czwartek, 20 maja 2021

Kristin Hannah - "Prawdziwe kolory"

Niewiele brakowało, bym uznał, że “Prawdziwe kolory” mogą stać na półce tuż obok “Wielkiej samotności” tej samej autorki. Powieść wciąga w podobny sposób, przez spory fragment lektury masakruje czytelnika, pokazując życie takim, jakie często bywa - w którym musimy się zgodzić z niesprawiedliwością i uznać, że pewne sprawy musimy odpuścić, by w ogóle mieć chęć do dalszej egzystencji.

Bohaterkami są córki ranczera, które poznajemy w momencie śmierci ich matki. Kilka lat potem, jako młode kobiety ruszają w swoje strony, wciąż jednak pozostając w okolicy rodzinnego domu. Tylko najmłodsza faktycznie wciąż mieszka z ojcem. Vivi Ann w pewnym momencie swojego życia staje w trudnej sytuacji: ma szansę przeżyć życie bezpiecznie, z solidnym mężczyzną, lub wywołać chaos, stanąć naprzeciw wszystkich, ale przeżyć prawdziwą, dziką miłość. Brzmi jak początek romansu, ale “Prawdziwe kolory” to nie romans, a dramat.

Powtarzając się po poprzednich opiniach o powieściach Kristin Hannah - tak, od tej również nie mogłem się oderwać. Dałem się totalnie wciągnąć w świat trzech kobiet (ok, dwóch, trzecia jest raczej tłem, choć niezbędnym) i przeżywałem emocje związane z sytuacją, w jakiej zostały postawione. Szkoda tylko, że im bliżej końca, tym większą czułem obawę, że autorka tym razem chce nam zafundować zakończenie prosto z bajki. Niestety, nie pasuje ono do całości, psuje doskonały dramat, i nie chodzi o to, że lubię jak książki całkowicie depczą swoich bohaterów, nic z tych rzeczy. Ostatnie kartki powieści wyglądają tak, jakby pisał je ktoś inny, a nie kobieta odpowiedzialna za stworzenie poprzednich trzystu stron. I tak warto po książkę sięgnąć, ale samo zakończenie do historii tu przedstawionej nie pasuje.

True Colors, Świat Książki 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz