środa, 23 października 2019

Instytut corocznego wydawania powieści tym razem zawiódł (Stephen King - "Instytut")

Właściwie to nie ma się do czego przyczepić w “Instytucie”, poza całą serią głupotek, ale to raczej norma u tego pisarza. Że za długa, to na pewno. Że przegadana tu i ówdzie - no raczej. Że trzeba mocno mrużyć oczy, żeby całość w ogóle zaakceptować - no pewnie, to King. Że zmarnowano parę dobrych motywów - wiadomo. I paru bohaterów, w sumie, to jednego - owszem. No a poza tym, jest “Instytut” kolejną powieścią, jak co roku, lepszą od chociażby takiego “Doktora Sen”, ale nie mającą startu do, dajmy na to: “Outsidera”, o “Ręce mistrza” czy “Dallas ‘63” nie wspominając.

To takie Stranger Things, z tym, że rozgrywające się w naszych czasach, a nie przed trzydziestu laty. I że bohater jest małym geniuszem - nie wiem po co, mam wrażenie że jego geniusz jest tu zbyteczny, wręcz: przeszkadza. I trochę trudno zaakceptować istnienie Instytutu w czasach social mediów, szczególnie przy ewidentnych ograniczeniach intelektualnych jego pracowników. Nikt nic nie wygadał, pewnie, akurat. Ale może tylko mnie to drażni, może większość czytelników będzie się bawić lepiej. 

King potrafi tworzyć rzeczy genialne i beznadziejne. Moim skromnym zdaniem w “Instytucie” dobry jest tylko pierwszy fragment, o byłym policjancie, który czyta się jak prawdziwego Kinga. A potem jest już tylko gorzej, oczy trzeba mrużyć totalnie, żeby w ogóle chcieć znać dalsze losy. Szkoda mi tego policjanta, obiecał mi coś, czego w tej książce próżno szukać. Może za rok będzie lepiej.

The Institute
Albatros 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz