Weźmy taki Skynet. Jest sobie sztuczna inteligencja, która uznała, że ludzkość jest zagrożeniem. Mnie zawsze ciekawiło co by było gdyby na miejscu sztucznej inteligencji był właśnie człowiek, ale pozbawiony słabego, podatnego na choroby ciała - samo jego najgłębsze jestestwo, dla jednych będzie to dusza, dla innych mózg, zapisana w nim świadomość, tak unikalna i fascynująca.
Autor właśnie ten motyw wziął na warsztat. Bohater staje się cyfrowym zapisem, który początkowo musi wypełniać polecenia, czy też po prostu współpracować ze swoimi kreatorami, czyli ludzkością. A ludzkość owa poszła w najróżniejszych kierunkach - kreacja nieodległej przyszłości jest mroczna, ale smutnie realistyczna. I nasz Robert, a właściwie Bob, jest jak ten Skynet - nie ma ciała, nie ma powłoki zewnętrznej, ale niewątpliwie istnieje, a co najważniejsze doskonale rozumie mechanizmy funkcjonowania nowoczesnych technologii komputerowych. Ot, siła nerda nad mięśniakiem znowu udowodniona.
Autor zabiera nas na wyprawę będącą niczym najlepsze wakacje. Jest inteligencja, wcale nie taka sztuczna, skoro „ludzka”, i jest kosmos. Pragnienie przeniesienia życia dalej, kolonizacji, fascynacja gwiazdami, planetami, galaktykami. Jest ludzkość, która robi to, co zawsze wychodziło jej najlepiej, czyli głównie sobie sama szkodzi, ale są pewne jednostki, które widzą szerzej, spoglądają głębiej. Nasz Bob zaczyna brać aktywny udział w realizowaniu wizji o przyszłości ludzkości, a przy tym, skoro jesteśmy w kosmosie, ziści się niejedno marzenie miłośnika science fiction. Wyobraźmy sobie jak potężną okazała by się taka „sztuczna” inteligencja, zapisana cyfrowo, wielokrotnie skopiowana i zabezpieczona, praktycznie nieśmiertelna, z możliwościami rozwoju takimi, jakie oferuje technika, niezwiązana z czasem znanym ludzkości (głębokie procesy wszak komputer załatwia w ciągu milisekund, a nie tygodni rozważań), ciągle rozwijająca się, no i jednak nie „sztuczna”, bo ludzka. Wyobraźmy sobie na jakie przeszkody mógłby natrafić człowiek, który nie istnieje, jest jedynie ciągiem już nawet nie zer i jedynek, bo to wszystko w postaci kwantowej zostało opisane. Jego psychika, jaźń. Autor poszedł tu z rozmachem, być może nawet zbyt dużym, ale to się okaże po lekturze całego cyklu. Tom pierwszy jednak jest powiewem świeżości w gatunku, przedstawia wizję wprost cudowną, a przy tym napisany jest lekko niczym jakieś romansidło czy inne czytadło. Oto jak powinna wyglądać przyjemność płynąca z lektury fantastyki naukowej. Zdecydowanie polecam.
Autor właśnie ten motyw wziął na warsztat. Bohater staje się cyfrowym zapisem, który początkowo musi wypełniać polecenia, czy też po prostu współpracować ze swoimi kreatorami, czyli ludzkością. A ludzkość owa poszła w najróżniejszych kierunkach - kreacja nieodległej przyszłości jest mroczna, ale smutnie realistyczna. I nasz Robert, a właściwie Bob, jest jak ten Skynet - nie ma ciała, nie ma powłoki zewnętrznej, ale niewątpliwie istnieje, a co najważniejsze doskonale rozumie mechanizmy funkcjonowania nowoczesnych technologii komputerowych. Ot, siła nerda nad mięśniakiem znowu udowodniona.
Autor zabiera nas na wyprawę będącą niczym najlepsze wakacje. Jest inteligencja, wcale nie taka sztuczna, skoro „ludzka”, i jest kosmos. Pragnienie przeniesienia życia dalej, kolonizacji, fascynacja gwiazdami, planetami, galaktykami. Jest ludzkość, która robi to, co zawsze wychodziło jej najlepiej, czyli głównie sobie sama szkodzi, ale są pewne jednostki, które widzą szerzej, spoglądają głębiej. Nasz Bob zaczyna brać aktywny udział w realizowaniu wizji o przyszłości ludzkości, a przy tym, skoro jesteśmy w kosmosie, ziści się niejedno marzenie miłośnika science fiction. Wyobraźmy sobie jak potężną okazała by się taka „sztuczna” inteligencja, zapisana cyfrowo, wielokrotnie skopiowana i zabezpieczona, praktycznie nieśmiertelna, z możliwościami rozwoju takimi, jakie oferuje technika, niezwiązana z czasem znanym ludzkości (głębokie procesy wszak komputer załatwia w ciągu milisekund, a nie tygodni rozważań), ciągle rozwijająca się, no i jednak nie „sztuczna”, bo ludzka. Wyobraźmy sobie na jakie przeszkody mógłby natrafić człowiek, który nie istnieje, jest jedynie ciągiem już nawet nie zer i jedynek, bo to wszystko w postaci kwantowej zostało opisane. Jego psychika, jaźń. Autor poszedł tu z rozmachem, być może nawet zbyt dużym, ale to się okaże po lekturze całego cyklu. Tom pierwszy jednak jest powiewem świeżości w gatunku, przedstawia wizję wprost cudowną, a przy tym napisany jest lekko niczym jakieś romansidło czy inne czytadło. Oto jak powinna wyglądać przyjemność płynąca z lektury fantastyki naukowej. Zdecydowanie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz