środa, 19 maja 2021

O nowym starcie na Alasce opowiada Kristin Hannah

Kolejna powieść Kristin Hannah i kolejne godziny spędzone na pełnej emocji lekturze, gorączkowym przesuwaniu stron w czytniku - słowem jak za starych, dobrych lat, gdy od co drugiej książki nie dało się oderwać. Tym razem wielki bonus już na starcie: oto amerykańska rodzina z lat siedemdziesiątych wyrusza na Alaskę by zacząć wszystko od nowa. Szybko dowiadujemy się, że stan też w niczym nie przypominał wówczas tego znanego z naszych czasów; pięćdziesiąt lat temu Alaska wciąż była dzika, a każdy dzień był walką o zdobycie jak największej ilości zapasów na długą zimę. Komu marzy się życie w mniejszym gronie, gdzieś, gdzie nie ma upałów, i gdzie natura powoduje, że mężczyzna faktycznie powinien mężczyzną pozostać, temu nie trzeba mówić nic więcej o miejscu akcji.

Bohaterami jest małżeństwo z córką. On jakiś czas temu wrócił z Wietnamu, teraz jest wrakiem człowieka, cieniem dawnego siebie, nie potrafi utrzymać żadnej pracy, nie jest w stanie żyć z ludźmi - stale pakuje się w kłopoty. Ona nie potrafi wyjść z roli zakochanej nastolatki (którą już dawno nie jest) - strach z lat, podczas których ukochany był na wojnie powoduje, że staje się ślepa na to, co dzieje się dzisiaj, wciąż tkwiąc w przeświadczeniu, że on wiele przeszedł, że trzeba do niego podejść ze specyficznej strony, na wiele mu pozwolić i jeszcze więcej wybaczyć.

Obok nich córka, nastolatka, która jest zupełnie sama. Całym jej światem jest matka; częste zmiany miejsca zamieszkania zrobiły z dziewczyny odludka, pełnego kompleksów, samotnika, który z góry wie, że na przyjaźń nie ma szans. W takiej konfiguracji trafiają na Alaskę, gdzie z miejsca pochłonięci zostają przez niebywale życzliwych mieszkańców. Trwa lato, mroku praktycznie nie ma na tej długości geograficznej, on zaczyna się czuć zazdrosny o nowych znajomych, z którymi ona przebywa, dziewczyna tymczasem wreszcie poznaje kogoś w swoim wieku. Ale zbliża się zima – nie tylko pora roku, ale też ten czas, w którym nie uda się już chować za maskami i cała prawda o ludziach wyjdzie na jaw.

Ludzie, jak to się czyta! Owszem, trzeba lubić dramaty, w których zakończenie nie będzie brzmiało: “żyli długo i szczęśliwie”. Owszem, trzeba mieć siłę, by wejść i wytrzymać w historii tak toksycznej, tak brutalnej – ale bardzo rzeczywistej. Kto nie stroni od klimatów cięższych, ten będzie zachwycony. Oderwać się od lektury nie można, jeszcze trochę, jeszcze jeden rozdział… kurde balans, już trzecia nad ranem!

To jest smutna książka. Tu Kristin Hannah nie bawiła się w scenariusze, które z powieści zrobią dramat familijny klasy C (“Zdarzyło się nad jeziorem Mystic”). Kto jest chory, ten nagle cudownie nie ozdrowieje; kto jest potworem, ten nim pozostanie. Jednocześnie: w życiu można spotkać ludzi dobrych, przyzwoitych, to się zdarza, trzeba tylko mieć oczy szeroko otwarte, pozwolić im do siebie podejść, i przygotować się na to, że nim trafimy na faktycznych przyjaciół wpierw fałszywe istoty muszą nas wielokrotnie zranić. Rewelacyjny dramat, wzięty z półki prosto po “Gdzie poniesie wiatr” winduje Kristin Hannah na sam szczyt mojej aktualnej listy ulubionych twórców, polecam zdecydowanie, warto spróbować samemu, to jest tak dobre.

The Great Alone, Świat Książki 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz