czwartek, 16 kwietnia 2020

Prawie jak Persona, czyli Tokyo Mirage Sessions #FE Encore (ATLUS)

Myślę, że od razu trzeba wyjaśnić jedną rzecz: choć w tytule występuje magiczna dla wielu nazwa Fire Emblem (#FE, lub sharp FE), gra nie ma nic wspólnego z taktycznym jRPG. Całe Fire Emblem ogranicza się do wystąpienia w produkcji bohaterów znanych z cyklu, głównie z odsłon Shadow Dragon oraz Awakening.

Tokyo Mirage Sessions #FE Encore to remaster gry wydanej na Nintendo Wii U. Teraz, gdy Switch znacznie przebił sprzedażą Wii U gra ma wreszcie szansę dotrzeć do szerszego grona fanów, a szczególnie fanów serii Persona, do których się zdecydowanie zaliczam.

Bowiem TMS#FEE to nic innego, jak specyficznego rodzaju Persona. Gra należy do świata przedstawionego w cyklu Shin Megami Tensei, a rozgrywka przypomina Persony właśnie, konkretnie te od części trzeciej - najlepsze. Ponadto widać tu wielki wpływ na cykl Persona, ewidentnie testowano tu elementy, które potem znalazły swoje miejsce w ostatniej póki co, piątej odsłonie serii.


Jednak o ile Persona to gra o uczniach, która w dużej mierze rozgrywa się w szkole, tu jest zupełnie inaczej. Wciąż bohaterami są nastolatkowie, jednak teraz są to objęci protektoratem studia tzw. IDOLE. Gra wykorzystuje faktycznie istniejący w Japonii mechanizm kreowania IDOLI, młodocianych aktorów, piosenkarzy, tancerzy - wszelkiej maści performerów. Stąd też moment, gdy Itsuki Aoi - nasz główny bohater - dowiaduje się o istnieniu innego świata pełnego dziwnych stworzeń gracz nie jest zdziwiony, gdy zamiast towarzyszących Person mamy Performy, a znane wszystkim Shadows to Mirages. Reszta gry pozostaje bez zmian: tworzymy relacje między postaciami, które odblokowują opcjonalne zadania poboczne, a całość zabawy prowadzi do typowo japońskiego wielkiego finału.



Wydaje mi się, że fabuła, choć może brzmi dziwacznie wcale nie jest trudna do zaakceptowania, a na pewno nie w większym stopniu niż typowy jRPG. Kto lubi, ten się odnajdzie, kto jest anty - ten nie ma tu czego szukać.

Istotą zabawy jest przemierzanie kolejnych lochów, tu zwanych IDOLASPHERES. Są one pełne niespodzianek, oferują przeróżne elementy wydłużające zabawę, machanizmy, blokady - wszystko sprawia dobre wrażenie i miałem przyjemność z eksploracji, tak jak w piątej Personie. To zupełnie inny poziom niż trójka i czwórka, gdzie liczy się piętra, tak naprawdę takie same. Tu ktoś się postarał, i to doceniam.



Walka nie jest losowa, Mirages są widoczne w lochach, choć czasem materializują się dosłownie przed graczem. No i walka jest najważniejszym elementem zabawy. Jest to klasyczna, turowa rozgrywka, gdzie wykorzystane są mechaniki Shin Megami Tensei. Każdy, w tym i bohaterowie, ma swoje mocne i słabe strony. Zadaniem gracza jest je odkryć i wykorzystać na swoją korzyść. Gra oczywiście zapamiętuje dane i raz odkryty typ wroga na stałe wskazuje czym najlepiej go potraktować.

No i tu też mamy wykorzystanie słowa Session. Otóż dobrze zaplanowany atak wywołuje sesję, czyli bohater skutecznie atakujący ciągnie za sobą kolejnego, i tak za pojedynczym kosztem punktów SP odpowiedzialnych za umiejętności tworzymy ciąg ataku, który z czasem może się stać wręcz zabójczy. Gra została rozbudowana w stosunku do swojej wersji z Wii U, i prócz siedmiu głównych postaci w sesjach mogą uczestniczyć także postaci niegrywalne, związane z bohaterami, o ile poświęciliśmy im odpowiednio dużo uwagi.

Wykorzystanie sesji widać świetnie w późniejszej Personie 5, która także skupiała się na atakach łączonych. I podobnie jak w piątce, także tu można w trakcie walki zmieniać dowolnie postaci, oprócz głównego bohatera, który zawsze musi być w drużynie. No, chyba że gracz rozegra przygodę kolejny raz, w czymś na kształt nowej gry plus. Wtedy nawet Itsuki nie musi być stałym elementem walki.



Walka daje dużo satysfakcji, choć z czasem ataki stają się przydługie. Na szczęście wersja Encore potrafi je nieco przyspieszyć, nie pozbawiając uroku. I tak podczas nieco ponad 60 godzin można poczuć przyjemność płynącą z cyklu Persona nie grając w Personę.

A Fire Emblem? Cóż, najważniejsze Performy naszych bohaterów oraz niektórzy co ważniejsi bossowie to po prostu postaci znane z tego cyklu. I nic ponadto. Można z nimi pogadać, ale ich wątek utraconego świata i amnezji jest mierny, ot, po prostu jest. Prawdę mówiąc w ogóle nie poświęcałem im uwagi, byli tak bardzo nijacy. Ale jako Performy godnie zastąpili Persony. I o to chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz