środa, 19 lutego 2025

Ben Templesmith, Steve Niles - „30 Days of Night”

To już chyba klasyk, który rozwinął się w całkiem sporą serię. Mamy do czynienia z horrorem, w którym złem są wampiry. Z tym, że autorzy są tak bardzo oszczędni w opowiadaniu historii oraz sposobie jej przedstawienia, że ta raczej prosta historia faktycznie zapada w pamięć o wiele bardziej, niż początkowo może się wydawać.

Akcja rozgrywa się w Barrow, na Alasce. Jest to miejscowość, która leży tak daleko na północy, że trafia się w niej czas, gdy przez całe trzydzieści dni nie wschodzi słońce. I dokładnie w tym momencie zaczynają się dziać dziwne rzeczy, znikają wszystkie urządzenia służące do komunikacji, a potem… a potem mamy do czynienia z krwawą jatką, jaką mieszkańcom zgotowali przybysze.

Jest to rzecz naprawdę prosta. Pojawiają się bestie, nie wiadomo skąd, nie wiadomo nic, poza tym, że istotne jest tych trzydzieści dni. Nieliczni ocalali podejmują nierówną walkę, ponadto gdzieś w tle mamy bohaterów, którzy jakby coś wiedzieli, coś rozumieli - zaczyna się wątek, który na pewno będzie kontynuowany w przyszłości. Prostota wynikająca z braku wyjaśnienia czegokolwiek doskonale współgra z obrazem, który jest… byle jaki. Wiem, wiem, przepraszam, na pewno jest to jakiś rodzaj formy artystycznej, jednak patrząc na kreskę miałem wrażenia, że widzę chaos, pośpiech, niemalże brud. I to choć może nie pozwala na zachwyty nad rysunkiem, to jednak świetnie współgra z historią przedstawioną. Jest to taki rodzaj horroru, gdzie niewiele wiadomo, gdzie pytań pod koniec jest znacznie więcej, niż na początku, ale który się czyta, podoba i zaostrza apetyt na więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz