czwartek, 24 października 2019

Jakub Małecki - "Horyzont"

Choć bardzo mi się podobały ostatnie książki Jakuba Małeckiego, miałem wrażenie, że autor opowiadał wciąż tę samą historię, w sensie: przekazywał nam podobne wartości i emocje. I szykując się do lektury “Horyzontu” głównie rozmyślałem o tym, czy tym razem będzie inaczej. 

I było. Choć autor wciąż pisze o ludziach i ich przeżyciach, to “Horyzont” zupełnie nie przypomniał mi ani “Śladów”, ani “Dygotu”, ani “Rdzy”.

Jakub Małecki opowiada tu trzy główne historie, które bardzo dobrze się przeplatają. Na pierwszym planie wydaje się być główny bohater, Mariusz Małecki (Jakub z Mariuszem o nazwisku Małecki się tu przeplatają niczym w - przepraszam za słowo - incepcji), czyli weteran wojny w Afganistanie. Osobiście nie czytałem dotychczas nic o stresie pourazowym, wiem tyle, co z zachodnich produkcji i cieszę się, że to akurat Jakub Małecki o tym napisał, bowiem kojarzy mi się głównie z ekstremalną wręcz ilością empatii, jaka jest zawarta w jego książkach. Z tym, że historię Mariusza trochę można przewidzieć, na szczęście autor pisze tak, że przewidzieć wydarzenia można bez żalu. 

Mariusz spotyka Zuzę, a ona żyje w znacznie bardziej jednak interesującej (pardon, PTSD powinno być wyżej, sorry) dla mnie scenografii wnuczki, której coraz starsza babcia widzi córkę, czyli Zuzi matkę. I o coś tu chodzi, coś pomiędzy rodzicami dziewczyny - i tu jest trzecia historia, która podobała mi się najbardziej. Cokolwiek zdradzić byłoby zbrodnią, więc będę milczał, dodając od siebie, że moim skromnym zdaniem jest “Horyzont” do tej pory najlepszą powieścią autora.

Horyzont
Sine Qua Non 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz