niedziela, 1 września 2024

Katarzyna Zawodnik - "Zapisz zmiany"

To chyba debiut, i to jak bardzo udany! „Zapisz zmiany” to science fiction, które powraca do wielokrotnie poruszanego tematu „sztucznego” życia. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nasze domy i mieszkania już teraz wypełnione są swego rodzaju „inteligentnymi” robotami; pełzak sprząta, lodówka być może daje znać że brakuje jajek, o automatycznie zarządzanych gniazdkach z prądem czy oświetleniu już nie wspominając.

A co się stanie, gdy wejdziemy na kolejny poziom robotyki, gdy człowiek będzie w stanie już zaoferować „sztucznego” nie tylko sprzątacza czy kierowcę, ale nawet towarzysza życia? Takiego opartego dokładnie o nasze osobiste wymogi, który ma wypełnić wszystkie nie tyle fantazje, co właśnie potrzeby, wraz z tymi głęboko ukrytymi. Autorka nie tylko prezentuje sposób, w jaki tego być może kiedyś będzie można dokonać z punktu widzenia społeczno-marketingowego, ale od razu też ukazuje co się stanie, gdy człowiek - zgodnie ze swoją naturą - będzie kręcił, kluczył, i nawet poddany obserwacji poradzi sobie z zaprezentowaniem siebie tak, jak by chciał wyglądać, a nie tak, jakim jest faktycznie.

Świat przedstawiony jest po kolejnej, trzeciej wojnie światowej, i nie jest tym, co znamy zza okna. Autorka poszła utartym schematem w tym względzie, ale nie bez powodu - po wielkiej wojnie ludzkość żyje głęboko pod ziemią, i jest społeczeństwem po traumie, rządzonym przez sztuczną inteligencję. Oto mamy przykład science fiction, w którym AI odpowiada nie za zagładę, ale ocalenie ludzkości. To jednak niesie ze sobą pewne konkretne pytania, wątpliwości i Katarzyna Zawodnik wzorem najlepszych klasyków science fiction nie tylko zadaje czytelnikowi te pytania, ale również prezentuje swoją wersję odpowiedzi. Lektura jest doprawdy fascynująca, niby mówi o kwestiach, które wśród fanów gatunku są przegadane z wielu stron, a mimo to potrafi zaciekawić, zaintrygować. Kilkoro bohaterów sprytnie i sprawnie łączy się w większą całość, i ostatecznie „Zapisz zmiany” okazuje się lekturą, która łączy w sobie jednocześnie twarde SF, jak i odrobinę cyberpunka ze sporą polewą z mojej ulubionej fantastyki socjologicznej. Wspaniały debiut, godny polecenia i uwagi, a nazwisko Autorki od razu wędruje na szczyt listy tych, których twórczość należy obserwować ze szczególną uwagą.

Agata Bizuk, Potomkowie: "Skóra na niedźwiedziu", "Do grobowej deski"

W cyklu o ulicy Zielonej mieliśmy do czynienia z mieszkańcami domu, sąsiadami. Tu natomiast mamy sprawę z pewną rodziną: nestorką, zamieszkującą samotnie w ogromnym domu i jej potomstwem wraz z rodzinami. Schemat jest ten sam: oto ludzie, tacy jak my, z problemami podobnymi do naszych lub tych, którzy nas otaczają. Powieść o dziwnych przypadkach, jakie chodzą po ludziach. No, po prostu oderwać się nie można, napisane jest to z takim dowcipem i polotem. Mamy tu i klasyczne niesnaski między dorosłym, pędzącym za dobrobytem rodzeństwem, jak i smutne historie o wygasłej miłości czy zdradach, wzajemnych oskarżeniach i niedojrzałości ludzi dorosłych. Są i wnuki, kolejne pokolenie, jest technologia, media społecznościowe czy zamiłowanie starszych pań do potańcówek, spożywania domowych nalewek, ale i Tinder się trafi. Lektura zupełnie i kompletnie relaksująca, wcale nie bezmyślna czy banalna, ale właśnie uspokajająca, a kto wie, czy niejeden czytelnik spoglądając na to jak ludzie sobie bliscy sami sobie kreują coraz to większe i bardziej niepotrzebne problemy nie zastanowi się nad sobą samym czy relacjami z bliskimi. No czekam na trzeci tom, niech tylko wyjdzie i to będzie moment, książki pani Bizuk czytają się same.

Kristin Hannah - "Powrót do domu"

Kristin Hannah należy do tego grona pisarzy, którzy potrafią obok doprawdy wspaniałych powieści wyprodukować (i specjalnie mówię: wyprodukować) kompletne gnioty i krapiszcza. “Powrót do domu” zapowiada się na coś z tego pierwszego zbioru, niestety jednak ostatecznie wrażenia z lektury mam mizerne, raczej towarzyszy mi uczucie głębokiego rozczarowania.

Od początku wiemy, że to będzie historia, którą już wielokrotnie zdążyliśmy poznać. Nic nowego, kolejny raz to samo, i nie ma sprawy, takich pokrzepiających pozycji nigdy zbyt wiele. Oto gwiazdor kina staje przed obliczem śmierci, i jedynie cud może go uratować dzięki możliwościom współczesnej transplantologii. Los (a raczej Autorka) chce, że na operację trafia do Seattle, z którego przed niemal dwudziestu laty uciekł. Fani romansów od razu wiedzą o co chodzi, i przechodzimy do właściwej akcji, czyli kontakt z dawno utraconą miłością i tak dalej.

Książka zakreśla dosłownie każdy punkt po kolei spośród tych, które można by wylistować jako “niezbędne dla klasycznego melodramatu”. Ale naprawdę: każdy. Jest to ogromnie rozczarowujące, bowiem początkowo otrzymujemy sygnały, że być może będzie o walce z chorobą alkoholową, wojnie o zmianę wewnątrz siebie samego, że “Powrót do domu” zaoferuje faktyczną wartość przy okazji melodramatu, jako coś, co będzie powieść odróżniało od dosłownie tysięcy takich samych, w których jedynie nazwiska bohaterów się w zmieniają. Ale nie - Autorka zaprezentowała bohaterów, a potem w mgnieniu oka porzuciła pierwotne rysy charakteru, tworząc postaci, których zachowanie i podejmowane decyzje nie mają żadnego, najmniejszego sensu. Z przykrością to piszę, ale nawet masowo powstające kserówki cyklu “Siedem sióstr” Lucindy Riley oferują postaci, które zachowują się bardziej logicznie i w bardziej przemyślany sposób, niż to, co zaprezentowała Kristin Hannah tym razem. Odradzam, lepiej przeczytać kolejny raz “Firefly Lane” czy “Wielką samotność”, które na tle tej pozycji wyglądają, jakby pisał je ktoś inny, ktoś o wiele większym talencie.