jest dopiero zasygnalizowany, i na ten moment trudno przewidzieć, gdzie historia pójdzie: w stronę akcji (tak obstawiam) czy w stronę ważnych tematów z pytaniami o granicę między człowiekiem a maszyną (tak chciałbym).
Komiksowi nie pomaga również fakt, że jego artystyczna strona prezentuje pewien specyficzny sposób ukazywania postaci. Kobiecych postaci. Najkrócej mówiąc: kreska kojarzy mi się z japońskimi grami. To nie manga ani anime, nic z tych rzeczy. Ale kobiety tu są zbudowane tak bardzo nieproporcjonalnie, posiadają tak gigantyczne biusty, tak cienkie talie - no ja takiego czegoś nie lubię. Dodam, że chodzi o samą kreskę, w treści nie znajdziemy ani grama podtekstów seksualnych. Może się czepiam, ale mi takie coś przeszkadza, historii takie przedstawienie kobiet nic nie dodaje. Normalne proporcje mi by odpowiadały bardziej, ale cóż, taka wizja artysty.
Uczucia względem pierwszego tomu mam dość ambiwalentne. Ani nie czuję się odrzucony od Lady Mechaniki, ani specjalnie zachęcony. Nie wiem, czy bym kupował kolejne epizody, ale skoro już do mnie trafiły, to pewnie dam opowieści jeszcze jedną szansę.
Nie dał rady. Choć wstęp do komiksu, będący czymś w rodzaju epizodu zerowego, sugeruje, że będzie tu sporo dramatu, poważnych tematów, śmierci, bólu, okrucieństwa - krótko mówiąc, że komiks będzie dla dorosłego czytelnika, to całość okazała się jednak bardzo… kusi mnie, żeby powiedzieć: infantylna. Główna intryga, w której poznajemy Lady Mechanikę gdy prowadzi coś w rodzaju śledztwa, jest do pewnego momentu ciekawa, a potem rozmywa się i traci siłę ze względu na braki w scenariuszu. A przynajmniej tak to wygląda na razie: jako braki, bowiem być może w kolejnych tomach dowiemy się skąd pochodzą rozwiązania, które w pierwszym tomie można uznać tylko i wyłącznie jako fabularną metodę „deus ex machina”.
Choć mamy tu do czynienia z „ulepszaniem” biologicznego człowieka, „rozwijaniem” jego możliwości dzięki mechanicznym dodatkom, to temat związany z człowieczeństwem jest dopiero zasygnalizowany, i na ten moment trudno przewidzieć, gdzie historia pójdzie: w stronę akcji (tak obstawiam) czy w stronę ważnych tematów z pytaniami o granicę między człowiekiem a maszyną (tak chciałbym).
Komiksowi nie pomaga również fakt, że jego artystyczna strona prezentuje pewien specyficzny sposób ukazywania postaci. Kobiecych postaci. Najkrócej mówiąc: kreska kojarzy mi się z japońskimi grami. To nie manga ani anime, nic z tych rzeczy. Ale kobiety tu są zbudowane tak bardzo nieproporcjonalnie, posiadają tak gigantyczne biusty, tak cienkie talie - no ja takiego czegoś nie lubię. Dodam, że chodzi o samą kreskę, w treści nie znajdziemy ani grama podtekstów seksualnych. Może się czepiam, ale mi takie coś przeszkadza, historii takie przedstawienie kobiet nic nie dodaje. Normalne proporcje mi by odpowiadały bardziej, ale cóż, taka wizja artysty.
Uczucia względem pierwszego tomu mam dość ambiwalentne. Ani nie czuję się odrzucony od Lady Mechaniki, ani specjalnie zachęcony. Nie wiem, czy bym kupował kolejne epizody, ale skoro już do mnie trafiły, to pewnie dam opowieści jeszcze jedną szansę.
sobota, 25 maja 2024
Brian K. Vaughan, Cliff Chiang - "Paper Girls", czyli o pierwszej pracy amerykańskich nastolatek w późnych latach 80.
Po komiks sięgnąłem głównie z powodu serii Saga, którą z Paper Girls łączy postać scenarzysty. I nie zawiodłem się, zaliczyłem całość i to w dość ekspresowym tempie, opowieść wciąga, choć jednak z pewnym żalem muszę dodać, że Saga prezentuje mimo wszystko o wiele wyższy poziom przedstawianej historii.
Na warsztat bierzemy dwa motywy, które nigdy się nie nudzą: opowieść o przyjaźni nastolatków i podróże w czasie. Tylko jedna uwaga: nastolatkami są tu dziewczyny, a rzecz rozpoczyna się w roku 1988, co z pewnością nie jest typowe dla tego motywu. Obserwować będziemy jak rozwija się uczucie przyjaźni, opartej na odpowiedzialności i wspólnocie, ale w bardzo poprawny politycznie sposób, czyli dziewczyny i okazyjne postacie homoseksualne.
Oczywiście nie mam nic złego na myśli - rzecz jest dobra i tylko głupiec czepiałby się tego, że bohaterami są baby :) Pod wieloma względami dzięki temu historia jest znacznie ciekawsza, chociażby dlatego, że przecież było już tak wiele opowieści o dzielnych chłopcach, którzy muszą stawić czoła wyzwaniom. A tu mamy dziewczyny, co rzuca nieco inne światło na całość, bo i perspektywa jest ciekawsza.
Trudno mi cokolwiek powiedzieć o jakości przedstawionej historii w kontekście podróży w czasie, co ja tam wiem o kontinuum czasoprzestrzennym… Opowieść wydaje się dość chaotyczna, ale jest to chaos zdecydowanie kontrolowany, nie przejmuje całości, trzyma się w ryzach. Osobiście lubię odrobinę chaosu, stąd lektura u mnie trwała dosłownie kilka kolejnych dni - całość połknąłem szybko, i jedyne, czego chciałbym więcej to wątków obyczajowych. Ale seria ma zaledwie 6 niespecjalnie grubych tomów, więc na tego typu skalę moich ulubionych wątków było wystarczająco, obiektywnie rzecz ujmując.
Nie wiem, czy całość zostanie na mojej półce, raczej nie - Saga to niestety nie jest, jak już powiedziałem. Ale jest ok, zdecydowanie warto przeczytać, nawet jeśli nie od razu dodawać do kolekcji. A teraz prosto na Amazon Prime i zobaczymy jak mocno od oryginału różni się serial “Paper Girls”.
Na warsztat bierzemy dwa motywy, które nigdy się nie nudzą: opowieść o przyjaźni nastolatków i podróże w czasie. Tylko jedna uwaga: nastolatkami są tu dziewczyny, a rzecz rozpoczyna się w roku 1988, co z pewnością nie jest typowe dla tego motywu. Obserwować będziemy jak rozwija się uczucie przyjaźni, opartej na odpowiedzialności i wspólnocie, ale w bardzo poprawny politycznie sposób, czyli dziewczyny i okazyjne postacie homoseksualne.
Oczywiście nie mam nic złego na myśli - rzecz jest dobra i tylko głupiec czepiałby się tego, że bohaterami są baby :) Pod wieloma względami dzięki temu historia jest znacznie ciekawsza, chociażby dlatego, że przecież było już tak wiele opowieści o dzielnych chłopcach, którzy muszą stawić czoła wyzwaniom. A tu mamy dziewczyny, co rzuca nieco inne światło na całość, bo i perspektywa jest ciekawsza.
Trudno mi cokolwiek powiedzieć o jakości przedstawionej historii w kontekście podróży w czasie, co ja tam wiem o kontinuum czasoprzestrzennym… Opowieść wydaje się dość chaotyczna, ale jest to chaos zdecydowanie kontrolowany, nie przejmuje całości, trzyma się w ryzach. Osobiście lubię odrobinę chaosu, stąd lektura u mnie trwała dosłownie kilka kolejnych dni - całość połknąłem szybko, i jedyne, czego chciałbym więcej to wątków obyczajowych. Ale seria ma zaledwie 6 niespecjalnie grubych tomów, więc na tego typu skalę moich ulubionych wątków było wystarczająco, obiektywnie rzecz ujmując.
Nie wiem, czy całość zostanie na mojej półce, raczej nie - Saga to niestety nie jest, jak już powiedziałem. Ale jest ok, zdecydowanie warto przeczytać, nawet jeśli nie od razu dodawać do kolekcji. A teraz prosto na Amazon Prime i zobaczymy jak mocno od oryginału różni się serial “Paper Girls”.
środa, 22 maja 2024
Maciej Siembieda - "Katharsis"
Przez ogromną większość czasu trwania lektury zastanawiałem się do jakiego gatunku wsadzić tę powieść. Nie, żeby to było istotne, ale z jakiegoś powodu sięgając po dotychczas nieznanego mi Autora trwałem w przekonaniu, że to będzie kolejny polski kryminał. Tymczasem i owszem, nie brakuje tu kryminalno-sensacyjnej zagadki, ale czy jest to powieść z tego gatunku? Znacznie częściej miałem wrażenie, że jednak mam do czynienia z powieścią historyczną, a może nawet rodzinną sagą, w której znajdziemy tak wątki dramatyczne, jak i sensacyjne.
Niezależnie od tego co tam sobie myślałem o gatunku, jedno pozostaje prawdziwe: ależ ma pan Autor rozmach! W tej jednej powieści zdarzyło się tyle, na przestrzeni kilku pokoleń, że niejednej pisarce potrzeba było by aż trzech tomów, a potem kontynuacji, by to zmieścić :) Historia przedstawia nam losy młodego Greka podczas II wojny światowej oraz występującej potem wojnie domowej w Grecji. Na marginesie: dowiedziałem się całej masy dotychczas mi nieznanych faktów, jak chociażby że wojna domowa w Grecji w ogóle była, jak i tego, że całkiem sporo Greków (walczących po stronie komunistów) znalazło potem miejsce w PRL-u. I tak też ostatecznie akcja trafia na Polskie ziemie „odzyskane”.
Ale nasz Grek nie jest bynajmniej jedynym bohaterem. Jest jakby źródłem, od którego dopiero rozpoczyna bieg znacznie szerzej zakrojona opowieść, i tu powtórzę: ależ Autor ma rozmach! Chwilami można się odrobinę zgubić, zapomnieć o poprzedniej postaci, bowiem kolejna prezentowana przez Autora jest równie ciekawa, a jej historia tak samo wciągająca. Wszystko następnie zmierza do finału, którego - i tu biję brawa - nie przewidziałem, co zawsze doceniam szczególnie. A teraz usycham z ciekawości, czy kolejne tomy będą nawiązywały do tych postaci, czy opowiedzą coś o zupełnie nowych? Z całą pewnością zamierzam się dowiedzieć.
I przy okazji: książkę trochę czytałem, ale znacznie bardziej słuchałem w wersji audio. Bardzo, ale to bardzo polecam Państwu właśnie wersję do odsłuchiwania, bowiem Przemysław Bluszcz zrobił tu takie słuchowisko, jakiego dawno nie miałem okazji doświadczyć. Nie dość, że ma głosto jeszcze aktorskie umiejętności sprawiły, że nieraz to właśnie lektor sprawiał, że ogarniałem lepiej to, co się dzieje w tym gąszczu postaci i wzajemnych zależności. Liczę na to, że i kolejny tom Pan Bluszcz mi przeczyta.
Niezależnie od tego co tam sobie myślałem o gatunku, jedno pozostaje prawdziwe: ależ ma pan Autor rozmach! W tej jednej powieści zdarzyło się tyle, na przestrzeni kilku pokoleń, że niejednej pisarce potrzeba było by aż trzech tomów, a potem kontynuacji, by to zmieścić :) Historia przedstawia nam losy młodego Greka podczas II wojny światowej oraz występującej potem wojnie domowej w Grecji. Na marginesie: dowiedziałem się całej masy dotychczas mi nieznanych faktów, jak chociażby że wojna domowa w Grecji w ogóle była, jak i tego, że całkiem sporo Greków (walczących po stronie komunistów) znalazło potem miejsce w PRL-u. I tak też ostatecznie akcja trafia na Polskie ziemie „odzyskane”.
Ale nasz Grek nie jest bynajmniej jedynym bohaterem. Jest jakby źródłem, od którego dopiero rozpoczyna bieg znacznie szerzej zakrojona opowieść, i tu powtórzę: ależ Autor ma rozmach! Chwilami można się odrobinę zgubić, zapomnieć o poprzedniej postaci, bowiem kolejna prezentowana przez Autora jest równie ciekawa, a jej historia tak samo wciągająca. Wszystko następnie zmierza do finału, którego - i tu biję brawa - nie przewidziałem, co zawsze doceniam szczególnie. A teraz usycham z ciekawości, czy kolejne tomy będą nawiązywały do tych postaci, czy opowiedzą coś o zupełnie nowych? Z całą pewnością zamierzam się dowiedzieć.
I przy okazji: książkę trochę czytałem, ale znacznie bardziej słuchałem w wersji audio. Bardzo, ale to bardzo polecam Państwu właśnie wersję do odsłuchiwania, bowiem Przemysław Bluszcz zrobił tu takie słuchowisko, jakiego dawno nie miałem okazji doświadczyć. Nie dość, że ma głosto jeszcze aktorskie umiejętności sprawiły, że nieraz to właśnie lektor sprawiał, że ogarniałem lepiej to, co się dzieje w tym gąszczu postaci i wzajemnych zależności. Liczę na to, że i kolejny tom Pan Bluszcz mi przeczyta.
Wydawnictwo Agora 2022
wtorek, 21 maja 2024
Girls - Jonathan Luna, Joshua Luna (Image Comics)
Komiks Girls pochodzący od braci Luna (Jonathan i Joshua) to kolejna pozycja, którą nabyłem onegdaj w jednej z komiksowych paczek od Humble Bundle. Dzięki takim inicjatywom nie tylko możemy wspierać tak twórców, jak i różnego rodzaju osoby w potrzebie, ale również po prostu poznawać nowości, na które inaczej trudno byłoby trafić.
Historia przedstawia klasyczne dla horroru miasteczko, położone gdzieś obok dróg szybkiego ruchu czy autostrad, takie typowe dla USA, gdzie populacja wynosi mniej niż 100 osób. Poznajemy Ethana, i poznajemy go w dość słabym dla niego momencie, bowiem akurat wtedy gdy traci nad sobą kontrolę i robi widowisko dosłownie przed praktycznie całym miasteczkiem. Obrażony, odrzucony, wyśmiany wsiada do samochodu, i na drodze napotyka przepiękną, nagą kobietę, wyraźnie przed kimś uciekającą. Postanawia jej pomóc… i zaczyna się bardzo standardowy, ale mimo to niezwykle wciągający horror, w którym na pierwszym planie wcale nie mamy zła czy krwistych fragmentów, ale przerażenie i panikę mieszkańców Pennystown. A potem robi się tylko ciekawej.
Komiks straszy przede wszystkim tematem seksualności człowieka w ujęciu biologicznym. Historia tu przedstawiona skupiona jest na zbudowaniu konfliktu między mieszkańcami Pennystown w oparciu o płeć: życie, istnienie kobiet jest zagrożone, a przyczyną grozy jest pośrednie działanie mężczyzn. To jak w życiu, prawda? Mówi się, że nie ma na planecie ani jednej kobiety, która choć raz nie poczuła się zagrożona ze strony płci przeciwnej. Bracia Luna jakby postanowili tę prawdę ukazać w dosłownym świetle: oto bowiem od biologii, wedle której funkcjonują mężczyźni (myśli o seksie co 7 sekund, pożądanie damskiego ciała na pierwszym planie, chuć) zależy skala zagrożenia dla miasteczkowych pań.
Ale sytuacja potrafi się odwrócić. Co bowiem innego mogą zrobić kobiety w takim zagrożeniu? Jeśli puszczenie mężczyzn samopas, bez żadnej kontroli będzie potęgowało, zwielokrotniało niebezpieczeństwo, może należy ich uwięzić? A skoro biologia tak mocno rządzi życiem mężczyzn, może należy ich pozbawić… męskości?
Brzmi to dość enigmatycznie bez dokładnego przedstawienia motywu, który braciom Luna posłużył do kreacji tej opowieści grozy, ale w żadnym wypadku nie mogę zepsuć Wam zabawy. A ta jest przednia, bracia potrafią wywołać emocje, nie sposób nie identyfikować się z bohaterami, obojga płci zresztą. Przy czym horror został napisany tak trochę w stylu Stephena Kinga - nie tylko mamy grozę; spora część wydarzeń pokazuje tu po prostu życie mieszkańców niedużej, położonej z dala od innych miejscowości, ze swoim charakterystycznym klimatem, relacjami między sąsiadami, plotkami. Doprawdy, wspaniała historia, która zaprezentowała mi braci Luna z najlepszej strony, i teraz ze szczególną uwagą będę się przyglądał pozostałym historiom, które wykreowali. Chcę więcej takich opowieści.
Historia przedstawia klasyczne dla horroru miasteczko, położone gdzieś obok dróg szybkiego ruchu czy autostrad, takie typowe dla USA, gdzie populacja wynosi mniej niż 100 osób. Poznajemy Ethana, i poznajemy go w dość słabym dla niego momencie, bowiem akurat wtedy gdy traci nad sobą kontrolę i robi widowisko dosłownie przed praktycznie całym miasteczkiem. Obrażony, odrzucony, wyśmiany wsiada do samochodu, i na drodze napotyka przepiękną, nagą kobietę, wyraźnie przed kimś uciekającą. Postanawia jej pomóc… i zaczyna się bardzo standardowy, ale mimo to niezwykle wciągający horror, w którym na pierwszym planie wcale nie mamy zła czy krwistych fragmentów, ale przerażenie i panikę mieszkańców Pennystown. A potem robi się tylko ciekawej.
Komiks straszy przede wszystkim tematem seksualności człowieka w ujęciu biologicznym. Historia tu przedstawiona skupiona jest na zbudowaniu konfliktu między mieszkańcami Pennystown w oparciu o płeć: życie, istnienie kobiet jest zagrożone, a przyczyną grozy jest pośrednie działanie mężczyzn. To jak w życiu, prawda? Mówi się, że nie ma na planecie ani jednej kobiety, która choć raz nie poczuła się zagrożona ze strony płci przeciwnej. Bracia Luna jakby postanowili tę prawdę ukazać w dosłownym świetle: oto bowiem od biologii, wedle której funkcjonują mężczyźni (myśli o seksie co 7 sekund, pożądanie damskiego ciała na pierwszym planie, chuć) zależy skala zagrożenia dla miasteczkowych pań.
Ale sytuacja potrafi się odwrócić. Co bowiem innego mogą zrobić kobiety w takim zagrożeniu? Jeśli puszczenie mężczyzn samopas, bez żadnej kontroli będzie potęgowało, zwielokrotniało niebezpieczeństwo, może należy ich uwięzić? A skoro biologia tak mocno rządzi życiem mężczyzn, może należy ich pozbawić… męskości?
Brzmi to dość enigmatycznie bez dokładnego przedstawienia motywu, który braciom Luna posłużył do kreacji tej opowieści grozy, ale w żadnym wypadku nie mogę zepsuć Wam zabawy. A ta jest przednia, bracia potrafią wywołać emocje, nie sposób nie identyfikować się z bohaterami, obojga płci zresztą. Przy czym horror został napisany tak trochę w stylu Stephena Kinga - nie tylko mamy grozę; spora część wydarzeń pokazuje tu po prostu życie mieszkańców niedużej, położonej z dala od innych miejscowości, ze swoim charakterystycznym klimatem, relacjami między sąsiadami, plotkami. Doprawdy, wspaniała historia, która zaprezentowała mi braci Luna z najlepszej strony, i teraz ze szczególną uwagą będę się przyglądał pozostałym historiom, które wykreowali. Chcę więcej takich opowieści.
Image Comics
Volume 1: Conception
Volume 2: Emergence
Volume 3: Survival
Volume 4: Extinction
piątek, 17 maja 2024
Saga (Image Comics), Fiona Staples, Brian K. Vaughan
Och, jak ja uwielbiam Humble Bundle. Te ich paczki, które dostarczyły mi niezłych gier, ale jeszcze lepszych komiksów! No żadnej nie przepuszczam, poza ostatnią (Cyberpunk 2077 i Wiedźmin, kupuję to na papierze). I pewnego razu nabyłem drogą kupna paczkę „o dziewczynach”, czyli komiksów skupionych na silnych postaciach kobiecych… jak zakładam.
Paczka sobie leżała, aż dotarła do mnie informacja, że ta seria komiksowa Saga to jest coś, co warto znać. No i proszę, w paczce z HB było dziesięć tomów. Całość, myślę sobie, więc rzucam się do lektury. Ale niestety to nie była całość… albo na szczęście, bo historia tu jest tak doskonała, że fajnie jest sobie myśleć, że przed nami wciąż kilkadziesiąt epizodów.
Saga opowiada o wojnie i miłości, trochę jak z powodu miłości wybuchają wojny, ale znacznie bardziej o tym, jak przez wojnę cierpi miłość. Wizja scenarzysty (Brian K. Vaughan) jest niezwykle szeroka, prezentując nam coś, co niby doskonale znamy, ale o czym zawsze warto przypominać. Kreacja pola walki poprzez romantyczny związek wrogów niby znana jest przynajmniej od czasów szekspirowskich, ale odpowiednio przedstawiona może się stać doskonałym fundamentem do prezentacji całej gamy scen, wizji i myśli, które uderzają czytelnika prosto w jego (nawet kamienne) serce.
Saga jest jak „Ojciec chrzestny”. Otóż utarło się, że owa powieść jest o wszystkim, że nie da się rzec jednego głównego tematu. I podobnie jest tutaj - wojna i miłość jest jednocześnie wszystkim, o czym Saga opowiada, a przy tym jest punktem-wyzwalaczem do ukazywania najróżniejszych sytuacji, które - choć dzieją się w kosmosie, wśród ras nieludzkich (choć bardzo humanoidalnych a nawet antropomorficznych) - są tymi, w których i nam zdarzyło się, lub zdarzy uczestniczyć.
Saga jest serią komiksową, której ogólna koncepcja i wizja mnie zupełnie pochłonęła, o której chciałbym mówić długo, ale doprawdy mówiłbym stale to samo. Uwielbiam, gdy historia opowiada o tym, co jest ważne, naprawdę ważne w życiu i wskazuje jak łatwo dajemy się zmanipulować, pragnąc rzeczy, które wypromowano jako godne pożądania, ale po prawdzie rzeczy zbytecznych. Saga oferuje mnóstwo emocji, wzruszeń, serce może pęknąć więcej niż raz i jest kopalnią cytatów, które krótko, ale niezwykle treściwie sprowadzają czytelnika na ziemię z chmury, na której aktualnie przebywa.
Paczka sobie leżała, aż dotarła do mnie informacja, że ta seria komiksowa Saga to jest coś, co warto znać. No i proszę, w paczce z HB było dziesięć tomów. Całość, myślę sobie, więc rzucam się do lektury. Ale niestety to nie była całość… albo na szczęście, bo historia tu jest tak doskonała, że fajnie jest sobie myśleć, że przed nami wciąż kilkadziesiąt epizodów.
Saga opowiada o wojnie i miłości, trochę jak z powodu miłości wybuchają wojny, ale znacznie bardziej o tym, jak przez wojnę cierpi miłość. Wizja scenarzysty (Brian K. Vaughan) jest niezwykle szeroka, prezentując nam coś, co niby doskonale znamy, ale o czym zawsze warto przypominać. Kreacja pola walki poprzez romantyczny związek wrogów niby znana jest przynajmniej od czasów szekspirowskich, ale odpowiednio przedstawiona może się stać doskonałym fundamentem do prezentacji całej gamy scen, wizji i myśli, które uderzają czytelnika prosto w jego (nawet kamienne) serce.
Saga jest jak „Ojciec chrzestny”. Otóż utarło się, że owa powieść jest o wszystkim, że nie da się rzec jednego głównego tematu. I podobnie jest tutaj - wojna i miłość jest jednocześnie wszystkim, o czym Saga opowiada, a przy tym jest punktem-wyzwalaczem do ukazywania najróżniejszych sytuacji, które - choć dzieją się w kosmosie, wśród ras nieludzkich (choć bardzo humanoidalnych a nawet antropomorficznych) - są tymi, w których i nam zdarzyło się, lub zdarzy uczestniczyć.
Saga jest serią komiksową, której ogólna koncepcja i wizja mnie zupełnie pochłonęła, o której chciałbym mówić długo, ale doprawdy mówiłbym stale to samo. Uwielbiam, gdy historia opowiada o tym, co jest ważne, naprawdę ważne w życiu i wskazuje jak łatwo dajemy się zmanipulować, pragnąc rzeczy, które wypromowano jako godne pożądania, ale po prawdzie rzeczy zbytecznych. Saga oferuje mnóstwo emocji, wzruszeń, serce może pęknąć więcej niż raz i jest kopalnią cytatów, które krótko, ale niezwykle treściwie sprowadzają czytelnika na ziemię z chmury, na której aktualnie przebywa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)