Trudno było mi się oderwać od lektury, Ałbena Grabowska pisze w sposób mocno przykuwający do fotela. Człowiek niemalże zaczyna sobie planować dzień tak, by czas przy jej powieści był punktem kulminacyjnym całej doby. Historie z zesłania na Syberii czy przerażające opowieści o tym, co działo się w obozie koncentracyjnym nie są tym, czego czytelnik mógłby się spodziewać. Jest wiele książek o tej tematyce, i niestety często prowadzą fabułę podobnie, kolejny raz prezentując nam okrutne zachowania spod znaku “ludzie ludziom zgotowali ten los”. Na szczęście w przypadku “Matek i córek” dramatyczne treści są jedynie tłem dla historii znacznie ciekawszych - prezentacji losów bohaterek, każdej postawionej w innej sytuacji, każdej inaczej reagującej na to, co się przytrafiło.
Prócz wojen i związanych z nimi dramatów poznamy także losy matki bohaterki (czasy PRL) i jej samej, a całość ułoży się w nieźle skonstruowaną historię, której autorem mógł być tylko… chciałem napisać, że tylko wiek XX, ale wyglądam za okno, czytam nagłówki portali i nie, jednak nic się nie zmieniło. Te dramaty dzieją się cały czas, cywilizacja, etyka i kultura okazała się kłamstwem, a to, co przeżywały bohaterki “Matek i córek” zaczyna się od tego, co dzieje się tu i teraz, obok nas. Polecam zatem świetną lekturę na nasze czasy, może sprowadzenie różnych rodzajów cierpienia do wyrazistych bohaterek książki wpłynie jakoś na czytelnika, obudzi w nim jakąś strunę tkwiącą do tej pory w letargu spowodowanym pozorną wolnością i dobrobytem.
Marginesy 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz