niedziela, 19 kwietnia 2020

Marketing lepszy niż faktyczna lektura, czyli nihil novi (Kassandra Montag - "Świat po powodzi")

Kiedy zaczynałem lekturę spodziewałem się (naprawdę nie wiem skąd mi się to wzięło) książki, która w jasny sposób czytelnikowi powie: tak będzie wyglądał świat jeśli wciąż pozwolimy gadającym garniturom wyśmiewać się z ocieplenia klimatu. Że całość ukazanej tu historii będzie uderzać czytelnika niczym pięść w czoło, że przekaz będzie na pierwszym planie, że autorka chce powiedzieć o czymś ważnym.

A tak nie jest. Oczywiście, że powódź i całokształt obrazu świata przedstawionego wynika ze szkodliwej działalności człowieka, jest ten temat jednak zupełnie pominięty. Ot, doprowadziliśmy wreszcie do tego, i mamy za swoje. Zupełnie bez emocji, bez właściwego przekazu, weź się, czytelniku, lepiej skup na losach Myry i Pearl.

Zatem skupiłem się na losach bohaterki, która wraz z córką żegluje wokół jedynego skrawka lądu w okolicy, czyli szeroko rozumianych gór Skalistych i Andów. Łowią ryby i próbują przeżyć, Myra wspomina swoją drugą, nieco starszą córkę, z którą została pozbawiona kontaktu. Czytelnik się spodziewa, że pojawi się nadzieja na odzyskanie tegoż kontaktu, i zupełnie jak za dotykiem magicznej różdżki bierzemy udział w wyprawie hen, na północ, gdzie dziewczynka była ostatnio widziana.

Po drodze autorka prezentuje nam kilka typowych postaw dla lektury post-apokaliptycznej. Oto źli ludzie, piraci, którzy w świecie pozbawionym prawa i porządku terrorem wymuszają posłuszeństwo u tych nielicznych, którzy wciąż próbują jakoś funkcjonować. Proszę, tu mamy statki reprodukcyjne, gdzie przetrzymuje się dziewczyny i kobiety w jedynym słusznym celu. Gdzieś widziałem jak ktoś próbuje tym faktem porównać “Świat po powodzi” z “Opowieścią podręcznej”. Karkołomny pomysł; powieść Kassandry Montag nie wytrzyma kontaktu nawet z komiksem “The Walking Dead”, a co dopiero z poważną, przemyślaną, skłaniającą do myślenia fantastyką socjologiczną.

Jest bowiem “Świat po powodzi” po prostu powieścią akcji, w której jedyne emocje, jakie przeżywamy są w całości oparte na ogranych wielokrotnie akordach, na schematach, z których buduje się pozbawione ambicji filmy w Hollywood. A bohaterka, choć postawiona w roli osamotnionej matki podejmującej wielkie wyzwanie odszukania drugiej córki tak naprawdę nie wygląda jak postać dramatyczna. Znacznie bliżej jej do Sigourney Weaver strzelającej do ksenomorfów czy Lindy Hamilton eliminującej kolejnego T-1000.

Oczywiście, że można się dobrze przy lekturze bawić. W końcu dotarłem do końca bez zmuszania się do kolejnych sesji. Jednak te wszystkie blurby i opinie, które dostrzegam tu i ówdzie bardzo książce i autorce szkodzą. To nie jest ten kaliber lektury - to po prostu dobry dramat w ciekawych okolicznościach, ale zupełnie pozbawiony motywów skłaniających do większej zadumy czy to o bestiach ukrytych w człowieku, czy naszym postępowaniu rujnującym tę planetę.

After the Flood: A Novel
HarperCollins Polska 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz